„Danielu, sługo Boga
żywego! Czy twój Bóg, któremu nieustannie służysz, mógł cię wybawić od lwów?” (Dn
6:21)
Często w Piśmie Świętym spotykamy te, lub bardzo podobne słowa, jednak szybko je zapominamy. Należymy do „Boga żywego”, ale na co dzień najczęściej nie pamiętamy o tym, że Bóg objawia się jako Bóg żywy. Jest On taki sam teraz, jakim był trzy, cztery tysiące lat temu. On włada wielką mocą.
Posiada miłość zbawiającą; tę miłość, którą miał dla Daniela, ma też i dla nas wszystkich. Kto Go miłuje i służy Mu dziś tak, jak ów mąż Boży przekona się, że On i dzisiaj gotów jest wypełnić wszystko to, co czynił przed wiekami. A to dlatego, że jest Bogiem żywym, który się nie zmienia.
Jakże mocno powinniśmy
Jemu ufać i nawet w najtrudniejszych chwilach naszego życia nie odwracać oczu
od Tego, który jest i pozostanie na zawsze Bogiem żywym.
Bądź pewien, że jeśli chodzisz przed Jego obliczem i od Niego oczkujesz pomocy, to On nigdy cię nie zawiedzie. To starszy brat, znający Pana już od czterdziestu lat, pisze te słowa dla umocnienia wiary waszej i może szczerze i gorąco zaświadczyć przed wami, że nigdy nie był zawstydzony, ani zawiedziony w ufności swojej w Panu. W największych trudnościach, w ciężkich doświadczeniach i w skrajnej potrzebie Pan nigdy mnie nie opuścił, bo z Jego łaski w Bogu pokładałem moją ufność. On niezmiennie przychodził mi zawsze z pomocą. W najwyższym uwielbieniu i zachwycie daję świadectwo o imieniu mojego Pana – George Muller
Pewnego dnia zastano
Marcina Lutra w chwili silnej duchowej walki; siedział za stołem w głębokiej
zadumie i kreślił palcem słowa: „On żyje! On żyje!”. W tym jest ukryta
nadzieja, zarówno nasza osobista, jak i dla całej ludzkości.
Ludzie zmieniają się,
przechodzą jeden za drugim: wodzowie, nauczyciele, myśliciele wypowiadają się i
działają tylko chwilowo, a potem głos ich umilknie i wreszcie stają się bezsilni.
Pan nasz trwa. Oni umierają, lecz On żyje na wieki. Oni, to zapalone ogniska i
dlatego wcześniej czy później gasną, lecz Pan, to światłość prawdziwa, świecąca
na wieki wieków.
Pewnego dnia poznałem
wybitnego działacza duchowego – pisze Dr T – Powiedział mi, że za największe duchowe
bogactwo uważa swoją niewzruszoną świadomość obecności Pana Jezusa Chrystusa i
że jest to niezależne od jego uczuć, ani osobistych wyobrażeń. O tym, w jaki
sposób Pan Jezus objawia swoją obecność. Co więcej – wyjaśniał dalej – Chrystus
Pan był przybytkiem jego myśli. Zawsze, gdy jego umysł był wolny od codziennych
spraw, myśli wracały do Chrystusa i wtedy głośno rozmawiał z Panem, tak
swobodnie i naturalnie, jak z ukochanym przyjacielem, bez względu na to czy był
sam, na ulicy, czy gdziekolwiek. Tak rzeczywista była dla niego obecność Pana
Jezusa.
L.B. Cowman