Prędzej czy później każdy z nas będzie przechodził przez różne cierpienia. Kiedy pojawiają się one w naszym życiu, wraz z nimi przychodzi pewna tajemnica. Czy przyjdzie również wiara?
W
myśli chrześcijańskiej wiara nigdy nie jest naiwna i łatwowierna. Raczej opiera
się na sile, którą niesie ze sobą obiekt tej wiary. Wiara, która opierałaby się
na Bogu, który byłby okrutnym tyranem albo tanim oszustem prowadziłaby
ostatecznie do gorzkiego załamania.
Gdy
chrześcijanie poważnie rozważają temat zła i cierpienia, to jednym z
najważniejszych powodów, dla których przyjmujemy, że Bogu można zaufać jest
fakt, że wysłał On swojego Syna, żeby cierpiał w nasze miejsce. Ten Jeden, dla
którego żyjemy dobrze wie, na czym polega cierpienie – i to nie jedynie przez
oczywistą prawdę – że wie przecież wszystko – lecz przez doświadczenie.
Kiedy
jednak jesteśmy przekonani, że cierpimy niesprawiedliwie to łatwo nam jest wołać
o sprawiedliwość. Chcemy, żeby Bóg okazał się sprawiedliwy i natychmiast nas od
cierpienia uwolnił; chcemy, żeby Bóg sprawiedliwie przeniósł cierpienie z nas
na tych, którzy naprawdę na nie zasługują.
Tworzymy
założenia
Problem,
jaki wiąże się z tak pojmowaną sprawiedliwością i słusznością jest następujący
– gdybyśmy tak szybko jak o nią prosimy ją otrzymywali, to równie szybko
zaczęlibyśmy błagać o miłosierdzie, o miłość i o przebaczenie – o wszystko,
tylko nie o sprawiedliwość. Bowiem często gdy proszę o sprawiedliwość to tak
naprawdę domyślnie opieram się na trzech założeniach (o których nie zawsze
zdaję sobie sprawę):
Chcę,
żeby w tej kwestii sprawiedliwość stała się natychmiast
Chcę
sprawiedliwości, ale w tej kwestii, niekoniecznie w każdej innej
Zakładam,
że w tej kwestii właściwie pojmuję rzeczywistość.
Żądamy
natychmiastowego spełnienia
Przyjmijmy,
że Bóg odpowiadałby natychmiastowo na każdy dobry czyn, każdą dobrą myśl, każde
szczere słowo; że odpowiadałby natychmiast, zsyłając ból, za każdy złośliwy
czyn, każdą nieczystą myśl, każde fałszywe słowo. Załóżmy, że przyjemność, a z
drugiej strony cierpienie byłyby z niebywałą dokładnością odmierzane nam w
stosunku do dobra lub zła, które Bóg w nas widzi. Jaki byłby to świat?
Wielu
pisarzy zadawało podobne pytanie. Dochodzili jednak do konkluzji, że taki świat
uczyniłby z nas automaty. Nie łączylibyśmy się w uwielbieniu Boga dla jego
prawdziwej wartości, stanowiącej istotę Boga, lecz dlatego, że dawałoby to nam
samolubną przyjemność. Nie odsuwalibyśmy się od kłamstwa, gdyż jest ono złem i
dlatego nienawidzone przez Boga, lecz dlatego, że pragnęlibyśmy uniknąć
kolejnej nieprzyjemnej odpłaty. Nie kochalibyśmy naszych bliźnich z powodu
dokonanej w nas przez Boga przemiany serca, lecz z powodu przedkładania
osobistej przyjemności nad osobistą dolegliwość.
Sądzę,
że jeśliby Bóg stworzył tak działający świat to rzeczywistość byłaby o wiele
gorsza. Bóg nie patrzy jedynie na nasze zewnętrzne zachowanie.
Patrzy
również na nasze serca. Taki system bezlitosnej „sprawiedliwej” dyscypliny nie
byłby w stanie odmienić naszych serc. Butwielibyśmy z rezygnacji i załamania.
Nasze posłuszeństwo byłoby jedynie czysto zewnętrzne, bez zaangażowania; nasze
serca i nasze poświęcenie nigdy nie byłoby zdobyte. Wszelkie bolesne odpłaty za
nasze zachowanie prowadziłyby za pewne do natychmiastowych zapewnień o odwróceniu
się od zła, na dłuższą metę jednak nie zapewniałyby naszej lojalności i
uległości. A skoro Bóg doskonale widzi i bada ludzkie serce, to sprawiedliwa
odpłata musiałaby nieustannie na nas spadać. Taki świat byłby jak palący ból.
Taki świat stałby się piekłem.
Czy
naprawdę niczego nie pragniesz poza całkowicie skuteczną i natychmiastową
sprawiedliwością? Jeśli tak to znajdziesz ją w piekle.
Zakładamy
pewien standard
Jest
pewien inny czynnik, z którym musimy się zmierzyć. Kiedy prosimy o
sprawiedliwość to zakładamy pewien standard sprawiedliwości. Jeślibyśmy chcieli
przyjąć Boże standardy, to uczynił On je jasnymi: zapłatą za grzech jest śmierć
(Rzymian 6:23). Powróciliśmy zatem do piekła – jedynie naokoło.
Musimy
być wdzięczni, że Bóg jest Bogiem sprawiedliwości. Bo jeśliby nie był, jeśliby
nie było żadnej pewności, że ostatecznie sprawiedliwości stanie się zadość, to
wtedy cały moralny porządek ległby w gruzach (jak to niewątpliwie ma miejsce w
przypadku ateistycznego humanizmu). Ale równie wdzięczni powinniśmy być za to,
że Bóg jest nie tylko Bogiem sprawiedliwości. Jest także Bogiem miłości,
miłosierdzia, litości i przebaczenia.
Otrzymujemy
uniewinnienie
I
nigdzie indziej ten charakter Boga nie jest wyraźniej ukazany niż na krzyżu. Na
pewnym poziomie, był to najbardziej niesprawiedliwy czyn – najbardziej
niesłuszny – w całej historii. Ten, który nie miał grzechu, stał się za nas
zapłatą za grzech; Ten, który nigdy nie zbuntował się przeciwko niebiańskiemu
Ojcu został poddany brutalnej egzekucji przez tych, którzy się zbuntowali; Ten,
który jako jedyny nigdy nie wiedział co to znaczy nie kochać Boga z całego
serca, duszy, myśli i sił – Ten został przez Boga opuszczony, wołając: „Boże,
Boże, czemuś Mnie opuścił?”
I to
ten czyn, ten najbardziej „niesprawiedliwy” czyn zaspokoił całkowicie Bożą
sprawiedliwość i przywiódł tak grzesznych buntowników, jak mnie, do
doświadczenia Bożego przebaczenia, do skosztowania błogiej obietnicy
wieczności. Niezasłużenie.
D.A.Carson
Źródło: https://www.thegospelcoalition.org/article/are-you-sure-you-want-gods-justice