„Oto stoję u drzwi i
pukam. Jeśli ktoś usłyszy mój głos i otworzy drzwi, wejdę do niego i spożyję z
nim wieczerzę, a on ze mną” (Obj 3:20 UBG)
Dla tych, którzy uważnie śledzą naszą stronę, czymś oczywistym będzie zmiana pewnej orientacji, która już jakiś czas temu zaczęła na nowo kształtować jej tożsamość, a także nadawać odmieniony charakter.
Chociaż nie spędzamy już
zbyt wiele czasu nad różnymi teoriami i „zwiedzeniami”, to jednak nie dzieje
się tak z powodu naszej niewiedzy o owych nadużyciach i odstępstwach, lecz
dlatego, że uważamy za rzecz pożyteczniejszą rozważać to, co jest prawdą,
zamiast tego, co nią nie jest. Jednak jako chrześcijanie świadomi swojej
odpowiedzialności wobec Prawdy, powinniśmy czasami odpowiedzieć na różne
współczesne zjawiska oraz trendy poprzez celowe zaangażowanie w polemikę
chrześcijańską.
Słowo „polemika” oznacza
zdecydowane obalenie danej teorii, udowodnienie fałszywości danego twierdzenia
lub też odparcie zarzutów. Jest to argument, który kwestionuje opinię innej
osoby, ukazując, że jej poglądy nie są zgodne z prawdą.
Fragment z Księgi
Objawienia 3:20 jest jednym z najbardziej znanych i często cytowanych wersetów
przez ewangelistów, kaznodziejów i wszystkich, którzy chcą wzywać grzesznika do
natychmiastowej reakcji na Boże objawienie. Jednak czy takie jest właściwe
zrozumienie tego tekstu? Musimy pamiętać, że naszym zadaniem jest wydobycie
znaczenia z Biblii, a nie narzucenie jej jakiegoś sensu. Wydobycie znaczenia,
czyli eksegesis, a nie eisegesis – kiedy to wprowadzamy obce
znaczenie do jasnego nauczania Pisma Świętego. Cytując Marcina Lutra:
„Najlepszym nauczycielem jest ten, który nie wprowadza swego znaczenia do
Pisma, lecz wyprowadza je z niego”.
Żaden pastor, teolog,
nauczyciel, tłumacz Biblii, a nawet zwykły czytelnik nie ma autorytetu do
subiektywnego wyjaśniania Pisma Świętego. Podstawową zasadą interpretacji
Biblii jest według Jana Kalwina stwierdzenie: „Pismo interpretuje Pismo, a
zadaniem interpretatora jest pozwolić, aby autor mówił to, co mówi, a nie
przypisywać mu to, co sam interpretator uważa, że powinien powiedzieć”.
„Oto stoję u drzwi i
pukam. Jeśli ktoś usłyszy mój głos i otworzy drzwi, wejdę do niego i spożyję z
nim wieczerzę, a on ze mną” (Obj 3:20 UBG).
Paul Washer opowiadał jak
rozmawiał kiedyś z ewangelistą, który zacytował ten fragment Pisma Świętego i
użył go jako narzędzia, by zaprosić ludzi do przyjęcia Jezusa jako swojego
Zbawiciela. Po skończonym spotkaniu Washer podszedł do tego człowieka i
poinformował go, że nie takie jest właściwe znaczenie tego tekstu. Wyjaśnił mu,
że Jezus kieruje swoje poselstwo do kościoła, a nie do niewierzących.
Ewangelista powiedział, że dobrze o tym wie, ale takie wykorzystanie słów
Jezusa przynosi lepsze rezultaty.
Wielu ewangelistów maluje
przed słuchaczami ekspresyjny i niezwykle sugestywny obraz Chrystusa, który
przychodząc do grzesznika, wyraźnie wskazuje potrzebę bezzwłocznej reakcji. Ale
czy taka jest prawdziwa interpretacja tego wersetu? Czy Chrystus rzeczywiście
czeka u progu serca człowieka prosząc, aby mógł do niego wejść? Czy
rzeczywiście jak twierdzi jeden z pastorów, "Jezus dzwoni do ciebie jak
przyjaciel"?
Pochylmy się wspólnie nad
tym tekstem prosząc, aby Duch Święty usunął zasłonę ignorancji z naszych
umysłów i pozwolił nam dostrzec prawdziwe znaczenie Bożego poselstwa.
Pamiętajmy również, że Biblia jest autorytatywnym Słowem Bożym, księgą zapisaną
przez Ducha Świętego, która nie tylko zawiera Słowo Boże, ale sama jest Słowem
Bożym.
Laodycea
Laodycea to starożytne
miasto położone na terenie Frygii, oddalone o kilkanaście kilometrów od
Hierapolis, usytuowane niegdyś na terenach obecnej Turcji. Miasto założone w
III wieku przed Chr. przez króla Antiocha II.
Laodycea już w I wieku
przed Chr. stała się najbogatszym i najważniejszym miastem w całym regionie.
Dynamicznie rozwijał się przemysł przetwórstwa wełny, bankowość a także
medycyna.
Miasto było położone w
regionie często nawiedzanym przez trzęsienia ziemi. Jedna z takich katastrof
całkowicie zrównała Laodyceę z ziemią. Panujący ówcześnie rzymski cesarz Neron
zaoferował pomoc finansową przy odbudowie, ale dumni mieszkańcy miasta
odrzucili tę ofertę i za pomocą własnych środków odbudowali zniszczone miasto.
Laodycea była jedynym
miastem prowincji Azja, które pomocy finansowej nie przyjęło od Cesarstwa,
ukazując tym samym nie tylko własną samowystarczalność ale i ogromną ambicję.
Bogactwo miasta było znane w świecie antycznym. Począwszy od II wieku przed
Chr. Laodycea biła własne monety. W okresie panowania cesarstwa rzymskiego
miasto słynęło ze swojego systemu bankowości, a mieszkańcy kultywowali w sobie
pasję do sztuki greckiej oraz monumentalnych budowli. Wykształciła się słynna
szkoła medyczna, produkująca m.in. lekarstwo na słabe oczy. W mieście tkano
odzież z delikatnej czarnej wełny. Tak, Laodycea była potężnym centrum
finansowo – handlowym.
Kościół w Laodycei
Tamtejszy zbór
prawdopodobnie został założony dzięki Epafrasowi (zob. Kol 2:1-2, 4:16 UBG).
Warto zwrócić uwagę na
kontekst w którym zawarte są słowa Pana Jezusa o „pukaniu do drzwi” (Obj 3:20
UBG). „Znam twoje uczynki: nie jesteś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny
albo gorący. A tak, ponieważ jesteś letni i ani zimny, ani gorący, wypluję cię
z moich ust. Mówisz bowiem: Jestem bogaty i wzbogaciłem się, i niczego nie
potrzebuję, a nie wiesz, że jesteś nędzny i pożałowania godny, biedny, ślepy i
nagi. Radzę ci kupić u mnie złota w ogniu wypróbowanego, abyś się wzbogacił, i
białe szaty, abyś się ubrał i żeby nie ujawniła się hańba twojej nagości, a
swoje oczy namaść maścią, abyś widział” (Obj 3:16-18 UBG).
Wiele współczesnych zborów
charakteryzuje rzeczywistość laodycejska. Tamtejszy kościół był odstępczym
zgromadzeniem, które w sposób doskonały oddawało ducha panującego wśród
mieszkańców Laodycei: duma, pycha i arogancja. Użyta metafora „letniej” wody
była dla członków kościoła doskonale zrozumiała. Położone niedaleko Laodycei,
Hierapolis było znane z gorących źródeł. Z kolei w położonych niedaleko
Kolosach, znajdowały się zimne źródła górskie. Laodycea posiadała brudną i
letnią wodę przepływową w akweduktach. Taka woda wzbudzała obrzydzenie i
nieprzyzwyczajeni do niej goście, z poczuciem ulgi wypluwali ją ze swoich ust.
Tak, „letniość” to
właściwe słowo. Bez wyrazu, bez temperamentu, bez wytrwałej namiętności; dalecy
od „płomiennego ducha” w służbie dla Pana (Rz 12:11 UBG). Letni, niemrawy,
połowicznie oddany, słaby, zwiotczały, mizerny, anemiczny, zawsze gotowy na
kompromis, obojętny i apatyczny. Wszelkie antonimy będą krążyły wokół gorliwości:
oddany, chętny, pilny, obowiązkowy, zapalony, żarliwy, zażarty sumienny,
staranny.
Kościół w Laodycei został
pochłonięty przez ducha charakteryzującego całe miasto. Członkowie lokalnej
wspólnoty manifestowali dumną, prowokującą i zarozumiałą postawę. Szczycili się
swoim bogactwem i nie zdawali sobie sprawy, że ich postawa budziła w Chrystusie
obrzydzenie.
Czy może istnieć człowiek
bardziej godny pożałowania niż ten, który wyobrażając sobie, że jest
chrześcijaninem, w rzeczywistości jest odrazą dla Chrystusa? Czy zdajemy sobie
sprawę, że takie uczucie abominacji charakteryzuje Pana Jezusa Chrystusa
względem wielu współczesnych kościołów, które już dawno zeszły z prostej drogi
Pana?
Zadajmy sobie pytanie czy
i nas nie cechuje postawa apatii, znudzenia i lenistwa w służbie dla Chrystusa?
Czy jesteśmy gorliwie oddani Jego sprawie i zawsze stawiamy na pierwszym
miejscu Bożą chwałę i poszukiwanie Jego Królestwa?
Letniość w obliczu Boga,
który własnego Syna nie oszczędził, wydając Go na okup za nas, jest nie tylko
czymś całkowicie niestosownym, ale bluźnierczym. Letni wierzący, chociaż użycie
tego oksymoronu może nie być tutaj właściwe, są niegodni Mistrza, który przelał
za nich swoją najświętszą krew.
Werset 17 wskazuje, że
Laodejczycy pokładali swoją ufność w bogactwach, zapominając o tym, że
prawdziwie bogatym jest ten, kto posiada swój skarb w niebie. Duchowa pycha,
apatia i światowość powodują w człowieku ślepotę.
Samozadowolenie jest
początkiem upadku człowieka. Największą tragedią osób zwiedzionych, czy to
przez ułudę tego świata czy też „inną ewangelię”, jest fakt zaślepienia, z
którego nie zdają sobie sprawy. To dlatego, podobnie jak kościół w Laodycei,
musimy ciągle na nowo słuchać naszego Pana i pozwalać Mu, aby badał nasze dusze
sprawdzając czy nie chodzimy drogą nieprawości.
Oto stoję u drzwi…
„Oto stoję u drzwi i
pukam. Jeśli ktoś usłyszy mój głos i otworzy drzwi, wejdę do niego i spożyję z
nim wieczerzę, a on ze mną” (3:20 UBG).
Ufam, że dotychczasowe
rozważania powinny doprowadzić nas do miejsca, w którym uzmysłowimy sobie, że
wezwanie Chrystusa nie było dane jako narzędzie do ewangelizacji finansowej
elity Laodycei, ale jako przesłanie do Jego kościoła. Do kościoła Boga żywego,
który On nabył własną krwią (Dz 20:28 UBG). Jest to silne napomnienie dla
ludzi, którzy pogrążeni w duchowej apatii, przestali czekać na przyjście
swojego Pana, a oddali się miłości do świata. Jest to przestroga, aby podnieśli
się z letargu i zaczęli żyć jak synowie światłości. Jak ci, którzy czuwają, a
nie upijają się chimerycznym złudzeniem światowości.
Dlaczego jednak nie
wykorzystywać fragmentu z Objawienia 3:20, do naszych celów, skoro wielokrotnie
spotkało się to z pozytywną reakcją słuchaczy? Dlaczego wykształceni pastorzy,
studiujący teologię, a nawet tłumaczący Biblię z języków oryginalnych,
posługują się tym tekstem w sposób niezgodny z przekazem?
Niewłaściwe zastosowanie
słów Chrystusa skierowanych do zboru w Laodycei wyrządza więcej szkody niż
pożytku. Sentymentalny obraz Pana Jezusa pukającego do serca człowieka, lub
wykonującego do niego „telefon” jest karykaturalnym przedstawieniem Tego, o
którym Biblia mówi, że jest PANEM. Błędna interpretacja wiąże się również z
wysokim kosztem teologicznym, a także dobrostanem duchowym ludzi, co zostanie wykazane
w dalszej części tekstu.
Zacznijmy od tego, że
Biblia przedstawia monergistyczne zbawienie, którego Bóg jest sprawcą i
dokończycielem. Wychodząc z tego założenia pierwotnego, twierdzimy, że Chrystus
nie prosi grzesznika o „wpuszczenie Go do swojego serca”. Zbawienie jest
dziełem Bożym.
Biblia mówi, że
niezbawieni ludzie w swoim naturalnym (grzesznym) stanie są:
- duchowo chorzy (Łk 5:
31-32)
- zagubieni (Łk 19:10)
- w ciemności (Dz 26:18)
- pod władzą szatana (Dz
26:18)
- w niewoli grzechu (Dz
7:23)
- ślepi duchowo (2 Kor
4:4-6)
- wrogami Boga (2 Kor
5:18-19; Kol 1:21)
- obiektem Bożego gniewu
(Ef 2:3)
- martwi (Ef 2:5)
- przyćmiony rozum (Ef
4:18)
- obcy dla życia Bożego
(Ef 4:18)
- w mocy ciemności (Kol
1:13)
- obcymi dla Boga (Kol
1:21)
- bałwochwalcami (1 Tes
1:9)
- bez Bożego miłosierdzia
(1 P 2:10)
- jak zbłąkane owce (1 P
2:25)
Pamiętajmy, że głosimy
Ewangelię na cmentarzu. Cały świat jest jednym, wielkim duchowym cmentarzem.
Bez suwerennej łaski Bożej, nasza ewangelizacja odniosłaby ten sam skutek co
nauczanie na cmentarzu. Ewangelizacja ma sens tylko w świetle doktryn łaski.
Tylko Bóg może wzbudzać umarłych.
Naucz się myśleć o
Ewangelii w tych kategoriach, a będziesz unikał teologii skoncentrowanej na
człowieku, która zawsze łączy się z reinterpretowaniem Bożego Słowa. A
najważniejsze będzie to, że pozostaniesz wierny Bogu.
Czego brakuje w ich
głoszeniu?
Ostatni prorok
starotestamentowej dyspensacji, Jan Chrzciciel głosił chrzest pokuty (Mt 2; Mk
1:4 UBG). Nasz Pan i Zbawiciel rozpoczął publiczną służbę od wezwania do pokuty
(Mt 4:17 UBG). Podobnie czynił Piotr głoszą pierwsze kazania w Jerozolimie (Dz
2:38, 3:19 UBG). Proklamacja pokuty była również integralną częścią przesłania
ewangelizacyjnego apostoła Pawła (Dz 17:30, 26:20 UBG).
Pokuta (upamiętanie)
oznacza, że zdajesz sobie sprawę, że w oczach Bożych jesteś winnym grzesznikiem
zasługującym na karę i Boży gniew. Zaczynasz rozumieć czym jest grzech, a także
to że jego konsekwencją jest śmierć i piekło. Kiedy stajesz się świadomy
swojego beznadziejnego stanu, pragniesz za wszelką cenę znaleźć ratunek.
Przerażony do głębi swojego jestestwa zaczynasz wołać jak Żydzi: „A słysząc to,
przerazili się do głębi serca i zapytali Piotra i pozostałych apostołów: Co mamy
robić, mężowie bracia?” (Dz 2:37 UBG).
Wreszcie, pokuta oznacza,
że pragniesz wyzwolić się z grzechu i odwrócić się od niego. Zwróćmy uwagę
na ważne słowa Martyna Lloyda-Jonesa: „Nikt nie może naprawdę i właściwie
rozumieć biblijnej nauki o zbawieniu ani nikt nie może docenić swojego
zbawienia, jeśli najpierw nie zrozumie natury stanu, z którego mamy być
wybawieni dzięki Ewangelii. Innymi słowy, musimy zrozumieć prawdę o nas samych,
pozostających w grzechu. Nie możemy poznać Bożej miłości, jeśli nie uzmysłowimy
sobie naszego zepsucia. Wielkość Bożej miłości jest najlepiej widoczna na tle
głębokości naszego upadku”.
Drodzy czytelnicy, nie
zamierzam przedstawiać wam żadnych filozoficznych teorii. Chcę skupić się tylko
na Bożym objawieniu, ograniczając się do jego treści i będąc w pełni od
niego zależnym. Jeśli chodzi o interpretowanie Pisma Świętego, nasze dobre
intencje nie mają żadnego znaczenia. Mamy obowiązek wobec Pana, aby głosić
doskonałe i bezbłędne przesłanie Biblii, która zgodnie ze stanowiskiem
reformacji, sola fidei regula, jest jedynym autorytatywnym głosem Boga
skierowanym do człowieka.
Dlatego zamiast fałszować
słowa Chrystusa, które ten skierował do kościoła w Laodycei, musimy skupić się
na głoszeniu poselstwa ewangelizacyjnego, tak jak naucza nas Słowo Boże.
Twoja ewangeliczna
gorliwość nie przyniesie żadnej korzyści jeśli nie będziesz biblijnie zdrowy, a
twoja służba nie będzie zbudowana na fundamencie nauki apostolskiej.
Dlaczego zmieniają
poselstwo: gniew Boży i krzyż
Nie możemy zwiastować
Ewangelii w sposób, który nam wydaje się najlepszy. Zbyt często zapominamy o
tym jak bardzo skażony i wypaczony jest nasz umysł. Dlatego też musimy zgodnie
z poleceniem Pawła z Rz 12:2, „odnawiać swój umysł”, czyli dostosowywać go do
biblijnej rzeczywistości. To z kolei powinno kształtować nasze metody
ewangelizacyjne, a także nasze własne zrozumienie Ewangelii. Dzieło Pana musi
być zrobione w Boży sposób.
Ufam, że nikogo z was nie
trzeba przekonywać, że nasz Bóg nienawidzi czyniących nieprawość (Ps 5:5 UBG);
że codziennie gniewa się na bezbożnego (Ps 7:11 UBG); że ci którzy nie są
posłuszni ewangelii naszego Pana Jezusa poznają czym jest zemsta Boża (2 Tes
1:8-9); że straszną rzeczą jest wpaść w ręce Boga żywego (Hbr 10:30-31 UBG); że
nasz Bóg jest ogniem trawiącym (Hbr 12:29 UBG); że nadejdzie dzień gniewu
Baranka (Obj 6:15-17 UBG).
Trudno mówić o Ewangelii i
przemilczeć temat gniewu Bożego. A jednak, w takiej właśnie rzeczywistości
przyszło nam żyć bracia i siostry. Wielu ludzi zaprzecza doktrynie Bożego
gniewu i przedstawia ludziom Chrystusa jako przyjaciela, kogoś kto tylko czeka,
aby im pomóc, kto chce ich zrozumieć, kto chce okazać im współczucie i empatię.
To oczywiście, dzięki Bogu, jest prawdą, ale nie od tego powinniśmy zaczynać.
Dlaczego więc tak robimy? Dlaczego z pewnością większość z nas nie zaczyna
swojego poselstwa ewangelizacyjnego od zwiastowania Bożego gniewu?
Osobiście uważam, że jest
tak dlatego ponieważ nie wierzymy w moc Ducha Świętego.
Paweł nie miał takich
dylematów jakie nas często dotykają. On nie zastanawiał się czy jego nauka
spodoba się jego odbiorcom. Czy znajdzie ich uznanie czy też może sprawi, że
zaczną na niego dziwnie patrzeć. On dobrze wiedział, że wszystko zależy od mocy
Ducha Świętego. To Ewangelia ma moc. To Duch Święty ostrzega ludzi; to Duch
Święty odnawia ludzkie serca tak, że są w stanie zrozumieć i przyjąć Ewangelię.
My mamy tylko głosić Ewangelię, a to On, Bóg Duch Święty stosuje ją w życiu
grzeszników. Dlatego głupotą jest modyfikacja naszego poselstwa czy też
współczesne próby dotarcia do ludzi przez popularne kościoły, które więcej mają
wspólnego ze światem niż Bogiem.
Musimy konfrontować ludzi
z prawdą, gdyż naszym zadaniem jest przyprowadzenie ludzi do Boga, aby mogli
schować się przed nadchodzącym gniewem w Bożej Arce, którą jest Chrystus Pan.
To jest nasze zadanie, a nie napełnianie kościołów i poprawianie statystyk, czy
też akceptacja w danej grupie.
„Gniew Boży bowiem objawia
się z nieba przeciwko wszelkiej bezbożności i niesprawiedliwości ludzi, którzy
zatrzymują prawdę w niesprawiedliwości” (Rz 1:18 UBG).
W 2 Kor 5:11 Paweł
napisał: „Przejęci zatem bojaźnią Pańską nakłaniamy ludzi”. Człowiek prawdziwie
bojący się Boga, nie będzie obawiał się ludzkiej reakcji czy też odrzucenia.
Jego jedynym pragnieniem będzie troska o Bożą chwałę i o to, aby podobać się
Panu. Dlatego też, jego poselstwo zawsze będzie rozpoczynać się od gniewu
Bożego.
Idźmy dalej, dlaczego Bóg
się gniewa? Odpowiedź jest prosta: z powodu grzechu człowieka. Czym więc jest
grzech? Najprościej można stwierdzić, że grzech to każdy przeciwny Bogu zły
czyn lub motyw. Pewnie wielu z was spotkało się ze stwierdzeniem, że grzech to
„chybienie celu”. Jest to bardzo popularna koncepcja, a hebrajskie słowo
„chata” sugeruje nie tylko chybienie celu, ale także decyzję chybienia, błąd
popełniony świadomie. Dlatego, nie rozwodząc się dłużej nad tematem grzechu, chciałbym
powiedzieć, że jego istotą jest wewnętrzna niezgoda człowieka na to, aby Bóg
był Bogiem. Grzech to umieszczanie czegokolwiek, lub kogokolwiek na pierwszym
miejscu – które należne jest jedynie Bogu.
Podobnie jak apostoł Paweł
głosząc Ewangelię w pogańskich Atenach, nie możemy się bać zaczynać naszego
poselstwa od podstawowych faktów o Bogu Stwórcy. Nasza prawda musi być
zbudowana na pewnym fundamencie, musi zawierać określoną logikę i strukturę, a
nie tylko puste hasła w stylu: „Jezus cię kocha”. Poznanie i zrozumienie istoty
grzechu i zbawienia musi zakładać pewną wiedzę o Stwórcy. Nikt nigdy nie
zobaczy z właściwej perspektywy grzechu, jeżeli nie dowie się kim jest Bóg. W
naszej dzisiejszej pogańskiej Polsce musimy podobnie jak Paweł, położyć ten sam
fundament.
A więc kiedy człowiek
odrzucił chwałę Bożą i zamienił prawdę Bożą w kłamstwo, znalazł się pod gniewem
swojego Stwórcy. Bóg nienawidzi grzechu. Mówiliśmy wcześniej o absolutnej
świętości naszego Boga. Ta nauka sprawia, że doktryna o Bożym gniewie jest
nieunikniona. Widzicie teraz zatem dlaczego powinniśmy zawsze rozpoczynać
ewangelizację od istoty Boga, od Jego prawości i świętości.
Podobnie jak Paweł, nie
dyskutujemy ze światem o sprawie gniewu Bożego. My go ogłaszamy. Stwierdzamy
oczywiste fakty i ostrzegamy świat przed nadchodzącą zagładą.
Podobnie jak Noe, jesteśmy
kaznodziejami sprawiedliwości, i naszym zadaniem jest ostrzegać świat przed
gniewem świętego Boga, który nie oszczędzi bezbożnych.
Dlaczego chcemy zmienić to
poselstwo? Dlaczego je zmieniamy? Powód jest bardzo prosty: Ewangelia Jezusa
Chrystusa jest zawsze obraźliwa dla nieodrodzonego człowieka. Ewangelia
Chrystusowa jest zawsze wystawiona na śmieszność i pogardę. To jest bardzo
prosty test, bracia i siostry. Jeśli widzicie, że nienawróceni ludzie chwalą
was, albo jakiegoś kaznodzieję czy ewangelistę, wówczas powinniście uważnie
zbadać jego samego i treść jego poselstwa.
Dla Żydów krzyż jest
zgorszeniem, a dla Greków głupstwem (1 Kor 1:23 UBG). Dla tych, którzy giną,
czyli nienawróconych, mowa o krzyżu zawsze będzie głupstwem. Paweł sam
przyznaje w Gal 5:11, że cierpi prześladowanie z powodu zgorszenia krzyża.
Zgorszenie krzyża polega na tym, że krzyż mówi człowiekowi że jest potępiony,
zgubiony i znajduje się w tak beznadziejnym stanie, że gdyby Chrystus za niego
nie umarł, nigdy nie miałby żadnej nadziei. Krzyż mówi: Nie jesteś w stanie nic
zrobić dla swojego zbawienia. A to boli. Człowiek nieodrodzony nie lubi tego.
Śmiem twierdzić, i mówię
to z całą powagą i bojaźnią, że jeśli Ewangelia Nowego Testamentu jest
zwiastowana we właściwy sposób, zawsze wzbudza antagonizmy i sprzeciw. Ona
powoduje, że ludzie czują się urażeni, zgorszeni dlatego jej nienawidzą i
wyśmiewają.
„Niedaleko Circus Maximus
w Rzymie znajduje się pewien ryt za metalową kratą, abyś nie mógł go dotknąć.
Jest to obraz ukrzyżowanej istoty, która ma ludzkie ciało, ale oślą głowę.
Widnieje pod nim napis Alexamenos wielbiący swego boga. Ukazuje on pogardę
pogańskiego świata do każdego, kto odważyłby się wielbić ukrzyżowanego
człowieka, bo na tyle, na ile w tamtych czasach było wiadomo, tylko najgorsze
szumowiny trafiały na krzyż. W pewnym sensie ewangelia jest wiadomością
niemożliwą do uwierzenia, przeciwną wszelkim naturalnym skłonnościom, a my
próbujemy ją dostarczyć ludziom, którzy są ślepi i martwi. Jeśli nie widzisz
tłumów ludzi ciągnących, by oddać swoje życie Jezusowi, to już wiesz czemu”
John MacArthur
Koniec
Podstawowym zadaniem
kościoła jest głoszenie Ewangelii. Kościół został posłany po to, aby zwiastować
i nauczać ludzi. Okresy upadku kościoła zawsze wiązały się z malejącym
znaczeniem zwiastowania. Z drugiej strony, zwiastunem przebudzenia zawsze była
odnowa, tej najbardziej chwalebnej czynności do której Kościół został powołany.
Głoszenie wielu
współczesnych ewangelistów, pokazuje nam zjawisko, które J. Packer nazwał
„utratą kontaktu z biblijną Ewangelią”, czyli zamianą klasycznej Ewangelii na
produkt zastępczy skupiony na człowieku. Packer pisze, że naczelnym zadaniem
Ewangelii było zawsze oddanie chwały Bogu. Była ona przede wszystkim
uznaniem Bożej suwerenności w łasce i sądzie, wezwaniem do uwielbienia
wszechmocnego Pana, od którego człowiek jest całkowicie zależny zarówno w
sprawach codziennego życia, jak i zbawienia. Jej głównym punktem odniesienia
był Bóg. Jednak dla nowej Ewangelii głównym punktem odniesienia jest człowiek.
Wielki smutek przepełnia
mnie gdy widzę jak kaznodzieje wzywają ludzi do nawrócenia, jakby byli oni w
stanie przyjąć Jezusa w każdej chwili. Jezus przedstawiany jest jak żebrak,
który w cichej bezsilności czeka „u drzwi naszego serca” aż w końcu zechcemy Go
tam wpuścić. Jednak Chrystus nie jest bezdomnym szukającym schronienia, ale
Panem domu, który oczekuje od swojego sługi ciągłej gotowości (Łk 12:35-36
UBG). Obecnie Boga Ojca i Boga Syna nie opisujemy jako tych, którzy zgodnie ze
swoją suwerenną wolą pociągają do siebie grzeszników.
Ewangelii nie
przedstawiamy jako Bożego nakazu, ale jako propozycję, którą podobnie jak
telefon od przyjaciela, możemy przyjąć lub odrzucić. Jednak taka półprawda nie
jest biblijną Ewangelią, a Słowo Boże świadczy przeciwko nam kiedy nauczamy w
ten sposób.
Podstawowym pytaniem nie
jest: co zrobisz z Jezusem, ale co Jezus zrobi z tobą. On jest suwerennym
Królem, a Jego poselstwo (Ewangelia) nie jest propozycją, ale, powtórzmy to raz
jeszcze, nakazem.
Konkludując Packer wzywa:
„Fakt, że takie nauczanie stało się prawie normą w naszych kościołach,
pokazuje, jak pilnie należy zająć się odnową Ewangelii”. Kiedy ewangeliści
błędnie wykorzystują fragment z Objawienia Jana, a większość z nich czyni to
intencjonalnie, przedstawiają ludziom fałszywy obraz Chrystusa. Zamiast
proklamować chwałę Władcy całego wszechświata, który jako jedyny ma moc, aby
ocalić nas przed nadchodzącym gniewem Boga, głosimy Przyjaciela stojącego
łagodnie u progu drzwi naszych serc.
Dziękuję Bogu, że Jezus
nie czekał aż „wpuszczę Go do swojego serca”, gdyż pewnie czekałby tam do dziś.
Dziękuję Bogu, że Jezus nie „dzwonił” do mnie jak przyjaciel, bo z pewnością
odrzuciłbym Go.
Drodzy przyjaciele, musimy
ogłaszać ludziom, że Bóg uczynił Jezusa i Panem i Chrystusem, a także ufać, że
Duch Święty wzbudzi w ludzkich sercach bojaźń przed Bogiem, a człowiek zacznie
wołać: „Co mam robić?!” (Dz 2:36-37 UBG).
Drodzy czytelnicy, błagam
porzućcie obraz żałosnego, błagającego Jezusa, który „dzwoni” do nienawidzących
Go grzeszników.
Zamiast tego proszę
pójdźcie za biblijną radą Martyna Lloyd-Jonesa, który omawiając zwiastowanie
apostoła Piotra napisał: „Piotr nie zaczyna kazania od Pana Jezusa. Zwiastując
Ewangelię, nie zaczynamy od Pana Jezusa Chrystusa. Prawdopodobnie większość
problemów we współczesnym kościele chrześcijańskim, wynika z nieprzestrzegania
tej zasady. Musimy zaczynać do Boga. Musimy zaczynać od przesłania całej Biblii.
Należy powiedzieć ludziom, że zarówno oni jak i ich problemy zawsze muszą być
postrzegane z perspektywy Boga. Nasz Bóg jest osobowy, żywy, nie jest żadną
abstrakcją. Nie stanowi teorii, założeń czy koncepcji.
Czy znasz Boga? Jaki jest
twój stosunek do Niego? Będziesz musiał zdać przed Nim relację ze swojego
życia. Bóg, który przestrzega przymierza wzywa cię do nawrócenia, do wiary w
Jezusa Nazareńskiego, który był Jego jednorodzonym Synem i przyszedł na ziemię,
aby umrzeć za ciebie i twoje grzechy, aby pojednać cię z Bogiem, zgodnie z Jego
planem, zamysłem i przymierzem. Przyjmie cię, jeżeli tylko się do niego
zwrócisz. Błogosławione niech będzie imię Boga Abrahama, Boga Izaaka i Boga
Jakuba!”.
Prawdziwa ewangelizacja ma
miejsce wtedy gdy jeden żebrak powie drugiemu żebrakowi gdzie jest chleb. Bo
jak mówił Luter: „Wszyscy jesteśmy żebrakami”. Wszyscy.
Każdy kto chociaż raz w
swoim życiu przeczytał z bojaźnią w sercu Nowy Testament, będzie wiedział, że
brak nauki o grzechu i Bożym sądzie powoduje, iż nie możemy przedstawić ludziom
Chrystusa jako Zbawiciela. A jeśli nasze poselstwo kładzie zasłonę milczenia na
grzech, Boży gniew i sąd, a w zamian tego głosimy Chrystusa będącego
psychoterapeutyczną odpowiedzią na nasze problemy dnia codziennego, to nie
głosimy Chrystusa Biblii. W efekcie jesteśmy fałszywymi świadkami głoszącymi
fałszywego Chrystusa i inną ewangelię. Zbyt wielu ludzi dzisiaj wierzy w
wyimaginowanego Chrystusa własnych wyobrażeń, który nigdy nie przyniósł im
prawdziwego zbawienia.
Bóg przemówił, a Jego
Słowo jest Prawdą. Obowiązkiem Kościoła jest wierne szafarstwo powierzonym
depozytem prawdy Ewangelii. Dziś jak nigdy dotąd aktualne jest ponadczasowe
przesłanie apostoła Pawła, które ten skierował do Tymoteusza: „Głoś Słowo” (2Tm
4:2 UBG).
Dlatego: Upamiętajcie
się drodzy przyjaciele, upamiętajcie się i nawróćcie. Dlaczego powinieneś się
upamiętać? Jeśli tego nie zrobisz i nie uwierzysz w Pana Jezusa Chrystusa,
czeka cię tylko zatracenie i wieczne potępienie. Upamiętajcie się i uwierzcie.
Odwróćcie się od zła. Uczyńcie to przez wzgląd na straszliwe cierpienia, jakie
oczekują tych, którzy tego nie zrobią, ale również po to, aby zostały zgładzone
wasze grzechu. Zwiastuję wam to w imieniu Jezusa Chrystusa Nazareńskiego, który
umarł, został pogrzebany i zmartwychwstał, abyście mieli taką możliwość.
Upamiętajcie się i uwierzcie w Ewangelię, a zostaną odpuszczone wasze grzechy,
a wy będziecie z Nim w wiecznej chwale.
Soli Deo Gloria