Na wczorajszym
zgromadzeniu rozważaliśmy 16 rozdział Księgi Rodzaju gdzie jest napisane: „I
nazwała PANA, który mówił do niej: Ty jesteś Bogiem, który mnie widzi.
Powiedziała bowiem: Czyż tu nie spoglądałem na tego, który widzi mnie?”
(16:13).
Widzi. Moje myśli prawie natychmiast połączyły to „widzenie” z „poznaniem”. Jest ogromna różnica między „znaniem” (wiedza o faktach), a prawdziwym „poznaniem” kogoś. Kiedy apostoł Paweł pisał o swoim pragnieniu poznania PANA z pewnością był już wtedy człowiekiem, który bardzo wiele wiedział o Chrystusie. Naśladował Zbawiciela od około trzydziestu lat. Co miał jednak na myśli? Doskonale wiedział, że istnieje wyższy poziom poznania Boga. Z pasją dążył do tego, aby w jeszcze bliższy, bardziej intymny sposób zbliżyć się do Chrystusa.
To, że tak często jesteśmy
zadowoleni z naszego chrześcijaństwa, z naszego chodzenia z Bogiem i nie dążymy
do tego, aby Go poznać, jest bardzo smutnym komentarzem naszych czasów. Z łaski
swojej, Ojciec nie zostawia nas w takim stanie i często wzbudza w nas
pragnienie szukania Go. Nie rzadko dzieje się to w chwilach kryzysu i
doświadczenia.
„Widzenie” obejmuje
bezpieczeństwo, pokój, równowagę, sprawczość, odwagę, wdzięczność, miłość,
bliskość, intymność. Kiedy spoglądasz komuś w oczy i mówisz: „Widzę cię”
nadajesz całej sytuacji bardzo głęboki wymiar.
***
Skończyłem Księgę Hioba. Kilka
dalszych refleksji:
1. Świat jest pełen
tajemnic. Dziwnych, przytłaczających, których nie będziemy w stanie zrozumieć.
Musimy zaufać mocy, mądrości i dobroci Wszechmogącego Stwórcy.
2. Nie wszyscy jesteśmy
jak Hiob. Wielu z nas nigdy nie będzie w stanie powiedzieć: „Pan dał, Pan wziął”.
Wielu z nas upadnie w czasie próby, ale wszyscy mamy Boga, który troszczył się
nieustannie o Hioba. Wieczne ramiona mają moc również i nas podtrzymać i
przeprowadzić.
3. Nasza służba i wierność
Bogu nigdy nie może zależeć od tego, co otrzymujemy od PANA. Ta Księga miażdży całą
ewangelię zdrowia, sukcesu, bogactwa.
4. W chwilach cierpienia
nie możemy całkowicie polegać na współmałżonku, przyjaciołach, ale naszym
głównym oparciem powinien być sam PAN.
5. Fizyczne i emocjonalne
cierpienie będą ciągłą częścią ludzkiej egzystencji w tym upadłym świecie.
6. Bycie sprawiedliwym
przed Bogiem nie oznacza doskonałości. Naszą doskonałością jest sam Chrystus.
7. Cierpienie często
stanowi najlepszą drogą do duchowej dojrzałości, a także głębszego poznania
Pana Boga.
8. Ta Księga jest też
pociechą dla nas, bo możemy ujrzeć człowieka, który w niesamowitej rozpaczy, został
zachowany przez łaskę Bożą. A skoro Bóg był jego Pomocnikiem, pozostanie
również wierny i nam, którzy dziś, w przeciwieństwie do Hioba, wiemy o tym, że
mamy doskonałego Pośrednika pomiędzy nami a Bogiem Ojcem.
***
W
1517 roku, trzy statki pod dowództwem Hernandeza de Cordoba wyruszyły na zachód
docierając do półwyspu Jukatan. Po przybyciu, żołnierze, którzy opuścili pokład
zostali zaatakowani przez Majów uzbrojonych w łuki i włócznie. Śmierć poniosło
20 żołnierzy w tym sam de Cordoba. Ci, którzy pozostali przy życiu stanęli przed
wyborem: zostać i ukończyć misję badawczą, zyskując historyczną sławę i nagrodę
od gubernatora, lub wrócić na statki i pożeglować do domu. Wybrali ucieczkę.
Dwa lata później podjęto kolejną wyprawę, tym razem pod dowództwem Hernana
Cortesa, który był tak zaangażowany w tę misję, że sprzedał cały swój majątek,
aby ją sfinansować. 11 statków, 100 marynarzy i 500 żołnierzy wyruszyło w
podróż. Legenda głosi, że kiedy Cortes przybył do Veracruz w Meksyku, rozkazał
załodze rozładować całe wyposażenie statku i przenieść je na ląd. Następnie
podpalił wszystkie statki, którymi przypłynęli.
Wyobraź
sobie 600 mężczyzn stojących na plaży, obserwujących jak jedyna nadzieja na
powrót do domu płonie na ich oczach. Bez względu na to jak ciężka byłaby walka,
jedno było pewne: odwrót był niemożliwy. Jezus wzywa nas do spalenia naszych
statków. On chce tego samego poświęcenia i niezachwianego zaangażowania od tych
wszystkich, którzy nazywają siebie Jego naśladowcami. Kiedy zwracacie się do
Chrystusa, podkładacie ogień pod łodzie, które mogłyby zabrać was z powrotem do
starego życia.
To fragment kazania, które
mogłem wygłosić kiedyś z okazji chrztu trojga młodych ludzi, którzy zdecydowali
się zostawić całą swoją przeszłość i pójść za Chrystusem. W ostatnich dniach
wrócił do mnie ten obraz wraz ze zdaniem: „Niezbadane życie nie jest
warte życia”. Skłania mnie ono do bardziej refleksyjnego przyglądania się
sobie, a także emocjom, reakcjom, decyzjom itd. Z pewnego rodzaju ciekawością,
która dziś prowadzi mnie do poszukiwania odpowiedzi na pytanie: Czy ja
zamknąłem przeszłość za sobą? Albo: Czy ja chcę
zamknąć przeszłość za sobą? A może nie chcę i stąd nie mogę pogodzić się z
wyborami, których dokonałem w swoim życiu?
Tak, nie jest żadnym
odkryciem dla mnie, że bardzo źle znoszę sytuacje, w których rzeczywistość
rozjeżdża moje oczekiwania („życie niszczy wyobraźnię”). Często słyszałem
słowa, że „musisz pogodzić się z rzeczywistością”. Jednak to sformułowanie
coraz bardziej budzi we mnie konsternację i opór. Chyba chciałbym zastąpić je
na: „Decyduję się na pogodzenie z rzeczywistością wiedząc, że mój Ojciec jest
PANEM i Bogiem”. To jest mój wybór, a nie przymus mechanicznego przyjmowania.
To pytanie wciąż jednak
wraca: Czy stoję na brzegu i wypatruję? Czy chciałbym cofnąć czas?
Czasami wydaje mi się, że zmarnowałem tak wiele lat. Setki razy irytowała mnie bezsensowność tego co robiłem każdego kolejnego dnia. Każde zakupy, każdy dzień w pracy, kolejne rozmowy, kolejne problemy, kolejne wybory w dziesiątkach rzeczy pozornie bez żadnego znaczenia. A jednak … to wszystko się liczyło? To wszystko ukształtowało mnie dzisiaj, chociaż im dłużej żyję tym mocniej dostrzegam własną głupotę i nędzę … Stąd nie chcę rozpaczać, ale ufać, że to co On rozpoczął, On też i dokończy. Jego poczucie czasu, najczęściej jest kompletnie inne aniżeli moje. Jednak zawsze jest doskonałe.