Kalwin został wygnany z Genewy w 1538 roku i udał się do Strasburga. Tam opublikował swój pierwszy komentarz Listu do Rzymian, który ukazał się drukiem w 1540 roku. Rok później, władze Genewy prosiły Kalwina, aby powrócił do miasta.
W liście do przyjaciela,
Reformator napisał: „Nie ma pod niebem miejsca, w którym mógłbym odczuwać
większy lęk”. Czuł jednak, że Bóg wzywa go do tej pracy i pomimo swoich obaw
udał się do Genewy.
Kiedy opublikował
komentarz Listu do Rzymian, był zdecydowany kontynuować pracę nad listami
apostoła Pawła. Jednak na tej drodze pojawiła się przeszkoda, o nazwie Genewa.
Kościół potrzebował pełnego zaangażowania Kalwina, a ten całkowicie poświęcił
się temu dziełu.
Tak więc, wczesne lata
1540 roku Reformator poświęcił genewskiemu kościołowi. Praca nad komentarzem
odeszła na boczny tor. Kalwinowi udało się jednak odnaleźć pewną równowagę i
znowu zaczął pisać. Jego komentarz do 1 Listu do Koryntian ukazał się w 1546
roku. I tutaj zaczyna się nasza historia.
Po tym jak wysłał swój
komentarz do drukarni w Strasburgu, Kalwin rozpoczął pracę nad 2 Listem do
Koryntian, który ukończył w pośpiechu. Z tego co wiemy, rekord Kalwina wynosił
17,000 słów w ciągu około trzech dni. To setka stron i właśnie w tym tempie
ukończył swoją pracę.
Pod koniec lipca 1546
roku, wysłał manuskrypt – jedyną kopię – do Strasburga. Jedyny egzemplarz
napisany własnoręcznie przez niego, który nie miał kopii.
Czymś powszechnym było
wykonywanie kopii tekstu, jednak Kalwin nie chciał tracić dodatkowego czasu.
Przeliczył się. Niedługo po tym jak przekazał przesyłkę kurierowi, cenny
dokument zaginął.
Kalwin był bardzo
niespokojny. Napisał: „Jeśli nie odzyskam tego egzemplarza, nigdy więcej nie
dotknę Pawła!”. Przyjaciele nie mogli mu pomóc. Zamiast pocieszać go, William
Farel napisał: „Biorąc pod uwagę, że matki nie zaniedbują swoich dzieci, ty
również powinieneś posłać ten owoc Pana z większą uwagą”.
Jednak 15 września 1546
roku, Kalwin otrzymał wiadomość, że rękopis dotarł bezpiecznie do Strasburga.
Nie wiemy gdzie przez ten cały czas znajdował się zagubiony dokument. Może mieć
to coś wspólnego z wojną szmalkaldzką toczoną pomiędzy Świętym Cesarstwem
Rzymskim (lub tym co z niego zostało) i Ligą niemieckich i szwajcarskich
książąt. Nie mamy jednak żadnej pewności. Wiemy jednak, że Jan Kalwin odczuwał
wielki smutek.
Ta historia jest
interesująca, ponieważ okazuje nam Kalwina, z którym możemy się utożsamić.
Kogoś, kto się martwi i niepokoi. Kogoś, kto w rozpaczy powiedział: „Nigdy
więcej nie dotknę Pawła!”. Kogoś kto jest po prostu zatroskany. Nie wiem jaki
poznałeś obraz Jana Kalwina. Mogę mieć tylko nadzieję, że nie jest to
karykatura ponurego i podłego proroka mroku.
Podejrzewam jednak, że
często myślimy o nim, jako o człowieku niewzruszony i odpornym na wyzwania
życia, z którymi wszyscy się zmagamy. Kogoś, kogo nie dotykają rozczarowania,
frustracje i niepokoje.
On jednak taki nie był.
Może myślimy, że był super chrześcijaninem, zawsze żyjącym zgodnie z
przykazaniami Chrystusa. Nie, on również taki nie był. Jednak to właśnie w jego
człowieczeństwie widzimy przykład dla nas. Lubię takie historie ponieważ
również tracę różne rzeczy. A wtedy bardzo się niepokoję. Przykazano nam,
abyśmy się nie niepokoili o wszystko. Jednak w swojej słabości zbyt często to
czynimy. Podobnie jak Jan Kalwin.
Jeśli Kalwin jest znany z
czegokolwiek, to przypomina kościołowi jego podstawowy fundament: Bóg jest
suwerennym Panem nad swoim wszechświatem. Jego suwerenność obejmuje również
zaginione manuskrypty. Martwimy się i odczuwamy niepokój. Często mówimy również
desperackie i beznadziejne słowa. To właśnie wtedy musimy odpoczywać Bogu i
zaufać Mu. Jak powiedział apostoł Paweł: „Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec
naszego Pana Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy” (2
Kor 1:3).
Materiały: Stephen J.
Nichols. 5 Minutes in Church History