Drogi Przyjacielu,
Jeśli dobrze sobie
przypominam, a popraw mnie proszę jeśli moja pamięć, dość krucha i
fragmentaryczna mnie zawodzi, ostatnim razem rozmawialiśmy o Twoim pobycie w
Zamku Olbrzyma Rozpacz?
Czy odnalazłeś klucz „Obietnicy”?
Wiem, że analogia do opowieści Bunyana nie jest może tak bardzo adekwatna do
Twojej sytuacji, ale zauważ proszę, że jest w niej tak wiele wspólnych
elementów!
No tak, powiesz, że Chrześcijanin był gotów nawet odebrać sobie życie w akcie desperacji i to dopiero Ufny pomógł mu zostać przy zdrowych zmysłach. Tak wiem, wiele dzieci naszego Ojca nie ma przy sobie Ufnego. Tak wiem, że … Ty również go nie masz (a przynajmniej tak czujesz!).
Rozmawialiśmy już o tym,
że są takie rodzaje prawdy, które poznaje się tylko w samotności, pamiętasz? Że
jest taka droga, którą podobnie jak nasi ojcowie w wierze, a przede wszystkim
sam Chrystus PAN, musimy przebyć samotnie.
I tak prawdą jest, że wiele
rzeczy musimy odkryć samemu, a także przejść przez to … samotnie.
W czasie rozmowy mówiłeś o
„wewnętrznym krytyku”. Wiem, że w dalszym ciągu nie nauczyłeś się jeszcze „self
compassion” – współczucia dla samego siebie, które jak starałem się Tobie
pokazać, jest efektem działania Ducha Świętego w naszym życiu. Jego dzieła poprzez
które Ojciec rozlewa swoją miłość w sercach swoich dzieci.
Wiem, że często słuchasz
nie tego głosu, który powinieneś. Głosu, który kłamie mówiąc, że „jesteś
niewystarczający” lub, że wszystkie Twoje wyobrażenia dotyczące przyszłości
stanowią tylko imaginarium, które nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Twoja osobowość
anankastyczna z pewnością nie ułatwia Ci życia. Ciągła ostrożność we wszystkim
(Bracie, da się tak żyć?!), przesadne poczucie odpowiedzialności (naprawdę
myślisz, że wszystko jest w Twoich rękach?), stała obawa związana z
popełnianiem błędów (całe życie będziesz popełniać błędy!), ciągłe poczucie
winy (skąd ono pochodzi, od Ojca, który miłuje Cię tak bardzo, że własnego Syna
oddał za Twoje życie?), ciągła potrzeba organizacji życia (nie lepiej jest jednak
zaufać, odpuścić?), stałe analizowanie przyszłości i przeszłości (co to daje
poza pochłanianiem zasobów, których potrzebujesz na dziś?) tę diagnozę można by
ciągnąć dalej, prawda?
Wiem też, że blisko Ciebie
są osoby, które potrzebują dzisiaj doświadczyć tego co to znaczy „nieść czyjeś
ciężary”. Może warto w sposób świadomy i celowy skanalizować swoją uwagę, czas,
myśli, emocje właśnie na nich? Koncepcja „rannego uzdrowiciela” zawsze nieźle
Ci wychodziła, czyż nie? Czasami naprawdę warto odwrócić się od siebie i wziąć
część bólu innych. Wydaje Ci się, że nie masz siły na to, ale prawdą jest też
to, że doświadczyłeś tego w jaki sposób zajmowanie się troskami innych prowadzi
do Twojego własnego uzdrowienia.
W czasie rozmowy mówiłeś
też o produktywności, o ostatniej prokrastynacji wszystkiego, i wiesz co sobie
myślę? Chrzanić produktywność. Naprawdę, serio. Myślisz, że wszystko się
zawali? Że to, że czegoś nie dowieziesz dzisiaj naprawdę będzie czynnikiem,
który zaburzy wszystko? Wrócimy do tego, okej?
A teraz pozwól, że posiedzimy
razem w tym bałaganie i spróbujemy pozbierać wszystko. Kawałek po kawałku. Ostatnio
w kontekście pracy zawodowej odkryłem, że słowo „terapia” nie posiada
odpowiadającego mu czasownika w naszym języku. Grecki rzeczownik, od którego
pochodzi słowo „terapia” oznacza „sługę” i zawiera w sobie element „czekania”.
Może coś w tym jest … obserwowanie, asystowanie, towarzyszenie tak po prostu,
bez konieczności „leczenia” czegokolwiek? Bo to nie jest nasze zadanie. Jest
tylko jeden Lekarz, który przyszedł, aby uzdrowić tych, którzy są chorzy.
Nie znam wszystkich
odpowiedzi. Nie muszę ich znać. Ostrzegam Cię również, że Virginia Woolf również
ich nie znała i nie jest czymś dobrym szukanie dziś u niej pomocy. Zwróćmy się
razem do Chrystusa. Czy On kiedykolwiek nas zawiódł? Jego Imię to Cudowny
Doradca, czyż nie?
Twój w Chrystusie,
a.