W ostatni weekend została mi darowana łaska przebywania wśród ludzi, którzy od zawsze są dla mnie nie tylko ogromnym błogosławieństwem, pomocą, zachętą ale i rzeczywistym przykładem – używając purytańskiej nomenklatury – „ustanowienia królestwa Chrystusowego w ich domu” poprzez wzajemną troskę, miłość, pokorę i bojaźń Bożą. Jestem wdzięczny bo ten wyjazd był odpowiedzią na moją modlitwę, o której opowiem ci w innym czasie.
Powrót do rzeczywistości
był … trudny. W ostatnich dniach tak
boleśnie muszę uczyć się odpuszczać to, na co nie mam siły. Muszę również zrozumieć,
że życie w ciągłym i narastającym poczuciu winy nie jest działaniem Bożego
Ducha w moim sercu, ale jakąś próbą osiągnięcia tego, co jest tylko moją
aspiracją wynikającą z dumy lub z pragnienia udowodnienia czegoś. Większość
moich problemów skupiona jest wokół rzeczy, które w perspektywie wieczności nie
mają żadnego znaczenia. Czasem obsesyjnie i bardzo emocjonalnie ogniskuje się
na tym, co nigdy nie powinno być przedmiotem moich zmartwień. Co nie jest próbą
zakłamania rzeczywistości, bo grudzień naprawdę jest dla mnie pełen wyzwań,
których zakończenia nie jestem w stanie przewidzieć, ale jednak często mam wątpliwości czy wszystko we właściwy sposób rozumiem.
Czy to rzeczywiście jest tak ważne?
Czy może tylko takie się wydaje? Czy to jest naprawdę rzecz, myśl,
zaangażowanie, na którym chcę się skupić wykorzystując czas, który został mi
darowany przez Stwórcę?
Ojciec nigdy nie chciał,
abyśmy żyli pod wieczną presją wszystkiego co w naszym mniemaniu „zależy od nas”.
Kiedy opieramy się na Nim możemy naprawdę doświadczyć Jego nadprzyrodzonej siły
i zaopatrzenia.
„Oto bowiem on jest tym, który kształtuje góry, tworzy wiatr, oznajmia
człowiekowi, jaka jest jego myśl; on z rannej zorzy czyni ciemność i stąpa po
wyżynach ziemi. PAN, Bóg zastępów, to jego imię” (Am 4:13).
Skoro dla naszego Boga nie
ma rzeczy niemożliwych to z pewnością może On przygotować nas co dziennych
wyzwań – od rodzicielstwa, dotrzymania terminów, zapłaty rachunków, zrobienia
zakupów, opieki nad rodzicami, aż po złożenie sterty prania.
Życie jest cierpieniem.
Jednym z pierwszych, który pomógł mi to zrozumieć był Marcin Luter, który
nauczał (dla mnie Luter był przede wszystkim niesamowitym duszpasterzem, a nie
błyskotliwym Reformatorem, który rzucił wyzwanie Rzymowi), że życie na tej
ziemi zawsze będzie pełne bólu. W swoim liście do ojca Hansa Luthera, pisał, że
życie człowieka to czas niespokojny i nieszczęśliwy, dolina cierpienia, a to wszystko
wynika z powodu przekleństwa grzechu.
Czytając rano Księgę
Kapłańską rozdziały 13-14 doszedłem do dwóch refleksji:
1) Odzież, budynku,
naczynia – wszystko to musiało być oczyszczone. To co my ludzie możemy uważać
za rzeczy przyziemne i niewielkie, ma ogromne znaczenie dla Boga. Rytuały
związane z oczyszczaniem domu wskazywały na świętość JAHWE, do którego należy
wszystko, co my nazywamy „swoim”.
2) 14:13 „A kapłan wyjdzie
poza obóz”. Także i Chrystus wyszedł, aby nas szukać (Hbr 13:12). Czy naprawdę
człowiek pełen grzechu trądu może uzurpować sobie prawo do wybrania Chrystusa?
Czy to może jednak Syn Boży przyszedł, aby nas szukać i przyprowadzić do domu Ojca?
A i na koniec podzielę się z tobą czymś, czego nauczyłem się od Chada Birda. Wiesz jak wygląda w języku hebrajskim początkowa litera Biblii? Tak: ב (b’reshit – na początku). Przypomina kwadrat zamknięty ze wszystkich stron za wyjątkiem jednej. Język hebrajski czyta się od prawej do lewej. Rabini postrzegali kształt litery jako rodzaj alfabetycznej przypowieści. Litera ta jest zamknięta z prawej strony, z góry i z dołu, co ma wskazywać na to, że to co było przed stworzeniem nie jest naszą sprawą, podobnie jak rzeczy znajdujące się w górze i pod ziemią (Pwt 29:29). To co zostało nam objawione, należy do nas. Reszta należy do PANA.