I nadszedł ten dzień, kiedy według wskazania danego Izraelowi obłok wzniósł się znad Przybytku. I Izrael wyruszył w drogę ku ziemi obiecanej Abrahamowi i jego potomkom. Według porządku, który wskazał im Bóg poprzez Mojżesza złożyli przybytek i wyruszyli plemionami tak, jak zostało im powiedziane. Wyruszali mając przed sobą obraz niedalekiej przyszłości w ziemi, w której będą mogli odpocząć bezpiecznie od trudów. Nie mieli świadomości, że otrzymanie obietnicy wiąże się z pokonaniem drogi do niej w wierze w Tego, który ją złożył. Nie wystarczy bardzo chcieć tego, co zdaje nam się być przyjemne. Ani też podjęcie fizycznego wysiłku by osiągnąć zamierzony cel. Obietnice wykraczające poza doczesne życie człowieka, wymagają mocy, która nie pochodzi od człowieka, ale swoje źródło i bezustanne podtrzymywanie otrzymuje od Boga.
Jednak dzisiaj naszą uwagę
kierujemy ku niewielkiej części wielkiego tłumu, który zebrał się do drogi.
Dokładnie ku jednej osobie, która przebywała od pewnego czasu pośród Izraela,
ale teraz, gdy ruszali w swoją drogę, chciała wrócić do tego, co było bliskie
jej ludzkiemu sercu.
Jak czytamy: „I rzekł
Mojżesz do Chobaba, syna Midianity Reguela, teścia Mojżeszowego: Wyruszamy do
miejsca, o którym Pan powiedział: Dam je wam. Pójdź z nami, a dobrze ci będzie
u nas, gdyż Pan obiecał, że dobrze się będzie powodzić Izraelowi. Lecz on mu
odpowiedział: Nie pójdę, ale wrócę do mojej ziemi i do moich krewnych."
Chobab syn teścia
Mojżesza, pozostał przy Izraelu na czas, gdy obozowali pod górą Syjon. Mógł
słyszeć i oglądać te wielkie rzeczy, które czynił Bóg, poznać Jego Słowo i Jego
Prawo. Teraz jednak, gdy nadszedł dla Izraela czas wędrówki, chciał wrócić do
tego, w czym wyrastał. Do miejsc i osób, które były mu bliskie od urodzenia.
Czy kogoś z nas to dziwi? Czyż nie jest to naturalne dla ludzi?
Mojżesz jednak pragnął,
aby Chobab pozostał z Izraelem. Jego teść, za Bożym prowadzeniem, okazał się błogosławieństwem
dla niego i Izraela. I Chobab spędził z nim i jego ludem tyle czasu, że chciał,
aby potomstwo tego, który był dla niego błogosławieństwem, również doświadczyło
błogosławieństwa. I czyż nie było to wolą Pana i Jego pobudzeniem, aby Mojżesz
wystąpił z tą propozycją? To od Pana wyszła ta sprawa, aby zachować ten ród, z
którym połączył się Mojżesz, w którym znalazł schronienie.
Jak zapewne pamiętacie,
teść Mojżesza był kapłanem midianickim. I nie był to naród czczący Boga
Abrahama, Izaaka i Jakuba. Chociaż nie mamy tego wprost wskazanego, jednakże
postępowanie Raguela zdaje się wskazywać, że świadectwo Mojżesza i dzieło Pana
przywiodły go do poznania Sprawcy Wybawienia. Któż troszczyłby się o sprawy
ludu obcego Boga, aby im się powodziło? Jednakże kiedy on opuścił obóz Izraela,
był już w bardzo podeszłym wieku - Mojżesz był po osiemdziesiątce, a interakcja
między nimi wskazuje, że jego teść był jeszcze starszy. W obozie pozostał jego
syn, Chobab, i to w nim Bóg postanowił okazać swoją przychylność i łaskę dla
tego rodu.
"Pójdź z nami, a
dobrze ci będzie u nas, gdyż Pan obiecał, że dobrze się będzie powodzić
Izraelowi." "Jeżeli pójdziesz z nami, to my ci się odwzajemnimy
dobrami, jakich nam Pan udzieli."
Mojżesz dzieli się z nim
obietnicami danymi przez Boga i wskazuje, że mimo, iż nie należy do Izraela,
będzie w nich miał udział, gdy ruszy z ludem Pana, w posłuszeństwie Bożym
nakazom. Mojżesz zna Boga i wie o tym, jak daleko sięgają Jego obietnice
błogosławieństwa i jak wielka jest Jego łaska i dobroć. Jeśli się zastanowimy
nad jego słowami, widzimy znacznie więcej niż obietnicę znalezienia spokojnej
siedziby w ziemi Kananejskiej. Jeśli pójdziesz z nami, dobrze ci będzie, bo Pan
obiecał powodzenie Izraelowi. Czy to nie szczególne słowa? Słowa poddające
próbie dzieło Boże w człowieku, przemianę dokonaną w jego sercu?
Czy Prawo nadane Izraelowi
nie wiąże się z karceniem i karą za nieprzestrzeganie Jego wymogów? Czy
obietnice dane Izraelowi nie wiążą się z wiarą, posłuszeństwem w pierwszym
rzędzie miłością do Boga?
Mojżesz nie mówi jedynie:
choć z nami, a będzie ci się powodziło. Mojżesz mówi do Chobaba: choć z nami,
jeśli ufasz i polegasz na słowie Boga, który przemawiał do tego ludu, który oto
dał obłokiem znad przybytku znak, aby ruszyć ku wypełnieniu Jego obietnic.
Mojżesz pragnie
największego dobra dla tego, przez którego ród i osobę, Bóg błogosławił jemu i
jego ludowi. Stąd słowa zachęty, sugestia, by Chobab ruszył z nimi, bo jest
użytecznym członkiem społeczności i ma podstawy do tego, aby ufać na dotarcie
do miejsca obietnicy.
Słowa: „Nie opuszczaj nas,
gdyż wiesz, gdzie moglibyśmy obozować na pustyni i możesz być dla nas
przewodnikiem".
Nie mają służyć wskazaniu
nam, że Izrael potrzebował oto kogoś, kto im pomoże w podróży, znajdzie
odpowiednie miejsce, uratuje przed kłopotami. Po pustyni wędrowały setki
tysięcy ludzi! Nie kilku pasterzy z tysiącem owiec. Nie dziesięciotysięczna
armią. Ale ponad milion osób z dobytkiem i zwierzętami. Chobab mógł być
użytecznym członkiem społeczności, udzielić innym tego, w co Pan go wyposażył.
Ale to nie on gwarantował bezpieczeństwo Izraela i zapewnienie im potrzebnego
zaopatrzenia i miejsca w drodze.
„Potem wyruszyli od góry
Pańskiej na odległość trzech dni drogi. A Skrzynia Przymierza Pańskiego w ciągu
tych trzech dni szła przed nimi, aby upatrzyć dla nich miejsce
odpoczynku."
To Pan ich prowadził i
wskazywał miejsce. Nie Chobab. Miał być użytecznym członkiem ludu, w tym
obszarze, który wyznaczył mu Pan. Jednakże jego posłuszeństwo i zajęcie
wskazanego mu w Bożym planie miejsca, było potwierdzeniem jego zaufania do Boga
Izraela i wiary w wypełnienie obietnicy Wszechmocnego.
W Księdze Sędziów
znajdujemy wskazanie, że Chobab pozostał z ludem Pana. Jego potomkowie wędrują
tam i mieszkają z plemieniem Judy. Mają też udział w zgubie Sysery wroga
Izraela. I odmiennie od swoich pobratymców, Midianitów, nie walczą z Izraelem,
nie próbują przywieść go do upadku przez cudzołóstwo z innymi bogami i nie mają
udziału w wzywaniu Balaama syna Beora, by ten przeklął Izraela.
Wracając jednak do samego
Chobaba i jego interakcji z Mojżeszem, gdy powiedział: „Nie pójdę, ale wrócę do
mojej ziemi i do moich krewnych."
Wskazywałem, że jest to
typowa ludzka reakcja. Mojżesz jednak nie ustąpił będąc blisko Boga i szukając
wybawienia tych, ku którym Pan go prowadził. Postawił na poddanie próbie
Chobaba, dotknięcie jego serca i wypróbowaniu, czy Bóg napełnił je miłością do
siebie i swoich dzieł. Mojżesz nie chciał, aby z Izraelem wędrował kolejny
człowiek, który jak wielu będzie się oglądał za przeszłością, cielesnym
światem, czosnkiem i cebulą. Pragnął, aby obok niego wędrował ktoś, kto patrzy
na obietnice Boże i ufa Temu, który je złożył.
Czy nie podobne wyzwanie
stawia Bóg przed każdym z tych, którzy przyłączają się do Jego Syna? Do Jego
ludu? Czy nie mówi im:
„Jeśli kto przychodzi do
mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i
sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim." (Łukasza 14:26)
I jak czytamy: „Powiedział
też inny: Pójdę za tobą, Panie, pierwej jednak pozwól mi pożegnać się z tymi,
którzy są w domu moim. A Jezus rzekł do niego: Żaden, który przyłoży rękę do
pługa i ogląda się wstecz, nie nadaje się do Królestwa Bożego." (Łukasza
9:61-62)
Tak, Izrael był
utrzymywany prze Pana jako naród, podczas jego wędrówki i w całym jego
istnieniu, aby wypełniło się wszystko co zamierzył i co postanowił. Wbrew ich
grzechom, upadkom, buntom On zachował i zachowuje ten naród pomimo tego, że tak
wielu z nich nigdy Go nie poznało i nigdy Mu nie służyło.
Nie tak się ma jednak
sprawa z ludem Bożym. Nie znajdujemy swojego miejsca wśród Bożych dzieci przez
fizyczne poczęcie z określonego rodu ludzkiego. W domu Bożym pozostają zrodzeni
z Ducha Świętego. Pośród Kościoła ludzie pozbawieni wiary i posłuszeństwa Panu
nie są zachowywani, aby wypełniła się obietnica dana ich przodkom, ponieważ
naszym jedynym przodkiem jest On sam. To On jest naszym Ojcem. Dlatego ten,
który nie jest Jego dzieckiem nie jest motywowany do pozostania pośród społeczności
ludu Bożego. Nie jest Bożym zamysłem kogokolwiek podstępem, oszustwem lub siłą
utrzymywać pośród swoich dzieci. On zmienia serce człowieka, jego naturę i
wzbudza w nim miłość do Tego, którego uprzednio nienawidził. Wzbudza w nim
miłość do Prawa, które kwestionował i wyśmiewał. Wzbudza podziw i wdzięczność
wobec dzieła krzyża, którym wcześniej gardził i z którego się naśmiewał.
Jezus nie łagodził swojego
przesłania i swoich wymogów wobec kogokolwiek. Jeśli to nie ojciec sprowadził
go do Chrystusa, jeśli w jego serce nie została wlana miłość, a w jego umysł
świadomość winy przed Bogiem i potrzeby tego, jedynego Wybawiciela, Jezus nie
miał dla takiej osoby ratunkowego planu "B". Kiedy wskazał jasno Kto
i dlaczego trafia do Niego, większość jego uczniów przestała z nim chodzić. Ta
droga, którą masz za nim ruszyć, wymaga całkowitego zaufania Jemu i Jego
obietnicy. Jeśli twoje doczesne życie przeważa. Jeśli twoja praca, koledzy,
rodzina, cokolwiek, jest ważniejsze, jeśli oglądasz się za tymi rzeczami i tęsknota
za nimi jest ci milsza od Jego osoby, nie nadajesz się do Królestwa. To nie
jest chwila słabości, jak u Chobaba. Gdy pomyślał, że wykonał swoją część i
pora wrócić do zwykłego życia, tej stabilizacji i równowagi, którą kiedyś żył.
Serce znające i kochające Boga. Dusza pełna wdzięczności za dzieło Syna. Myśli
kierowane i kształtowane mocą Ducha. To wszystko pozwala nam spojrzeć na dzieło
Pana, na jego Słowo i ruszyć dalej z Jego ludem aż po Ziemię Obiecaną. Aż po
miejsce u boku Chrystusa Bożego na wieki.
Głoszenie i nauczanie w
społeczności prawdy o świętości i sądzie, o Jezusie, który wskazuje na
jednoznaczna różnicę między życiem i śmiercią, Jego Królestwem, a królestwem
ciemności, wybawieniem i potępieniem, czystością i grzechem, służą temu, aby
dzieci Boże wzrastały w podobieństwie do Syna Bożego, w naśladowaniu Go, ale
dla dzieci grzechu i diabła musi to stać się nie do zniesienia. Świadectwo
Słowa o Chrystusie i życia w Nim musi doprowadzić do sprzeciwu i buntu tych,
którzy Go nie znają, do Niego nie należą.
Jak pisał nasz brat, Jan: „Piszę
wam, dzieci, gdyż odpuszczone są wam grzechy dla imienia jego. Piszę wam,
ojcowie, gdyż znacie tego, który jest od początku. Piszę wam, młodzieńcy, gdyż
zwyciężyliście złego. Napisałem wam, dzieci, gdyż znacie Ojca. Napisałem wam,
ojcowie, gdyż znacie tego, który jest od początku. Napisałem wam, młodzieńcy,
gdyż jesteście mocni i Słowo Boże mieszka w was, i zwyciężyliście złego. Nie
miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat,
nie ma w nim miłości Ojca." (Jan 2:12-15)
Oto rzeczy, które dotyczą
ludu Bożego, zbawionych przez ofiarę Chrystusa. Nie może zatem być w was
miłości do świata, bo miłość do świata wskazuje, że nie jesteście dziećmi
Bożymi, nie znacie miłości Ojca. Dla Dzieci Bożych to motywacja do badania
własnego serca, wołania do Ojca o moc ku uświęceniu i podjęcia wysiłku,
zmagania, walki, aby być coraz bardziej podobnym do Jezusa, naszego Pana.
Jednak dla tych, których
serce nadal kocha świat, którzy znaleźli się pośród nas, ale nie przez
zrodzenie z Ducha, ale jedynie ludzkie relacje, ludzkie pragnienia, ludzkie
usiłowania, dla nich są to oskarżenia, których nie znoszą. Oskarżenia, które
obrażają. Oskarżenia, które osądzają. Na które się nie godzą.
Dlatego Jan wskazuje: „Wyszli
spośród nas, lecz nie byli z nas. Gdyby bowiem byli z nas, byliby pozostali z
nami. Lecz miało się okazać, że nie wszyscy są z nas."
Jeśli serce człowieka jest
w świecie, podąża za światem, nawet przebywanie pośród wierzących, naśladowanie
ich, kończenia szkół teologicznych czy pastorskich, nic nie zmienia. Bez
miłości do Boga i Jego Prawa, Jego dzieła, Jego woli, nie do zniesienia jest
świadectwo Jego Słowa. Jeśli nie mogą przejąć kontroli nad społecznością, dążą
do jej podzielenia, aby oddzielić dla siebie część tych, którymi będą kierować,
kształtując głoszone słowo tak, aby mogli budować swoją pychę i zaspokajać pożądliwości.
A jeśli nie uda im się podzieli społeczności, odchodzą sami, oczerniając i
oskarżając wszystkich, o których i wiedzą, że trzymają się prawdy Ewangelii i
świętości życia w podążaniu za Chrystusem.
Niech jednak dla nas
wszystkie te słowa i próba, której poddają czystość naszych motywacji, myśli,
czynów, serca, pozostaną zachętą i obietnicą pokoju i odpocznienia, gdy
wytrwamy dzięki Jego mocy do dnia nawiedzenia. Niechaj prowadzi nas wiara w Tego,
który dał obietnicę i przekonanie o błogosławieństwie, które nas oczekuje, o
dziedzictwie, które jest dla nas przygotowane. Tak abyśmy nawet jeśli przyjdzie
chwila zawahania, jak u Chobaba, wyruszyli z Bożym Ludem w drogę ku obiecanemu
celowi, ku spotkaniu z Tym, który jest największa nagrodą i radością dla
każdego dziecka Bożego. - ku Chrystusowi Jezusowi, naszemu Panu i
Wybawicielowi.
Amen.
Transkrypcja kazania
wygłoszonego przez br. Tomasza Kościstego