Wielki polski reformator, Jan Łaski, podaje nam ciekawe wskazówki dotyczące postępowania względem ludzi rozsiewających fałszywą naukę. Ten sposób działania był praktykowany w zborach reformowanych znajdujących się pod auspicjami Jana Łaskiego.
Jeśli
ktoś dowiedział się o kimś, kto działał na szkodę Kościoła poprzez rozsiewanie
fałszywej nauki, wyznaczało się dwóch lub trzech starszych zboru, którzy
odwiedzali takiego człowieka starając się zbadać źródła jego podejrzanej
doktryny. Starsi łagodnie, w życzliwej rozmowie opartej na Słowie Bożym, pytali
takiego człowieka o źródła jego nauki, a jeśli ten nie uchylał się przed
rozmową, zapraszali go na zgromadzenie ministrów i starszych zboru.
Na
takim spotkaniu pozwalano temu człowiekowi mówić o źródłach jego nauki. Po
jej spisaniu, wyznaczano kolejny termin następnego spotkania. W międzyczasie starsi zboru dokonywali wnikliwej oceny
nauki prezentowanej przez tego człowieka.
W czasie następnego
spotkania, zbija się argumenty fałszywej doktryny. Człowiek rozsiewający tę
naukę ma możliwość ustosunkowania się do wskazanych zarzutów. Jeśli tego nie zrobi, wzywa się go do odstąpienia od
rozsiewania podejrzanej doktryny i upomina się go w imieniu całego
zgromadzenia, by odtąd nie rozsiewał na szkodę Kościoła takiej nauki, której
nie umie obronić autorytetem Słowa Bożego.
Gdyby
nie udało się go odwieść od jego czynów i dalej rozsiewałby swą naukę, wówczas
podczas nabożeństwa ogłasza się całemu zborowi jego nazwisko. Wierność służby
starszych Kościoła Pana Jezusa Chrystusa, nie pozwala na to, aby zbory były
niepokojone i zwodzone przez inną naukę.
Dalej
Jan Łaski pisze: „Niektórzy twierdzą, że takie publiczne ogłoszenie nazwisk
heretyków jest grzechem przeciwko miłości chrześcijańskiej. Skoro
Chrystus Pan wskazuje, że u dobrego pasterza jego wierność posłudze przejawia
się właśnie w tym, że skrzętnie i gorliwie strzeże on swych owiec przed zębami
wilków, czy na tym ma polegać nasza troska o owce, że będziemy przymykać oczy
na pojawienie się wilków, a psom-strażnikom zabronimy nie tylko napadania na
nie, gdy zasadzają się one na naszą trzodę, lecz także szczekania w obliczu
czyhającego niebezpieczeństwa? To ma być miłość – pobłażać wilkom, narażając
owce?
A
może raczej należy strzec owce przed zasadzką grożącą ze strony wilków, nawet
gdyby te ostatnie miały być rozszarpane przez psy, jeśli nie zrezygnują ze
swych wilczych zamiarów?
My
uważamy, że w tej sprawie podążać winniśmy raczej za przykładem i nauką
Chrystusa, proroków oraz apostołów niż za jakimś nowym prawem opacznej i
podejrzanej miłości. Skoro zaś Pan powierzył nam w naszym Kościele troskę o
swoje owce, nie zaś o zagrażające im wilki, uważamy za nasz – wszystkich
wiernych pasterzy – obowiązek, abyśmy widząc, że nasza trzoda nie jest zupełnie
bezpieczna od napaści wilków, szykowali raczej nasze psy do walki z nimi –
nawet gdyby miało się to okazać dla wilków nie tylko niebezpieczne, lecz wręcz
zgubne – i nie zabraniali im szczekania, niż mieli troszczyć się o wilki ze
szkodą choćby dla jednej, najmniejszej owieczki.
Musimy
ostrzec nasze owieczki o zagrażającej im ze strony wilków zasadzce i im ją
wskazać, aby mogły się jej wystrzegać, niż zachowując milczenie oszukiwać nasze
owce, wystawiając je w ten sposób na atak wilczych kłów”.