Życie chrześcijanina w niczym nie przypomina placu zabaw. Jest ono raczej podobne do duchowej bitwy, w której siły ciemności dążą do naszego zniszczenia. William Gurnall powiedział kiedyś, że ta duchowa wojna jest tak poważną sprawą, że każda bitwa pomiędzy najokrutniejszymi ludzkimi wojskami wydaje się przy niej niewinną zabawą. Czasem o tym zapominamy, a często nie zdajemy sobie z tego sprawy. W Liście do Efezjan apostoł Paweł daje nam właściwe spojrzenie na tę duchową walkę. Ten klasyczny fragment ukazuje nam biblijne ramy duchowej wojny, w której bierzemy udział. Jego słowa dają nam właściwa perspektywę i wskazują jak mamy zaangażować się w ten duchowy konflikt.
Jako
dzieci Boże musimy uświadomić sobie, że pierwszym krokiem w batalii duchowej
jest zrozumienie naszej słabości, ale i wielkiej siły naszego Pana. O
naszej słabości nie trzeba nikogo chyba specjalnie przekonywać. Wszyscy mamy
świadomość własnych ograniczeń. Każdy z nas musi dojść do takiego momentu w
swoim chrześcijańskim życiu, w którym zrozumie znaczenie słów Pana Jezusa:
“[...] bo beze mnie nic nie możecie zrobić” (J 15,5). Podobnie w duchowym
konflikcie jako chrześcijanie mamy “umacniać się w Panu i w potędze Jego
mocy" (Ef 6,10). Kiedy już zajmiemy właściwą perspektywę, a nasza słabość
będzie powodem do dumy (2 Kor 11,30), wtedy możemy zająć swoje miejsce w
szeregu na linii frontu gdzie od wieków toczy się duchowa batalia.
Samowystarczalność i skupienie na własnych siłach jest największą tragedią jaka
może nas spotkać. Zapominamy, że to zależność od Chrystusa czyni nas mocnymi.
Powinniśmy pamiętać, że Pan najsłabszego z nas może uczynić mężnym Dawidem (Zach
12,7) i wlać w nasze serce tego samego Ducha jaki był w Dawidzie gdy w imieniu
Pana Zastępów stanął naprzeciw Goliatowi. 6 rozdział Listu do Efezjan wyraźnie
wskazuje nam, że to Bóg zapewni nam wszystko w tej duchowej walce. On daje moc,
On zapewnia zbroję oraz miecz (Ef 6,13-17). To wszystko w połączeniu z modlitwą
w Duchu (Ef 6,18), która jest naszą najpotężniejszą bronią w walce z
przeciwnikiem sprawia, że Boży człowiek jest właściwie przygotowany do udziału
w duchowej wojnie. Pamiętajmy jednak, że wszelkie zwycięstwo i tak zależy od
Pana (Przyp. 21,31).
Bez
Bożej zbroi nie próbujmy nawet stawać przeciwko duchowemu złu. Zastępy
niegodziwości rozszarpią nas, jeśli będziemy starali się uczynić cokolwiek bez
Bożej pomocy i bez Jego łaski. Nasz własny autorytet i pozycja jest niczym dla
rządców ciemności. Pamiętajmy historię siedmiu synów naczelnika kapłanów
Skewasa, którzy próbowali wzywać imienia Jezusa nad opętanymi przez złe duchy
(zob. Dz 19, 13-16). Nie stał za nimi żaden autorytet. Zły duch nie znał ich, a
wszelkie próby wypędzania stanowiły przykład tego co dziś możemy obserwować w
Kościele, kiedy nieodrodzeni ludzie tworzą magiczne show twierdząc, że
prowadzona przez nich służba jest walką duchową. Bob Dewaay, który niegdyś sam był w to zaangażowany, nazwał wszystkie te
praktyki mianem “gwiezdnych wojen”, które nie mają nic wspólnego z prawdziwą
wojną duchową.
Bóg zawsze daje nam
zwycięstwo w Chrystusie (2 Kor 2,14). Sami jesteśmy bezradni, ale Bóg, który
jest bogaty w miłosierdzie, nie tylko zbawił nas, ale i dziś nie pozostawił
swojego ludu bezbronnego. W dalszej części 6. rozdziału Listu do Efezjan,
apostoł Paweł wzywa nas do wzięcia pełnej zbroi Bożej. Jest to bardzo ważny
fragment Słowa Bożego, wyraźnie wskazujący nam na kompletność naszej zbroi,
żeby niczego nie zabrakło, a każda część doskonale przylegała do siebie,
ochraniając nas w walce.
Wróg nie zna litości.
Diabeł może obiecywać nam rozejm, nęcić i kusić, ale jego jedynym celem jest
śmierć i zniszczenie. Każdy grzech, każda pokusa, nawet ta najbardziej ponętna
i fascynująca, jest zamaskowaną ułudą, która ma nas doprowadzić do klęski. Szatan
może atakować nasze serce, sumienie czy też emocje. Jego kohorta może rozpocząć
atak w różnych sytuacjach, w różnych miejscach i na wiele najróżniejszych
sposobów. Diabeł jest doskonałym strategiem, który doskonali i uczy się od
kilku tysięcy lat. To dlatego Bóg wzywa nas do założenia zbroi światłości (Rz
13,12), która pozwoli nam oprzeć się naporowi wroga, a także przejść do
ofensywy w naszej duchowej walce. Purytański kaznodzieja William Gurnall
powiedział, że: “Czym jest nasza zbroja? Jest nią Chrystus. Dopóki nie mamy Chrystusa pozostajemy nieuzbrojeni”.
Apostoł
Paweł wzywa nas do stanięcia na polu bitwy. Jako
chrześcijanie jesteśmy ludźmi wojny, a jako dobrzy żołnierze Jezusa Chrystusa
jesteśmy powołani do toczenia dobrego boju i pełnienia służby żołnierskiej (1
Tym 1,18). Użyty w wersetach 11,13,14 czasownik “histēmi “ tłumaczony w naszych
przekładach jako “stać”, “ostać się” sugeruje nam stałą czynność w naszym
życiu, która trwa nieprzerwanie. Chrześcijanin musi być osobą, która w każdej
chwili swojego życia jest przygotowana do odparcia ataku wroga. Jako żołnierze
Chrystusa nie możemy pozwolić sobie na chwilę wytchnienia i beztroski w naszym
życiu. Nie możemy zapomnieć o naszym przeznaczeniu i powołaniu. Każdy z nas
dobrze wie, że nasze życie nie składa się z samych zwycięstw. Życie jest
trudne. Żyjemy w świecie skażonym grzechem, który jest wrogi wobec nas. Wszyscy
doświadczyliśmy porażek w bitwie. Czasami jest to efekt naszych zaniedbań i
bierności. Czasem grzech niczym koń trojański zaskakuje nas doprowadzając do
upadku. Jednakże pomimo przegranych bitew, każdy wierzący w ostatecznym
rozrachunku będzie zwycięzcą. W Przypowieściach
Salomona 24,16 czytamy słowa, które doskonale obrazują różnicę pomiędzy
człowiekiem sprawiedliwym, a grzesznikiem: ”bo choć sprawiedliwy siedem razy
upadnie, jednak znowu się podniesie...”.
To
Bóg ostatecznie jest gwarantem naszego zwycięstwa, bo tak naprawdę to nigdy nie
była nasza wojna. To Pan walczy za nas, a my w Nim
zwyciężamy złego, bo “większy jest ten który jest w nas, aniżeli ten który jest
na świecie” (1 J 4,4).