Najczęściej w sposób dość klarowny ogarniam swoją
rzeczywistość. Boża łaska towarzysząca mi niezmiennie, wspiera, podnosi, poucza
i prowadzi. Jednakże czasami, jak wczoraj, są takie dni, które dosłownie
„zmiatają mnie z planszy”.
Doświadczając całego spektrum konfuzyjnych myśli i odczuć, z ogromną dozą przerażenia odkryłem, że pojawia się we mnie silne odczucie odium do siebie samego.
To już nie tylko świadomość, że jestem pierwszym z
grzeszników (1 Tm 1:15) lub to, że tak często czynię to czego nienawidzę (Rz
7:15), ale sam fakt, że w najgłębszej strukturze mojego jestestwa, przekonany o
głębi własnej nieprawości, zacząłem ... nienawidzić samego siebie.
Jestem żebrakiem.
Czasami spotykamy duchowych ludzi, którzy mają silną
wiarę, stabilne życie, są dla nas wzorem w pobożności. Wtedy często
zastanawiamy się, że z pewnością taki człowiek nie musiał zmagać się z tym,
czego my doświadczamy. Jednak mylimy się. Nie byliśmy w miejscu, w którym Bóg
powołał tego człowieka do społeczności ze Sobą. Kiedy wezwał go do służby, ale
wcześniej wyprowadził na pustynię, aby był poddany ciężkim próbom. Dla wielu to
cierpienie trwało latami. Nie widzieliśmy tego człowieka, który został
zredukowany do niczego i powalony w swojej rozpaczy tak mocno, że jedyne o co
błagał to śmierć. Nie wiemy, że dziś jego najlepsze kazania wynikają z prób i
doświadczeń, które musiał przejść.
Łaska jest Bożym antidotum na wstyd. Jesteśmy przez
Niego akceptowani, On nas nie odrzuci. Zaakceptowany raz i zaakceptowany na
zawsze.
***
Niedawno powiedziałem synowi, że kiedykolwiek będzie
mnie potrzebował może po prostu zadzwonić, napisać. Zawsze. Obiecałem, że będę
dla niego. Jestem tylko ziemskim ojcem. Zawiodłem nie raz. Zawiodę i w
przyszłości. Ależ o ile bardziej nasz Ojciec, który jest w niebie, troszczy się
o swoje dzieci. Czy On nie odpowie, gdy wołamy do Niego?
Często mam wrażenie, że zapominamy, że krew Chrystusa
sprawiła, że jesteśmy cenni dla Boga. Że wystarczy, iż zwrócimy swoje serca ku
niebu, a spotkamy się tylko z Jego przychylnością, życzliwością i ciepłem.
Bez względu jak wiele zła wyrządziłeś w swoim życiu,
jak wielu ludzi skrzywdziłeś, jest przebaczenie we krwi Chrystusa.
Być może dzisiaj ludzie cię potępiają, oskarżają,
poniżają, oceniają na podstawie paru informacji, a może błędów, które
popełniłeś. Bóg Ojciec tak nie robi. On widzi coś więcej niż tylko twoje
skażenie.
***
Wielu z nas kiedy patrzy na swoje życie wstecz widzi
tylko rzeczy, które uważają za błędy, porażki i wielkie poczucie wstydu. Często
musimy stanąć w prawdzie i przyznać, że wielokrotnie przynieśliśmy hańbę
Chrystusowi. Dobrą nowiną jest to, że my którzy zawodziliśmy, zawsze będziemy
zawodzić. Dobrą nowiną jest również to, że cała nasza grzeszna przeszłość może być
wzięta w ręce wielkiego Budowniczego, który może uczynić coś pięknego. Często
to z naszych grzechów, błędów, zaniedbań Bóg buduje coś, co ma największą
wartość.
***
Pismo naucza, że nasze życie jest ukryte z Chrystusem
w Bogu (Kol 3:3). Jeśli zdobędziesz wszystko na tym świecie, ale nie będziesz
posiadał Chrystusa w swoim sercu, to co tak naprawdę będziesz miał? Tak wielu z
nas musi nauczyć się cudu ciszy przed Ojcem. Wyciszenia serca, w którym nawet
najgłębiej skrywane tęsknoty i marzenia będą z ochotą poddawać się Jego woli.
Musimy poznać to piękno. Z otwartą Biblią, ze zgiętymi kolanami, w oddzieleniu
od ludzi musimy w pokorze wołać: "Tylko Chrystus, tylko mój Jezus! Zabierz
mi wszystko, ale daj mi Siebie samego!". Potrafisz tak uczynić? Ja nie
potrafiłem. W najważniejszych momentach ostatnich miesięcy moja wiara
zawodziła. I kiedy podobnie jak ja rozczarujesz ludzi, skłamiesz, poddasz się
bez walki, odwrócisz wzrok od Chrystusa, ulegniesz strachowi, wróć do pokoju
modlitwy i wypłacz cały swój ból. Płacz, aż nie będzie już więcej łez. Wtedy
zaczniesz się zbliżać do Jezusa, aż poczujesz jak Jego ramiona mocno cię
trzymają.
***
Mógłbym tu stać i próbować ci powiedzieć, jak sam
sobie poradziłem. Jak znalazłem drogę; jak podjąłem decyzje zmieniające na
lepsze moje życie. Jednak prawda jest taka, że jestem złamanym człowiekiem. Od
pierwszego oddechu. Jedynym powodem, dla którego mogę stać tutaj, bez wstydu
wznosić swoje ręce do nieba, jest miłosierdzie Boże, nie moja godność, wartość,
uczynki lub starania. Wciąż pamiętam dzień, w którym Chrystus mnie znalazł.
Wziął na swoje ramiona i przyprowadził do domu Ojca. Mój Zbawiciel krwawił, aby
mnie bezbożnego uczynić synem Bożym. Dziś w niemniejszym sposób potrzebuję Jego
przebaczenia niż wtedy kiedy dał mi nowe życie. Jestem tak samo zdesperowany,
aby błagać o litość i miłosierdzie.
Kiedy byłem młody, mówiłem sobie: może pewnego dnia
zrobię coś dobrego; ale teraz, gdy się zestarzałem, widzę, że nie ma we mnie
nic dobrego.
Pokutując, przyznajemy się do naszego duchowego
bankructwa i jako żebracy zwracamy się do Boga, prosząc o Jego miłosierdzie i
łaskę. „Wszyscy jesteśmy żebrakami” (Marcin Luter).
Ja, PANIE, ja jestem żebrakiem.