Martyn Lloyd-Jones poczynił taką oto obserwację: „Przed wybuchem hiszpańskiej wojny domowej, w Barcelonie, Madrycie i innych miastach kliniki psychiatryczne pełne były ludzi nerwowo chorych, którzy byli tam poddawani kuracjom farmakologicznym. Miały też wielu pacjentów w leczeniu ambulatoryjnym, którzy regularnie przychodzili po psychoanalizy i tym podobne porady. Pacjenci mieli swoje osobiste problemy, troski, obawy, pokusy i tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu musieli ciągle na nowo przychodzić do klinik po to, aby jakoś funkcjonować.
Później
nadeszła wojna domowa i jednym z pierwszych i najbardziej uderzających jej
skutków było prawie całkowite opustoszenie poradni psychologicznych i klinik
psychiatrycznych. Ci chorzy nerwowo ludzie, zostali
wyleczeni przez większą obawę. Obawę o swój byt, o to, czy ich domu zostaną
nietknięte, czy przeżyją mężowie, czy śmierć nie zabierze dzieci. Większe obawy
przepędziły mniejsze. Zmuszeni skoncentrować
swą uwagę na większym problemie, ludzie ci zapomnieli o własnych, osobistych i
w pewnym sensie trywialnych problemach”.
Chcesz być człowiekiem
zdrowym duchowo? Oddaj się więc całkowicie rzeczom, które się liczą. Oddaj się
pochłaniającej cię modlitwie za królestwo Boże, a nie będą cię dręczyć twoje
pomniejsze obawy.
Lloyd-Jones
ciągnie dalej: „Większy strach usuwa mniejszy. Osobiście
stosuję tę zasadę do całego zagadnienia modlitwy. Gdy czujesz, że znajdujesz
się w jakimś zamkniętym kręgu i nie potrafisz przebaczyć sobie, kiedy użalasz
się nad sobą i czujesz, że przechodzisz przez niezwykle trudny okres, gdy
wszystko zwraca się przeciwko tobie do tego stopnia, że już prawie bliski
jesteś rozpaczy – wtedy jedno z najlepszych lekarstw polega na tym, by siąść i
powiedzieć: „A co z tym i z tamtym? Co z tym człowiekiem, a co z tamtym? Jak
mają się sprawy chrześcijan w innych krajach?”. Upadnij na kolana i módl się za
nich, a wkrótce odkryjesz, że już zapomniałeś o sobie (…).. Okaże się, że modląc się za innych rozwiązałeś własne
problemy i uwolniłeś się od nich”.
Czymś
wspaniałym jest modlenie się za innych, lecz nie potrafisz skutecznie tego
robić, jeśli nie wiesz, co dzieje się w ich życiu. Bardzo
dobrze znasz własne problemy, lecz nie na nich powinieneś spędzać lwią część
czasu, który przeznaczasz na modlitwę. Módl się za innych i bacz na ich
potrzeby. Egoizm zabija tego rodzaju perspektywę. Większość z nas nie zajmuje
się poważnie modlitwą, dopóki w naszym życiu nie pojawią się jakieś problemy.
Często dziesięćkroć silniej przeżywamy własne problemy niż innych. Pokazuje to,
jak bardzo jesteśmy pochłonięci sobą. A co z ludźmi wokół ciebie? Czy jesteś
świadom ich duchowych potrzeb?
John MacArthur