Żyjąc w świecie złamanym przez grzech doznajemy cierpienia z powodu różnych zranień. Być może najbardziej bolesne nie mają natury fizycznej, ale dotykają bezpośrednio serca. Nikt nie ma większej mocy, aby nas skrzywdzić, niż ten kogo kochamy, na kogo liczyliśmy, komu ufaliśmy, komu powierzyliśmy dużą część naszego życia. Osoba, która obiecała nas zrozumieć i wspierać. Zranienia jednak możemy przyjmować na dwa sposoby. Jeden prowadzi do śmierci i zniszczenia. Drugi do … życia.
Dzięki
łasce możemy przyjmować zranienia w sposób podobny do tego jak czynił to nasz
Mistrz, w sile i na chwałę naszego Ojca Niebieskiego. Jednak sami będąc
grzesznikami musimy wybrać drogę krzyża. Prawdziwego uniżenia, prawdziwej
pokory, a nic nie jest lepszym środkiem do tego niż przenikliwy ból serca.
Jednak właśnie ten rodzaj cierpienia może okazać się niezwykłym
błogosławieństwem, jeśli poprowadzi nas do szukania komunii z Chrystusem.
Pierwsza
droga, sposób w jaki reaguje świat i cielesna natura, przynosi tylko gniew,
urazę, frustrację, odwet, wycofanie się, samousprawiedliwienie, a także gorycz.
To wszystko jest bardzo naturalne, ale i śmiertelne dla naszej duszy.
Wybór
należy do nas.
Zranienie,
którego doświadczyłeś (pamiętaj, że wszystko ma miejsce zgodnie z
suwerenną wolą Boga) zawsze spowoduje przemianę twojego serca.
To ty masz możliwość dokonania wyboru, czy ta zmiana przyniesie życie, czy śmierć.