Nie ma prawdziwej ewangelizacji bez doktryny o grzechu i bez zrozumienia, czym jest grzech. Nie zamierzam przesadzić, ale powiem, że ewangelia, która po prostu wzywa: „Przyjdź do Jezusa” i oferuje Jego jako Przyjaciela, oferuje owo wspaniałe nowe życie, bez przekonywania o grzechu, nie jest nowotestamentową Ewangelią.
Istota ewangelizacji
polega na rozpoczęciu nauczania od prawa; a z tego powodu, że nie naucza się
prawa, mamy tak wiele powierzchownych ewangelizacji. Rozważ służbę naszego
Pana, a odniesiesz wrażenie, że Jezus będąc tak daleki od wywierania nacisku na
ludzi i podejmowania decyzji dla Niego, równocześnie położył na drodze
człowieka wielką przeszkodę.
W efekcie mówił: „Czy
zdajesz sobie sprawę z tego, co robisz? Czy jesteś świadomy kosztów? Czy
zdajesz sobie sprawę gdzie może cię to zaprowadzić? Czy wiesz, że oznacza to
zaparcie się siebie, codzienne branie krzyża i naśladowanie Mnie?”. Z powodu
grzechu prawdziwe głoszenie Ewangelii zawsze musi zaczynać się od prawa.
Oznacza to, że musimy
wyjaśnić, iż rodzaj ludzki stoi w obliczu Bożej świętości, Jego wymogów,
konsekwencji grzechu. To Syn Boży mówi o wrzucaniu do piekła. Jeżeli
zaprzeczasz doktrynie o piekle, znaczy to, że nie zgadzasz się z Jezusem
Chrystusem. On, Syn Boży wierzył w piekło i ono ma swoje miejsce w Jego
wyjaśnieniach dotyczących prawdziwej natury grzechu, gdyż On naucza, że grzech
ostatecznie prowadzi człowieka do piekła.
Tak więc ewangelizacja
musi zaczynać się od Bożej świętości, grzeszności człowieka, wymogów prawa,
kary wyznaczonej przez prawo i wiecznych konsekwencji zła i złych uczynków.
Tylko człowiek, który zobaczy swoją winę, może być uwolniony i odkupiony przez Chrystusa.
Wiara nie oparta na doktrynie o grzechu nie jest prawdziwą wiarą w
Jezusa.
Możesz mieć jakąś wiarę w
Jezusa Chrystusa opartą na psychologii; ale prawdziwa wiara widzi w Jezusie
Chrystusie Tego, który uwolnił nas od przekleństwa prawa. Prawdziwa ewangelizacja
zaczyna się od tego i w ten sposób rzeczywiście wzywa do „upamiętania się przed
Bogiem i do wiary w Pana naszego Jezusa”.
Martyn Lloyd-Jones