„Ślepi przewodnicy!
Przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda” (Mt 23:24 UBG).
Trudno chyba znaleźć człowieka, który w swoim życiu nie połknął komara, muchy czy też innego niewielkiego owada. Jednak nikt nie znajdzie człowieka, który przypadkowo czy też celowo połknąłby wielbłąda, krowę albo konia.
Samo zestawienie komara i
wielbłąda wydaje się być nie na miejscu. W końcu, co ma wspólnego istota która
waży 2,5 miligrama, z dwumetrowym zwierzęciem, którego waga może wynosi nawet
1.000 kg? Otóż jest coś, co łączy komara i wielbłąda. Tym czymś jest Prawo
Mojżeszowe, a ściślej wykaz zwierząt czystych i nieczystych (Kpł 11). Zgodnie
bowiem z tym Prawem zarówno komar (Kpł 11:21-24) jak i wielbłąd (Kpł 11:4) są
nieczyste a każdy bogobojny Żyd doskonale wiedział, że: „Mięsa ich jeść nie
będziecie ani nie będziecie się dotykać ich padliny, są one dla was nieczyste.
Przez te zaś zwierzęta staniecie się nieczyści i każdy, kto się dotknie ich
padliny, będzie nieczystym do wieczora, a każdy, kto nosi ich padlinę, wypierze
swoje szaty i będzie nieczysty do wieczora” (Kpł 11:8.24-25 BW).
„Ślepymi przewodnikami”
PAN Jezus Chrystus nazwał ludzi, którzy chcąc zachować wierność Prawu i Bożym
przykazaniom przecedzali napoje, aby nawet przypadkiem, nie połknąć malutkiego
owada. I to właśnie - im uczonym w Piśmie - Jezus zarzuca, że połykają
wielbłąda.
Warto przyjrzeć się, kim
byli faryzeusze. Używając terminologii chrześcijańskiej, można nazwać ich
ruchem uświęceniowym, który rozwijał się od III w. p.n.e. i którego celem było
zwalczanie pogańskich wpływów, oraz utrzymanie Żydów w gorliwości i wierności
względem Prawa i Boga. Sama nazwa „faryzeusze” pochodzi od hebrajskiego
słowa peruszim– „oddzieleni”, „odłączeni”. Sami zaś faryzusze nazywali
siebie chawerimtzn. „równi sobie”, „współtowarzysze” i działali jak
wspierające siebie bractwo. PAN Jezus Chrystus dostrzegał w nich wiele
pozytywnych cech, takich jak gorliwość i szczere zatroskanie o doskonałość i
czystość, a także pochwalił ich naukę, gdy powiedział: „Czyńcie więc i
przestrzegajcie wszystkiego, co nakazują wam przestrzegać”. Ganił jednak
praktykę ich życia dodając: „ale według ich uczynków nie postępujcie. Mówią
bowiem, ale nie czynią” (Mt 23:3 UBG).
Ludzie wierzący w PANA
Jezusa Chrystusa często werbalnie odcinają się od opisanych w Nowym Testamencie
faryzeuszy. Jednak warto przyjrzeć się, czy nie jesteśmy dzisiaj ich duchowymi
spadkobiercami, którzy przecedzają komara, a połykają wielbłąda.
Podobnie jak faryzeusze
podkreślamy, że jesteśmy oddzieleni i odłączeni. I jest to prawda. Jesteśmy
oddzieleni od świata i grzechu. Jednak to oddzielenie nie jest oddzieleniem
wyłącznie w sensie negatywnym; jesteśmy również oddzieleni do świętego i
pobożnego życia; jesteśmy odłączeni do tego, by być „rodem wybranym, królewskim
kapłaństwem, narodem świętym, ludem nabytym, abyście rozgłaszali cnoty tego,
który was powołał z ciemności do swej cudownej światłości” (1P 2:9 UBG). Celem
oddzielenia nie jest wywyższanie się nad grzesznikami, lecz rozgłaszanie Bożych
cnót; czyli opowiadanie Ewangelii Łaski i wzywanie do upamiętania i ukorzenia
się pod mocarną ręką Boga.
U faryzeuszy świadomość
„oddzielenia” ich od reszty Izraela, połączona z przekonaniem o własnej
wyższości moralno-religijnej, doprowadziła do wielkiej pychy, której wyrazem
jest modlitwa: „Dziękuję ci, Boże, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, niesprawiedliwi,
cudzołożnicy albo jak i ten celnik. Poszczę dwa razy w tygodniu, daję
dziesięcinę ze wszystkiego, co mam” (Łk 18:11 UBG). Do nich PAN kieruje słowa:
„Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo dajecie dziesięcinę z
mięty, anyżu i kminku, a opuszczacie to, co ważniejsze w prawie: sąd,
miłosierdzie i wiarę. To należało czynić i tamtego nie zaniedbywać” (Mt 23:23
UBG).
Jeśli świadomość Bożego
wybrania i powołania nie wywołuje w nas prawdziwej skruchy przed Bogiem,
wynikającej ze świadomości, że „Niegdyś bowiem i my byliśmy głupi, oporni,
błądzący, służący rozmaitym pożądliwościom i rozkoszom, żyjący w złośliwości i
zazdrości, znienawidzeni i nienawidzący jedni drugich. Lecz gdy się objawiła
dobroć i miłość Boga, naszego Zbawiciela, względem ludzi; Nie z uczynków
sprawiedliwości, które my spełniliśmy, ale według swego miłosierdzia zbawił nas
przez obmycie odrodzenia i odnowienie Ducha Świętego; Którego wylał na nas
obficie przez Jezusa Chrystusa, naszego Zbawiciela; Abyśmy, usprawiedliwieni
jego łaską, stali się dziedzicami zgodnie z nadzieją życia wiecznego” (Tt 3:3-7
UBG) lecz pychę i wyniosłość naszego ducha, świadczy to o tym, że już
połknęliśmy naszego wielbłąda. Zapamiętajmy dobrze naukę Salomona: „Pycha
poprzedza zgubę, a wyniosłość ducha - upadek. Lepiej być uniżonego ducha z
pokornymi niż dzielić łup z pysznymi” (Prz 16:18-19 UBG).
Niestety, od wieków
chrześcijanie wpadają w tę samą pułapkę, co faryzeusze. Pułapką tą jest
jednostronne widzenie Boga. Faryzeusze, na postępującą hellenizację Żydów
odpowiedzieli gorliwym, a wręcz fanatycznym zwróceniem się ku Torze
(Pięcioksiąg Mojżeszowy) i zawartemu w niej Prawu, podkreślając świętość,
prawość i surowość Boga. Zapomnieli jednak o tym, że Mojżesz oddał Bogu cześć
wołając: „Panie, Panie, Boże miłosierny i łaskawy, nieskory do gniewu, bogaty w
łaskę i wierność, zachowujący łaskę dla tysięcy, odpuszczający winę,
występek i grzech, niepozostawiający w żadnym razie bez kary, lecz nawiedzający
winę ojców na synach i na wnukach do trzeciego i czwartego pokolenia!” (Wj
34:6-7 BW).
Podobnie dzieje się i
dzisiaj w Kościele. Spotykając się ustawicznie z przedstawieniem Boga jedynie
jako miłującego i miłosiernego, zaczynamy nauczać tylko o tym, że jest On
surowym, sprawiedliwym i strasznym Sędzią. W ten sposób wchodzimy na drogę,
którą poszli faryzeusze. Zwalczamy połowiczną prawdę, prawdą połowiczną. Jeśli
bowiem zapomnimy, że Bóg jest również kochającym Ojcem, który tak bardzo nas
ukochał, że w swoim zbawczym planie zdecydował, że Chrystus umrze za nas na
drzewie krzyża, to będzie to znaczyło, że już połknęliśmy naszego
wielbłąda.
Problemem faryzeuszy było
również to, że nie znali i nie stosowali zasady Sola Scriptura (Tylko
Pismo). Twierdzili oni bowiem, że przepisy religijne opierają się nie tylko na
Prawie Mojżeszowym, ale także na drobiazgowych rozstrzygnięciach uczonych
żydowskich. Tak więc, prócz spisanego Prawa Bożego, kultywowali ustną tradycję
przodków. Można zatem powiedzieć, że bliższa im była zasada Prima
Scriptura. Dlatego też Chrystus napomniał ich: „Czemu i wy postępujecie wbrew
przykazaniu Bożemu dla waszej tradycji?” (Mt 15:3 UBG). Protestanci również
często mówią: „ależ my nie mamy żadnych ludzkich tradycji!”, jednak w tak wielu
miejscach łamie się przykazania Boże. Wystarczy, że zwierzchnik jakiegoś
instytucjonalnego kościoła lub synod, stwierdzi np. że kobiety mogą być
kaznodziejami i pastorami (starszymi zboru), by złamać przykazanie Boże.
Wystarczy, że przyjdzie człowiek uznany przez innych za „proroka” lub „apostoła”,
aby jego zdanie stało się ważniejsze od zapisanego Słowa Bożego. Jeśli tak
jest, znaczy to, że już połknęliśmy naszego wielbłąda.
W życiu i praktyce
duchowej niewiele się zmieniło od czasu faryzeuszy: nadal łatwiej uchronić się
przed komarami, niż wielbłądami. Dlaczego tak jest? Dlatego, że nam ludziom
łatwiej skoncentrować się na jednym - zazwyczaj zewnętrznym - aspekcie
pobożności. Łatwiej dopilnować ubioru niż serca. Łatwiej usunąć bałwochwalcze
obrazy i figury z naszych domów, niż usunąć stworzony przez nasz umysł (a więc
bałwochwalczy) obraz Boga. Oczywiście, zewnętrzne przejawy pobożności są
potrzebne i trzeba im się podporządkowywać. Przecież, jak już mówiliśmy, PAN
Jezus wzywał aby wypełniać wszystko co mówią faryzeusze. Jednak nasze
podporządkowania się Bożym przykazaniom tylko wtedy ma sens, gdy robimy to ze
względu na Boga i Jego Słowo! Gdy towarzyszą nam motywacje, podobne do tych, o
których mówi Jezus: „A wszystkie swoje uczynki spełniają, aby ludzie ich
widzieli. Poszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle swoich płaszczy.
Kochają też pierwsze miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach” (Mt
23:5-6 UBG), oznacza to, że już połknęliśmy naszego wielbłąda.
Pamiętajmy o tym, o czym
zapomnieli faryzeusze. Nikt może zostać uznany za dziecko Boże jedynie przez
zewnętrzne podporządkowanie się nakazom Słowa Bożego (np. przyzwoity strój,
nakrywanie przez kobiety, i nie nakrywanie przez mężczyzn, głowy do modlitwy
itp.). Dzieckiem Bożym staje się w wyniku suwerennego Bożego wyboru i skutecznego
działania Bożej łaski! Tak było w przypadku Abrahama, Izzaka, Jakuba, Józefa,
Dawida, Apostoła Pawła i wszystkich innych świętych. Jeśli myślimy, że sami
przez swoją dobroć i sprawiedliwość doprowadziliśmy do swojego zbawienia, to
znaczy to, że już połknęliśmy naszego wielbłąda.
Zbyt często skupiamy się
na zewnętrznych przejawach pobożności. Zauważyłem to zarówno w swoim własnym
życiu, jak i w życiu innych. O wiele łatwiej bowiem jest przekonać drugiego
człowieka do przyjęcia pewnego stylu życia i niektórych przejawów religijności,
niż zachęcić go, by w pokorze wziął swój krzyż i chodził z Bogiem. Prawdziwe
oczyszczenie człowieka z grzechów rozpoczyna się od wnętrza człowieka i jest
pracą Ducha Świętego, który przekonuje o grzechu, sprawiedliwości i sądzie (J
16:8). To za sprawą Bożej ingerencji człowiek, który był duchowo martwy, ożywa.
To za sprawą Bożej łaski dokonuje się przemiana ludzkiego umysłu. To za sprawą
świętej Ofiary PANA Jezusa Chrystusa, z przeciwnika Boga, człowiek zostaje
przemieniony w Jego dziecko! A wtedy i to co zewnętrzne, odmienia się.
Jeśli zapominamy, że
prawdziwa przemiana człowieka zaczyna się w sercu i umyśle, i jest „obrzezaniem
nie ręką uczynionym, lecz obrzezaniem Chrystusa, przez zrzucenie grzesznego
ciała doczesnego” (Kol 2:11), to już jesteśmy bardzo blisko wkroczenia na drogę
faryzeuszy. Jeśli zaś postrzegamy (i oceniamy) innych wierzących jedynie na
podstawie tego, co zewnętrzne, to znaczy, że jesteśmy ich spadkobiercami.
Uważajmy, abyśmy nie usłyszeli słów, skierowanych do nas samych: „Biada wam,
uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo oczyszczacie kubek i misę z
zewnątrz, a wewnątrz pełne są zdzierstwa i niepowściągliwości. Ślepy
faryzeuszu, oczyść najpierw wnętrze kubka i misy, aby i to, co jest na
zewnątrz, było czyste” (Mt 23:25-26).
Biada nam, gdy uznamy, że
wypełnianie przykazań - bez nowonarodzenia - prowadzi do zbawienia! Biada nam,
jeśli uznamy, że kobieta się nawróciła, gdyż jedynie przestała nakładać make
up, ubiera długie spódnice i chodzi w chustce na głowie. Biada nam, jeśli
jedyną podstawą do uznania kogoś za brata jest fakt, iż nie pije alkoholu i nie
pali papierosów! Biada, gdy zabiegając o te rzeczy, zaniedbamy owoc Ducha
Świętego, w skład którego wchodzą: miłość radość, pokój, cierpliwość, życzliwość,
dobroć, wiara, łagodność i powściągliwość (Ga 5:22). Biada nam, jeśli te kilka
zewnętrznych spraw będzie usprawiedliwiało uczynki ciała (Ga 5:19-21).
Zapewne zastanawiasz się,
Drogi Czytelniku, czy chcę przez to powiedzieć, że zewnętrzne przejawy
religijności nie mają znaczenia. Niech Bóg broni! Jestem daleki od takiego
myślenia. Jeśli bowiem Duch Święty nas prowadzi to zarówno nasze uczynki,
modlitwy, zgromadzenia, wygląd zewnętrzny będą w zgodzie z nakazami Słowa
Bożego. Nie będziemy również mieli problemów z przykazaniami, gdyż każdy kto
kocha Chrystusa zachowuje przykazania i Słowo (J 14:15.21.23-24). Jednak jest
to jedynie możliwe wtedy, kiedy człowiek zostaje przyobleczony w Chrystusa i
nigdy nie dzieje się z samoistnej woli i pracy człowieka. Istnieje jednak
ryzyko, że w dzisiejszym Kościele - gdzie porzucono prawdziwą pobożność na
rzecz pseudoduchowego przyzwolenia na wszystko - zaczniemy zbyt wielką wagę
przykładać do rzeczy zewnętrznych niż wewnętrznych. A wtedy, choć zaczniemy w
Duchu to skończymy w ciele.
Jeśli jednak będziemy żyli
naprawdę w Chrystusie, jeśli będziemy posłuszni Słowu Bożemu i Duch Święty
będzie w nas, to nie wpadniemy ani w błąd chrześcijaństwa bazującego na
uczynkach, ani chrześcijaństwa odrzucającego Prawo Boże i święte uczynki
(hiper-łaska). Będziemy zaś naśladowcami naszego PANA.
Zarówno komar jak i
wielbłąd, są zwierzętami nieczystymi według Prawa Mojżeszowego. Nasz PAN
doskonale o tym wiedział, kierując słowa napomnienia do przywódców religijnych,
którzy przecedzali napoje, by tylko nie połknąć komara. A jednak połknęli
wielbłąda… Jeśli i my skupimy tylko na tym co zewnętrzne (np. na określaniu
dozwolonej długości włosów u mężczyzn i kobiet), to rzeczywiście uchronimy się
przed nieczystym komarem, ale możemy połknąć zwierzę o wiele większe: poleganie
na własnych uczynkach i własnej sprawiedliwości. Połknięcie komara jest
niekomfortowym doświadczeniem, jednak nie skończy się śmiercią. Połknięcie
wielbłąda (ok. 400 kg mięsa) dla każdego człowieka musiałoby zaś zakończyć się
śmiercią. Unikajmy jednego i drugiego!
Pamiętaj Drogi Czytelniku,
że podstawową zbawienia nie jest Twój uczynek lub Twoja wola, lecz fakt, że Bóg
w Swojej Łasce postanowił przyjąć ciebie do swojej rodziny i uznać za Swoje
dziecko oraz, że to Bóg i Jego Świętość jest gwarantem zbawienia: „Jeśli bowiem
żyjecie według ciała, umrzecie, ale jeśli Duchem uśmiercacie uczynki ciała,
będziecie żyć. Wszyscy bowiem ci, którzy są prowadzeni przez Ducha Bożego, są
synami Bożymi. Gdyż nie otrzymaliście ducha niewoli, aby znowu się bać, ale
otrzymaliście Ducha usynowienia, przez którego wołamy: Abba, Ojcze! Ten to Duch
poświadcza naszemu duchowi, że jesteśmy dziećmi Bożymi. A jeśli dziećmi, to i
dziedzicami, dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa, jeśli tylko z nim
cierpimy, abyśmy też z nim byli uwielbieni” (Rz 8:13-17 UBG).
Maciej Maliszak