List do Filipian 4:6
Przyznam szczerze, że
rzadko udaje mi się osiągnąć stan „nie troszczenia” się. Częściej jest to dla
mnie prawdziwą walką, aby doprowadzić swój umysł do destynacji pokoju
Chrystusowego.
Osoba wdzięczna, to osoba naprawdę spokojna. Uczę się bez względu na wszystko wypracowywać w sobie nawyk (tak, musimy się tego nauczyć), zatrzymania się i wybierania swoich decyzji; w tym również dostosowywania swoich myśli i poddawania ich pod posłuszeństwo Chrystusowi. Współczesna nauka mówi o neuroplastyczności naszego mózgu; tworzenia nowych połączeń między neuronami, tj. masz stary nawyk i w sposób świadomy podejmujesz wysiłek zmiany, przez co twój mózg uczy się nowych rzeczy, a po jakimś czasie nawyk staje się normalnością. Wierzę, że jest to częścią procesu odnowy naszego umysłu, o czym mówi Słowo Boże.
Dlatego, nieustannie mam
możliwość zatrzymania się i zrozumienia, że bez względu na okoliczności, zawsze
mogę być za coś wdzięczny. Stale powinienem świadomie przeżywać swoje życie w
obecności Boga. Koncentrować się na Nim, co z kolei zawsze zaowocuje
urzeczywistnieniem Jego pokoju w moim życiu.
Co dziś wybieram?
Paweł mówi, że modlitwa
połączona z dziękczynieniem przynosi pokój (Flp 4:7).
Niejednokrotnie
zastanawiałem się, w jaki sposób mogłoby zmienić się moje życie, gdybym w
trudnych okolicznościach postanowił zawsze zatrzymać się, skupić swój wzrok na
Jezusie i z wdzięcznością w sercu oddać wszystko PANU w modlitwie. Myślę, że
wiele spraw wyglądałoby inaczej.
Drogi Panie, czy pomożesz
mi dostrzec rzeczy, za które mogę być wdzięczny w każdej sytuacji, z którą się
dzisiaj spotykam? Czy pomożesz mi pamiętać o zatrzymaniu się i uznaniu tego za
dowód Twojej obecności? Czy pomożesz mi pamiętać, abym skupił się na Twojej
obecności, dopóki Twój potężny pokój nie napełni mojego serca i nie pomoże mi
zobaczyć wszystkiego wyraźniej, z Twojej perspektywy? Dziękuję Ci za
rzeczywistość, w której bycie wdzięcznym zmienia wszystko. W Imieniu Jezusa,
Amen.
***
Księga Wyjścia 13:21: „A PAN szedł przed nimi za dnia w słupie
obłoku, by prowadzić ich drogą, a nocą w słupie ognia, by im świecić, żeby
mogli iść dniem i nocą”.
Celem wyjścia z Egiptu był
Kanaan. Izrael prowadzony był przez obłok. Zasada funkcjonowania (Bożego
prowadzenia) ludu była dość prosta: Jeżeli obłok idzie, idziesz i ty, jeżeli
obłok nie idzie, ty również pozostajesz na miejscu. Nawet jeśli twoje myśli
podpowiadają ci, że trzeba działać, że trzeba zaangażować się w jakąś aktywność
bo przecież takie „nic nie robienie” jest głupotą i naiwnością, to jednak nie
sytuacja wymaga zmiany, ale twoje myślenie. Nasz Ojciec nie prosi cię o radę,
co należy robić. We właściwym czasie ruszysz w dalszą drogę. Ty jednak poprzez
społeczność z Chrystusem (w modlitwie, w Słowie Bożym, w zgromadzeniu ludu
Bożego) powinieneś uczyć się i rozpoznawać prowadzenie Ducha Prawdy, który
wszystko czyni według rady swojej woli, i w czasie, który został ustanowiony
przez Ojca przed założeniem świata.
***
Inaczej wyobrażałem sobie
koniec lipca (kiedy piszę te słowa). Dziwna to ścieżka. Nowa. Nie lubię rzeczy nowych. Nie cierpię
eksplorować tego co nieznane, nie wiedząc jakie doświadczenia może to
przynieść, bo też jak mówił klasyk „próbować to pierwszy krok do porażki”. Nie
chcę przegrać, nie chcę znowu przegrać. Jaki będzie sierpień? Smutki? Pokusy?
Próby? A może kolejny raz to moja percepcja wszystkiego jest po prostu
niewłaściwa? Może jednak to życie nie jest takie skomplikowane jak często mi się
wydaje?
Kilka dni temu czytałem
historię kapitana statku, który regularnie pływał po Missisipi. Kiedy jego
statek mijał inny statek, kapitan wziął
swojego towarzysza i podekscytowany wskazywał na kapitana drugiego statku. W
jego oczach była fascynacja, niecierpliwość, gwałtowność, radość. „Dlaczego
chcesz żebym wpatrywał się w tego człowieka?” – padło pytanie. Wtedy kapitan
opowiedział mu historię jak kilka lat wcześniej, w środku nocy jego okręt
zaczął tonąć. Nie było żadnej nadziei na pomoc. I to właśnie w tym czasie, ów
kapitan drugiego okrętu ruszył mu na pomoc, ratując jego i całą załogę. „Od
tamtej pory po prostu uwielbiam na niego wskazywać!”. Czyż to nie jest
doskonały obraz tego, czym jest życie chrześcijańskie? Nie żaden obowiązek
(legalizm), ale pragnienie radości wskazywania na Tego, który nas uratował. „Po
prostu uwielbiam na Niego wskazywać. Na Tego, który uczynił wszystko w moim
życiu; który dał mi wszystko; który jest moim wszystkim”.
***
Dla Lutra Chrystus musiał
być w sercu chrześcijanina codziennym zwierciadłem, w którym odbija się
wierność miłości Bożej. To zwierciadło łaski nigdy nie może zostać zniszczone.
Właściwie to należy „przedstawiać” diabłu gdy zaczyna nas oskarżać. Luter
zachęcał swoich wyznawców, aby zamiast z nim dyskutować, kpili z diabła.
Kiedy diabeł wyrzuca na nas nasz grzech i ogłasza, że jesteśmy godni śmierci i piekła, musimy powiedzieć: „Wyznaję, że jestem godzien śmierci i piekła. Co masz jeszcze do powiedzenia?” „Wtedy zginiesz na zawsze!”- mówi kusiciel. „Nigdy, gdyż znam Tego, który za mnie cierpiał i zadośćuczynił za moje grzechy, a imię Jego to Jezus Chrystus, Syn Boży. Dopóki On będzie żył, ja też będę żył”. Dlatego tak traktuj diabła: pluj na niego i mów: „Czy zgrzeszyłem? Cóż, w takim razie zgrzeszyłem i żałuję; ale nie będę z tego powodu rozpaczał, bo Chrystus wszystko zniósł i zabrał mój grzech, tak, i grzech całego świata, jeśli tylko wyzna swój grzech, nawróci się i uwierzy w Chrystusa. Co powinienem zrobić, jeśli dopuściłem się morderstwa lub cudzołóstwa, a nawet ukrzyżowałem Chrystusa? Dlaczego i wtedy miałbym otrzymać przebaczenie? Chrystus modlił się na krzyżu: „Ojcze, przebacz im”. W to mam obowiązek wierzyć. Zostałem uniewinniony. A zatem precz, diable!”.