Misjonarze John Williams i James Harris popłynęli na Nowe Hybrydy z pragnieniem głoszenia Chrystusa. Kilka minut po wejściu na brzeg zostali zabici i zjedzeni (tak, dosłownie zjedzeni) przez ludzi, którym pragnęli zanieść wieść o Zbawicielu. Jest wiele niebezpiecznych miejsc na świecie gdzie niekoniecznie zostaniemy zabici i zjedzeni przez drugiego człowieka.
Ja osobiście nie chciałbym
mieszkać w Caracas w Wenezueli gdzie dochodzi do największej liczby brutalnych
przestępstw. Podobnie w Jemenie, gdzie nawet MSZ odradza wszelkie podróże do
tego kraju. Od większości miast meksykańskich trzymałbym się z daleka (na czele
z Ciudad Juarez). Nigdy w życiu nie pojechałbym do Somalii czy do San Pedro
Sula w Hondurasie.
Nie wiem czy słyszałeś,
ale na naszej planecie jest też wyspa Sentinel Północny w Zatoce Bengalskiej.
Wyspę zamieszkuje lud, który pozostał nietknięty współczesną cywilizacją. To
właśnie tam w 2018 roku został zabity misjonarz John Allen Chau, który napisał
w swoim dzienniku: „Panie, czy ta wyspa nie jest ostatnią twierdzą Szatana, na
której nikt nigdy nie miał okazji usłyszeć twojego imienia?”.
Jak sam widzisz jest wiele
przerażających miejsc na świecie, gdzie nie chciałbym się udać. Piszę te słowa
siedząc przed komputerem, obok mnie leży filiżanka ciepłej kawy, Biblia, parę
książek. Muszę skręcić ogrzewanie, gdyż za chwilę wychodzę z psem na spacer.
Przy okazji odbiorę przesyłkę z paczkomatu, a potem wrócę na późniejszy obiad.
Błogosławione życie, czyż nie?
Kilka dni temu wróciłem z
konferencji, która miała miejsce w Toruniu. Wróciłem z wieloma przemyśleniami,
ale dzisiaj chciałbym podzielić się pewną refleksją. Jeden z usługujących braci
nawiązał do misji prowadzonej na Słowacji, w kontekście tego, że wielu ludzi w
naszym kraju narzeka, że jest im „ciężko”.
Lunik 9 to romskie osiedle
znajdujące się w Koszycach – w drugim największym mieście na Słowacji. Lunik
jest jedną z największych cygański kolonii mieszkalnych na świecie, a francuski
„Le Monde” określił go „najgorszym gettem w Europie”.
Osiedle zamieszkuje ponad
6 tysięcy osób. Większość mieszkań nie ma stałego dostępu do wody, ogrzewania,
gazu, prądu. W mieszkaniach pali się czym popadnie, a śmieci … wyrzuca za okno.
Tak po prostu. Z powodu fatalnych warunków higienicznych wśród mieszkańców
często rozprzestrzenia się wszawica, biegunka, świerzb i inne choroby zakaźne.
Na jednym mieszkaniu
potrafi żyć 20 osób. Wskaźnik bezrobocia wynosi ponad 80%. Duża cześć
społeczność (w tym dzieci) uzależnionych jest od alkoholu i narkotyków.
Na osiedle dojeżdża tylko
jeden autobus, a kierowca otrzymuje specjalny dodatek z tytułu „niebezpiecznej
pracy”.
Zamieszczone zdjęcia mówią
bardzo wiele i w sposób realistyczny przedstawiają rzeczywistość mieszkańców osiedla.
Wiele razy nieświadomie
używamy sformułowań: „Panie, poślij mnie!”, „Panie używaj mnie!”, „Panie chcę
Ci służyć”, „Panie, całe moje życie należy do Ciebie, czyń z nim co zechcesz!”.
Sam tak mówię. Szczególnie
dzisiaj, odbudowując swoje życie na nowo i szukając w nim woli mojego Pana. Ale
czy chciałbym, żeby On wysłał mnie do pracy tam na Słowację?
Nie, nie chciałbym. Wiele
razy przy okazji najróżniejszych rozmów wyrażałem swoje obawy, że nie
przetrwałbym 48 godzin w Korei Północnej czy w północnej Nigerii nękanej przez
Boko Haram. Podobnie, nie chciałbym się wprowadzić do mieszkania na Lunik 9,
aby służyć Ewangelią tym ludziom.
Jednym z moich
największych bohaterów (ojców) w wierze jest Robert Murray M'Cheyne. W czasie
swojej wyprawi misyjnej do Ziemi Świętej opisał on miejsce, w którym mieszkali
trędowaci (lazar house). W swoim
liście do parafian w Szkocji napisał: „Ach! Jak mało wiemy o nędzy na świecie!
Kto zadba o dusze tych nieszczęśników? Kto odważy się wejść przez tę straszną
bramę i już nigdy nie wrócić? Kto zaniesie orędzie Zbawiciela tym biednym
ludziom?”.
Ten szkocki duchowny miał
rację. Przejście przez bramę wejściową oznaczało śmierć. Jednak dalej w swoim
liście pisze on, że dwóch morawskich misjonarzy, motywowanych Bożą miłością do
dusz ludzkich wybrało to „piekło” na ziemi jako miejsce swojej służby.
Weszli tam, aby już nigdy
nie wrócić. Co więcej, w momencie ich śmierci już czekało dwóch kolejnych
misjonarzy gotowych zastąpić ich miejsce! Robert Murray M'Cheyne kończy: „Moi
drodzy przyjaciele, abyśmy się zawstydzili przed Bogiem, my którzy jesteśmy
odkupieni tą samą krwią i pouczani przez tego samego Ducha, a którym tak wiele
brakuje do tych braci, w ich pochłaniającej miłości do Jezusa i dusz ludzkich”.
A Ty bracie, siostro … poszedłbyś? Zamieszkałbyś na Luniku?