Zaczęłam się bać. I nie był to taki wszechogarniający strach, który zatrzymuje serce i obejmuje całego ciebie. Było to jakby stale nękające uczucie, stale wracająca myśl o tym, jak przygnębiająco wygląda teraźniejszość i dodatkowo, że nic z tych rzeczy się nie zmieni w przyszłości. Uczucie, które pojawia się, kiedy myślisz o przyszłości i zastanawiasz się – „a co, jeśli stanie się najgorsze?”
A co, jeśli?
Większość swojego życia
spędziłam na zadawaniu sobie pytań „a co, jeśli?”. Te pytania mnie niepokoją, niszczą mój spokój i pozostawiają w niepewności.
Pytania „a co, jeśli”
niepokoiły także ludzi, których spotykamy na kartach Biblii. Gdy Bóg oznajmił
Mojżeszowi, by poprowadził Izraelitów, Mojżesz spytał Boga: „A co, jeśli nie
uwierzą mi?” Sługa Abrahama, który miał przyprowadzić żonę dla jego syna,
Izaaka, zapytał Abrahama: „A co, jeśli wybrana przeze mnie kobieta nie zechce
wrócić tu ze mną?” Bracia Józefa zastanawiali się: „A co, jeśli Józef stanie
się nam niechętny i odpłaci nam za krzywdy, które mu wyrządziliśmy?” Wszyscy
oni zastanawiali się, co się wydarzy, gdy okoliczności będą inne, niż
zakładali. Zupełnie tak, jak my.
Wszyscy zadajemy sobie pytanie: „A co, jeśli?”. Niektóre z nich odnoszą się
do rzeczy mniej istotnych, inne z kolei są bardzo poważne. A co jeśli moje dziecko umrze? A co jeśli zachoruję na raka? A co jeśli moja żona/mój
mąż mnie zostawi?
Nieprzyjemna prawda jest
taka, że każda z tych rzeczy może się zdarzyć. Nikt nie jest wolny od
tragedii i bólu. Nikomu z nas nigdy nie zagwarantowano łatwego życia.
Rozważałam w swoich
myślach tą trzeźwiącą rzeczywistość parę miesięcy temu. Było to wtedy, kiedy
przez kilka dni przynosiłam do Boga liczne prośby i pragnienia. Chciałam,
by Bóg je spełnił. Ale prześladowało mnie też pytanie, o którym bałam się
nawet pomyśleć: A co, jeśli moje najgłębsze pragnienia nigdy nie zostaną
zaspokojone, a to, czego nie chcę, stanie się prawdą?
Czy Bóg mi wystarczy?
Gdy tak siedziałam,
zagłębiając się w lekturę Biblii, zostałam postawiona przed pytaniami, z
którymi zmagałam się od dawna. „Czy Bóg mi wystarczy? Czy będzie dla
mnie wszystkim nawet wtedy, gdy moje najgłębsze obawy się spełnią?” Za każdym
razem, gdy te pytania pojawiały się w mojej głowie wcześniej, odpychałam
je do siebie. Ale teraz wiedziałam, że muszę się z nimi zmierzyć.
Zastanawiałam się: Co
jeśli moje zdrowie się pogorszy i wyląduję w szpitalu, czy Bóg będzie mi
wystarczał? Co jeśli moje dzieci się zbuntują i nigdy nie będą chodziły blisko
z Bogiem, czy Bóg będzie mi wystarczał? Co jeśli nigdy nie wyjdę ponownie za
mąż i nigdy nie poczuję tego, co to znaczy być kochaną przez mężczyznę, czy Bóg
będzie mi wystarczał? Co jeśli moja służba w Kościele nie będzie skuteczna i
nigdy nie zobaczę jej owocu, czy Bóg będzie mi wystarczał? Co jeśli moje
cierpienie będzie się przedłużać i nigdy nie zobaczę w nim sensu, czy Bóg
będzie mi wystarczał? Chciałabym móc z automatu odpowiedzieć: „Tak, oczywiście,
że Bóg będzie mi wystarczał.” A jednak miałabym z tym problem, to nie jest takie proste. Nie
chciałam rezygnować ze swoich marzeń, nie chciałam poddawać Bogu tego, co było
mi bliskie, rezygnować z tego, do czego czułam się uprawniona.
Spojrzałam wstecz na moją
jednostronną niepisaną umowę z Bogiem, w której obiecałam robić to, co do mnie
należy, jeśli On spełni moje pragnienia. Niechętnie przyznać musiałam, że
po części moje pragnienie bycia wierną Bogu było zakorzenione w oczekiwaniu
jakiejś odpłaty. Czyż Bóg nie był mi czegoś winien?
Z oporami, ale otworzyłam
moje ręce, przepełnione marzeniami, i poddałam je Bogu. Nie chciałam
kochać Boga za to, co może dla mnie zrobić. Chciałam kochać Boga za to, kim
jest. Uwielbiać Go, bo jest godny uwielbiania Go.
Boża obecność przepełniła
mnie, gdy porzuciłam swoje oczekiwania. Bóg przypomniał mi, że posiadam już coś
cenniejszego niż gdybym posiadała pewność, że moje najgorsze „a co, jeśli?”
nigdy się nie spełnią. Posiadałam zapewnienie, że nawet jeśli się
spełnią, to On będzie ze mną po środku nich. To On będzie mnie przez nie
niósł. To On będzie mnie w nich pocieszał. To On będzie się o mnie
troszczył. Bóg nie obiecuje nam życia pozbawionego kłopotów. Ale obiecuje
nam, że będzie z nami pośród naszych zmartwień.
Nawet jeśli
Szadrak, Meszak i
Abed-Nego nie mieli gwarancji, że Bóg ich wyratuje. I chwilę przed tym, gdy
król Nebukadnesar wrzucił ich do ognistego pieca, dali mu odpowiedź, w której
znajdowały się jedne z najbardziej odważnych słów jakie kiedykolwiek zostały wypowiedziane:
„Jeśli nasz Bóg, któremu
służymy, może nas wyratować z rozpalonego pieca i z twoje ręki, o królu, to nas
wyrwie. A jeśli nawet nie – to niech ci będzie wiadome, o królu, że twoich
bogów nie czcimy…” (Dn 3:17-18).
Nawet jeśli.
Nawet jeśli wydarzy się
najgorsze, Boża łaska będzie wystarczająca.
Tych trzech młodych
mężczyzn stanęło oko w oko z ogniem, ponieważ wiedzieli, że cokolwiek się
wydarzy, to będzie to dla ich ostatecznego szczęścia i dla Bożej chwały. Nie
pytali – a co, jeśli stanie się to najgorsze. Wystarczało im widzieć, że „nawet
jeśli” stanie się to najgorsze, Bóg będzie z nimi w tym.
Nawet jeśli.
Te dwa słowa pozbawiły mój
strach życia.
Zastąpienie pytania “a co, jeśli?” słowami „nawet jeśli” jest jedną z najbardziej uwalniających zmian, jakich możemy dokonać. Zamianą naszych obaw związanych z niepewną przyszłością na pełną miłości pewność niezmiennego Boga.
Widzimy, że nawet jeśli
stanie się najgorsze, to Bóg przeprowadzi nas przez to. Bóg będzie wciąż
dobry. I nigdy nas nie zostawi samych.
Prorok Habakuk pokazuje tę
zamianę w cudowny sposób. Mimo próśb kierowanych do Boga, by uratował swój lud,
Habakuk kończy swoją księgę takimi słowami:
Nawet jeśli nie zakwitną
figowce, a winorośl straci swój plon,
Nawet jeśli zabraknie na drzewach
oliwek i nadziei na chleb z plonów pól,
Nawet jeśli w zagrodach
wybito by owce, a obory opustoszałyby z krów –
Nawet wtedy
Ja będę radował się w
PANU,
cieszył Bogiem mojego
zbawienia. (Hab 3:17-18)
Amen.
Vaneetha Rendall Risner