Jeden grzech bardzo często prowadzi do kolejnego. Czasami jest tak, że okoliczności jednego grzechu stwarzają idealne warunki do popełnienia kolejnego. Zobacz przykład Dawida gdy zamiast walczyć na wojnie pozostał w pałacu, co doprowadziło do grzechu seksualnego z Batszebą, który miał katastrofalne konsekwencje w życiu jego rodziny i całego narodu. Kiedy myślę o "strefie" grzechu, to przychodzą mi na myśl słowa Alberta Camusa, który powiedział, że zawsze znajdzie się odpowiednia filozofia braku odwagi. Podobnie, zawsze znajdzie się odpowiednia "filozofia dla usprawiedliwienia naszego grzechu".
Jednak o wiele częściej jest tak, że przejście od grzechu do drugiego odbywa się niepostrzeżenie w naszych sercach. To rodzaj reakcji łańcuchowej. Przykładowo, bałwochwalstwo (niezależnie czy oddasz część innym bogom czy sobie samemu) zawsze rodzi inny grzech. Pożądanie pieniędzy wyzwala chciwość. Popularności – dumę przepełnioną poczuciem wyższości, nadmiernych ambicji, które z kolei niezaspokojone z łatwością przeradzają się w gniew czy frustrację.
A co z grzechem użalania
się nad sobą? Użalanie się nad sobą jest przeżywaniem poczucia własnego
nieszczęścia, skoncentrowanym na własnym „ja”. Jest coś innego od smutku. Każdy
z nas czasami (niektórzy częściej niż inni) ma dni pełne przygnębienia, kiedy
powinniśmy być w stosunku do siebie bardziej łagodni, aniżeli okładać się
emocjonalną udręką, którą często chcemy kompensować nasze zachowanie, karząc
się w sposób całkowicie niebiblijny.
Ale gdzie jest granica pomiędzy
smutkiem a użalaniem się nad sobą? Jeśli myślisz, że możesz ją zidentyfikować
we własnym sercu, to nie chcę cię rozczarować, ale nie możesz. A przynajmniej
ja, nie znam na tyle swojego serca, aby móc w sposób właściwy to rozstrzygnąć.
Jednak zastanów się nad jedną rzeczą: nad owocem. Czy twój stan prowadzi do
tego, że zaczynasz szukać pociechy poza Jezusem? Czy uważasz, że „coś ci się
należy”? A może wątpisz, że Ojciec i Jego wola mają na celu tylko twoje dobro?
Często kiedy jesteśmy
pogrążeni w użalaniu się nad sobą, przyjmujemy perspektywę, w której uznajemy,
że pewne rzeczy po prostu nam się należą. Zasługujemy na to, żeby czuć się
lepiej, a więc czymś usprawiedliwionym jest podjęcie działań, które ostatecznie
doprowadzą nas do miejsca upragnionego szczęścia. To może przyjąć różne formy:
od niewłaściwych praktyk żywieniowych, czy materializmu, a nawet do relacji z
innymi ludźmi (uwzględniając w tym i rozwód bo przecież „należy mi się
szczęście!”). Nasze zdradzieckie serce uchwyci się wszystkich dróg, byleby
tylko uciec od prawdy.
John Piper przedstawił
kiedyś obraz pewnego chrześcijańskiego przywódcy, który w posępnym stanie
użalania się nad sobą zaczął rozważać nawet cudzołóstwo: „Nikt inny nie rozumie
presji, którą doświadczam tak jak ona. Gdyby inni wiedzieli przez co przechodzę
zrozumieliby, że potrzebuję tej bezwarunkowej akceptacji jaką ona mi daje. Już
dość niosłem ciężary ich wszystkich. Nie mogę tak dłużej, a ich aprobata nie
ma dla mnie znaczenia!”.
Oczywiście to skrajny
przykład. Jednak wszyscy pewnie takie znamy. Czymś znacznie powszechniejszym (i
akceptowalnym) są prostsze formy, których być może nawet sami nie traktujemy
jako grzeszne radzenie sobie z użalaniem się: kupowanie nowych rzeczy,
marnowanie czasu na Instagramie czy Netflixie, przejadanie się, sport itd.
Wielu z nas ponosi porażki
w tych obszarach tak naprawdę tylko dlatego, że nigdy nie zajęliśmy się
prawdziwym korzeniem naszego problemu – użalaniem się nad sobą biadolącym, że
„nasze życie nie jest takie, jakie w naszej ocenie być powinno”.
Dlaczego to tak straszny
grzech? Zwróć uwagę, co mówi o charakterze naszego Boga. Czy człowiek
niezadowolony ze swojego życia, może być zadowolony ze swojego Ojca? Czy
takiego Boga będzie miłował, oddawał Mu chwałę i dążył do pełnienia tylko Jego
woli?
Użalanie się nad sobą
zawiera w sobie również truciznę pychy. Musisz zrozumieć, że nic ci się nie
należy. Każdy oddech jest darem łaski Boga. Wszystko co masz w tym życiu, nawet
jeśli jest tego niewiele, i tak na to nie zasługujesz.
Jak sobie z tym poradzić? Najlepszy lekarstwem na użalanie się nad sobą jest wdzięczność. Podjęcie świadomej decyzji woli, by dziękować Bogu za wszystko. Dziękować Mu za dar zbawienia i za wszystko co wiąże się z naszym odkupieniem. Przyjąć starotestamentowy model uwielbiania i zaimplementować go w swoim życiu: chwalić Boga i dziękować Mu, bo Jego miłosierdzie trwa na wieki.