Zamartwianie się jest
grzechem.
Większość z nas pewnie nie wierzy w to. A nawet jeśli niektórzy z nas w to wierzą, to i tak wydaje się prawie niemożliwym zaprzestać zamartwiania się. Dla niektórych z nas pewnie zamartwianie wydaje się być normalną częścią życia.
Jest wiele innych grzechów
w naszym życiu, dla których jesteśmy w stanie podać jasne, praktyczne kroki,
które należy podjąć, by przestać je popełniać. Jeśli zmagasz się z upijaniem,
to praktyczną rzeczą jest po prostu nietrzymanie alkoholu w domu albo niechodzenie
do pubów czy innych miejsc, w których serwowany jest alkohol. To oczywiste
kroki, których podjęcie może przynieść radykalną zmianę.
Ale co jeśli chodzi o
zamartwianie się? Tutaj już trudno podać jasne i proste rozwiązania. Czyż nie
byłoby o wiele prościej, gdyby w twojej głowie (albo sercu) znajdował się
przycisk, która pozwalałby po prostu przełączyć się na „tryb bez zmartwień”?
Zamartwianie się jest o wiele bardziej złożonym problemem niż pijaństwo czy
inne grzechy, ale mimo to – Boże Słowo i na ten temat ma coś do powiedzenia.
Odgrywanie roli Boga
Z pewnością istnieje dobry
i słuszny sposób, w który możemy troszczyć się o innych ludzi i o zdarzenia w
ich życiu. Paweł radował się i wysławiał Boga za to, że członkowie kościoła w
Filippi się o niego troszczą (List do Filipian 4:10). Jednakże, w momencie gdy
zaczynamy myśleć lub czuć, że to od nas zależy gwarancja dobrego rezultatu, to
najprawdopodobniej przekroczyliśmy linię między zdrową troską a grzesznym
zamartwianiem się.
Ktoś kiedyś powiedział:
„Jesteśmy odpowiedzialni za bycie posłusznym; za rezultaty odpowiedzialny jest
Bóg”. Kiedy wiemy, że się zamartwiamy? Wtedy, kiedy zdejmujemy tą
odpowiedzialność za to, co i jak się wydarzy z Boga i przejmujemy ją na siebie.
W pewnym sensie, kiedy się
martwimy, to próbujemy odgrywać rolę Boga, a przynajmniej w danej chwili
„odgrywamy Jego kwestię”. To nigdy się nam nie uda. Nasza dusza nie jest
wystarczająco silna, żeby uniosła ciężar zarządzania wszechświatem, choćby
nawet jego malutkim kawałkiem.
Martwić się to “rozmawiać”
ze sobą o czymś, na co nie jesteśmy w stanie nic poradzić. Po tym jak
zrobiliśmy już wszystko w ciągu dnia, by pozostać wiernym Bogu, to nie
pozostaje nam nic innego jeszcze do zrobienia jak… pójść do łóżka i zaznać
odpoczynku. A mimo to tyle razy leżymy bezsennie, pocąc się i zamartwiając o
tym, co się wydarzy dalej w naszym życiu, odgrywając w naszej głowie
hipotetyczne scenariusze przyszłych wydarzeń i tego, jak złe się one mogą
okazać.
Od zmartwienia do
uwielbienia
W Liście do Filipian
(4:6-7) Paweł mówi nam, żebyśmy przestali się martwić o cokolwiek. A zamiast
tego, żebyśmy się modlili. Paweł mówi nam wprost jak możemy zwalczyć
zamartwianie się. Jeśli zamartwianie się jest „rozmową” z samym sobą o
rzeczach, co do których nie jesteśmy w stanie nic zrobić, wtedy modlitwa jest
rozmową z Bogiem w kwestiach, w których On może wszystko.
Kiedykolwiek czujemy, że
przestajemy panować nad pewnymi rzeczami w naszym życiu, że sytuacja wymyka nam
się spod kontroli, wtedy jest zawsze pewna rzecz, którą możemy zrobić: możemy
zbliżyć się do Boga w modlitwie. Bo jeśli faktycznie zamartwianie się jest
nerwową i bezproduktywną „konwersacją”, w której biorę udział tylko ja i mój
problem, wtedy modlitwa przyłącza Boga do tej „konwersacji”.
Apostoł Paweł pisze także,
byśmy przedstawiali nasze potrzeby Bogu z wdzięcznością (Filipian 4:6). Co to
oznacza? Oznacza to przynajmniej tyle, że powinniśmy dziękować Bogu za wszelkie
dobro, które nam wyświadczył, wszelkie dobro, które obecnie od Niego otrzymujemy
oraz wszelkie dobro, które nam obiecał. To naprawdę wiele, by dziękować Bogu. A
wdzięczność wyrażona w modlitwie jest częścią tego, co sprawia, że wszelkie
zmartwienia zaczną blednąć.
Problem, Głoszenie,
Uwielbienie
Problem, głoszenie,
uwielbienie – dokładnie taki obraz Dawida widzimy w Psalmach: najkrótszą drogą
od zmartwień do wywyższania Boga jest droga od naszych problemów do głoszenia
Bożych prawd, do uwielbienia Boga.
1. Problem
Widzimy to w psalmach, że
w życiu Dawida wciąż pojawiały się jakieś problemy. Czasem bardzo poważne. Na
przykład:
„Chroń przed bezbożnymi,
moimi gnębicielami. Przed zawziętymi wrogami, którzy chcą mnie osaczyć.
Rozsadza ich duma, nic do nich nie dociera. Wypowiadają słowa pełne
wyniosłości. Ledwie się ruszymy, już nas otaczają. Wypatrują okazji, by nas
przygnieść do ziemi. Przypominają lwa żądnego ofiary albo młode lwiątko
zaczajone w buszu.” (Psalm 17:9-12)
2. Głoszenie
W obliczu takich wrogów,
ilu z nas zwróciłoby się ku zamartwianiu? Ale nie tak postępował Dawid. Zamiast
tego, Dawid przedstawił swoje prośby Bogu (tak jak poleca nam Paweł w Liście do
Filipian 4:6):
„Swoje kroki stawiam mocno
na Twych szlakach, nie potknęły się również moje stopy… Ja zaś dzięki
sprawiedliwości zobaczę Twoje oblicze, wstanę ze snu i nasycę się Twoim
widokiem.” (Psalm 17:5,15)
Właściwie Dawid przypomina
sobie o wszystkich tych chwilach w swoim życiu, kiedy Bóg się o niego
troszczył. To tak, jakby mówił do siebie: „Ta sytuacja, w której teraz się
znalazłem, nie jest nieznana Bogu i jest On w stanie mnie z niej wyratować.”
Tego typu rozmyślanie pozwalało Dawidowi skupiać się bardziej na Bożej dobroci,
a mniej na kłopotliwych okolicznościach jego życia.
3. Uwielbienie
I gdy tak Dawid
przypominał sobie o wcześniejszej Bożej ochronie w jego życiu, to przechodził
od swoich zmartwień do uwielbiania Boga. I to uwielbianie Boga zaprowadzało go
często do bardzo odważnych modlitw o ratunek w sytuacjach, które go spotykały:
„Wysłuchaj, PANIE, mojej
słusznej sprawy, zwróć uwagę na moje błaganie, skłoń swe ucho ku mojej
modlitwie, płynącej z warg nieobłudnych! Niech sprzed Twego oblicza wyjdzie
wyrok na mnie i niech Twoje oczy zobaczą to, co prawe.” (Psalm 17:1-2)
“Zwracam się do Ciebie, bo
wiem, że mi odpowiesz. Boże zwróć na mnie uwagę, wysłuchaj moich słów… Okaż mi
wspaniałomyślnie swoją łaskę.” (Psalm 17:6-7)
Tak wiele psalmów zaczyna
się w dolinie kłopotów, ale kończy się na wzgórzu optymizmu, że Bóg przyjdzie
ze swoją pomocą. Życie modlitewne Dawida zmieniało panikę w wywyższanie Boga.
Strzeżony przez pokój
Życie Dawida, tak jak
przedstawiają je psalmy, pokazuje nam jak wprowadzić w życie to, „by przestać
się martwić o cokolwiek” (Filipian 4:6). Jeśli o mnie chodzi, to w moim
zawodzie równie często muszę sobie przypominać instrukcję Pawła.
W modlitwie przypominam
mojemu Ojcu o obietnicy, którą nam zostawił – obietnicy, że Jego pokój będzie
strzegł naszych serc oraz myśli (Filipian 4:7). I choć nie zawsze zdarza się to
natychmiast, to jednak gdy tak głoszę sobie ten werset z Listu do Filipian i w
jego świetle się modlę, to dostrzegam, że mój punkt skupienia się zmienia –
przestaję nim być ja i moja życiowa sytuacja, a staje się nim Bóg i jego
obietnice.
Obietnica zawarta w tych
kilku wersetach Listu do Filipian (4:6-7) jest wyraźna i prawdziwa: jeśli
pozostaniemy wierni w przemienianiu zmartwienia w pełną wiary modlitwę, to Bóg
będzie strzegł naszych serc przed zamartwianiem się.
To tak, jakby Bóg postawił
strażnika u wrót naszych serc, który nie wpuszcza żadnego niepokoju do środka.
Być może nie będzie to dla nas do końca zrozumiałe, ale pokój, którego
doświadczymy, będzie prawdziwy.
Nasza radość w Bogu będzie
pewna – ale to nie dlatego, że my będziemy pewni naszej psychicznej stabilności
albo pewni, że sami pokonamy nasze problemy, lecz dlatego, że to Boża obietnica
jest tak wielka. Bóg zna nasze potrzeby. Bóg da nam swój pokój.
Olan Stubbs
Tłumaczył: Miszael
Źródło:
http://www.desiringgod.org/articles/pray-your-way-out-of-worry