Słyszałem historię o tym,
jak osiemnastowieczny kaznodzieja George Whitefield, energiczny kalwinista,
został zapytany, czy sądzi, że zobaczy w niebie założyciela metodystów i
znanego arminianina, Johna Wesleya.
Odpowiedź Whitefielda: „Nie, nie sądzę, że go zobaczę”.
Szokujące, prawda? Ale George jeszcze nie skończył. Dodał, że nie zobaczy Wesleya w niebie, ponieważ: „Pan Wesley będzie tak blisko tronu Bożego, a ja tak daleko z tyłu, że nie będę mógł go zobaczyć”.
Pokorny kalwinizm.
Kalwinizm serca. Jeden Pan. Jedna wiara. Zjednoczeni ponad swoimi różnicami.
Komentarz wielkiego
wiktoriańskiego kaznodziei Charlesa Spurgeon dotyczący tej historii jest
wnikliwy: „Kiedy poznałem słowa pana Whitefielda, powiedziałem sobie: Po tym
zobaczyłem, że jest on chrześcijaninem; widziałem bowiem, że kochał swego brata
Wesleya, chociaż tak bardzo różnił się od niego w pewnych kwestiach
doktrynalnych. Tak, drodzy bracia, jeśli możemy się różnić, a jednak kochać się
nawzajem — jeśli możemy pozwolić każdemu bratu iść własną drogą w służbie Bogu
i mieć swobodę działania na swój sposób — jeśli możemy to zrobić, to wtedy
uda nam się przekonać innych, że sami jesteśmy chrześcijanami”.
Miłość do innych braci a
nie kalwinizm, to sposób, w jaki ludzie wiedzą, że jesteśmy uczniami
zmartwychwstałego Nazarejczyka. „Po tym wszyscy poznają, że jesteście moimi
uczniami, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 13,35). Chociaż nie możemy
naśladować służby, głoszenia czy inteligencji Whitefield, wszyscy możemy
naśladować jego kalwinizm.
Spurgeon i Whitefield nie
byli słabymi kalwinistami. Byli pokornymi i łagodnymi kalwinistami. Nie
umniejszali doktryn łaski i znaczenia kalwinizmu, ale w żaden sposób nie
chcieli osłabiać Ciała Chrystusa. Chciałbym móc powiedzieć, że zawsze robiłem
to samo.
J.A. Medders