„Wszyscy oni umarli w
wierze, nie otrzymawszy spełnienia obietnic, ale z daleka je ujrzeli, cieszyli
się nimi i witali je, i wyznawali, że są obcymi i pielgrzymami na ziemi” (List
do Hebrajczyków 11:13)
Jednym z najwymowniejszych zarzutów wobec wielu z nas, współtworzących zbory chrześcijańskie, jest ten, że w pełni uznaliśmy za nasz trwały dom to, co wokół nas jest doczesne!
Pracowaliśmy i
zarabialiśmy, nabywaliśmy i wydawaliśmy, a teraz cieszymy się życiowymi
przyjemnościami znanymi istotom ludzkim w tym kraju. Może się trochę obruszysz
i zapytasz: czy to coś złego być zadowolonym?
Odpowiem w ten sposób:
Jeśli jesteś chrześcijaninem i czujesz się wygodnie zadomowionym w Warszawie,
Poznaniu, Krakowie czy Gdańsku – albo pod jakimkolwiek innym adresem na naszej
planecie, oznacza to wyraźnie, że masz duchowy problem.
Bilans duchowy wygląda
następująco: im większe jest twoje zadowolenie z towarzyszących ci codziennych
życiowych okoliczności, tym większa twoja dezercja z zastępów Bożych
pielgrzymów zmierzających do miasta, którego architektem i budowniczym jest sam
Bóg!
Jeśli czujemy, że
zapuściliśmy korzenie w tym obecnym świecie, to nadal musi nas Pan wiele
nauczyć o wierze i przywiązaniu do naszego Zbawiciela!
Panie, choć mieszkam pod
konkretnym adresem, to modlę się być pomógł mi być chrześcijaninem myślącym
globalnie oraz by moje serce podzielało Twoją troskę o zagubiony świat.
A.W Tozer