Sozo jest jedną z najnowszych praktyk wewnętrznego uzdrawiania, która pojawiła się w ostatnich latach w Kościele. Jest ona szczególnie popularna wśród Ruchu Znaków i Cudów, wyznawców Ewangelii Sukcesu, Ruchu Wiary a także Ruchów Wczesnego Deszczu i Nowej Reformacji Apostolskiej. Na oficjalnej stronie Sozo możemy przeczytać: „Sozo jest to wyjątkowa służba wewnętrznego uzdrawiania i uwolnienia, której celem jest dotrzeć do korzeni rzeczy, które wstrzymują twoją osobistą relację z Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Uzdrowienie połączenia pozwoli ci chodzić w przeznaczeniu, do którego zostałeś powołany”. W jednym z wywiadów Dawna DeSilva, współzałożycielka służby, powiedziała, że Sozo to: „Czas indywidualnej modlitwy i uwolnienia. Przyglądamy się twoim zranieniom i kłamstwom, w które wierzysz i które być może powstrzymują cię od wejścia w twoje powołanie”.
Sozo zostało rozwinięte
przez Dawne DeSilve i Terese Liebscher. Innym liderem, nauczycielem i mentorem
Sozo jest Randy Clark, który rozpoczął dziwaczne manifestacje, rzekomo Ducha
Świętego, w Toronto Aiport Vineyard. W 1997 roku Clark spotkał się z osobami z
kościoła Bethel i prowadził wraz ze swoim zespołem szkolenie oparte na tzw.
modelu „wyzwolenia” pochodzącym z Argentyny. Program „10 kroków” opracowany przez Clarka jest zmodyfikowaną wersją
programu stworzonego przez pastora Pablo Bottariego, który przez wiele lat był
odpowiedzialny za prowadzenie namiotu wyzwolenia podczas krucjat
ewangelizacyjnych Carlosa Anacondia.
Dawna
DeSiliva uczestniczyła w szkoleniu zorganizowanym przez Clarka. Zaczęła
stosować w praktyce zdobytą wiedzę, a widząc zadziwiającą różnicę w „poziomie
wolności” ludzi, za których się modliła, założyła służbę Sozo, stanowiącą zbiór
doświadczeń Clarka połączony z narzędziami Theophostic oraz metod opracowanych
przez dr Aiko Hormann z Hormann Ministry.
Zapoznając
się z materiałem promocyjnym jednej z konferencji poświęconych tej nowatorskiej
metodzie uzdrawiania, mogliśmy przeczytać, że: „Sozo to służba uzdrowienia
wewnętrznego i uwolnienia. Służba Sozo jest prosta,
szybka, prowadzona przez Ducha i skuteczna. Sozo dociera do sedna sprawy w
ciągu kilku minut, a nie przez lata. Sozo
pomaga uzdrowić relacje z Bogiem, co umożliwia wypełnienie swojego powołania”.
Metodyka
pracy Sozo narodziła się w Bethel Church w Reeding, w Kalifornii, w kościele
Billa Johnsona, chociaż jak możemy przeczytać na ich stronie, zespół Sozo nie
składa się z pracowników kościoła Bethel (kościół Bethel znany jest z wielu
niebiblijnych manifestacji, takich jak: pióra aniołów, złoty pył, „chmura
chwały”, spadająca manna oraz całkowicie niezrozumiałe praktyki Grave Sucking).
Na
oficjalnej stronie służby czytamy, że Sozo nie jest sesją poradnictwa
(doradczą), ale czasem komunikacji z Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Co
do nazwy technicznej podobno z powodów prawnych nikt nie nazywa tego doradztwem
ani też terapią a zamiast tego używa się określenia o szerokim znaczeniu: „modlitwa
uzdrowienia”. Mark Dinsmore ze służby The Berean Call, zwraca naszą uwagę,
że chociaż służba Sozo rozpoczęła się w Bethel Church to jednak swoje początki
wywodzi z korzeni argentyńskich przebudzeń, doświadczeń kilku kościołów oraz
wielu innych osób. Sozo jest bardziej
wynikiem ewolucji metod i form wewnętrznego uzdrawiania aniżeli nowatorskim
pomysłem ludzi z kościoła Bethel.
Badając
rodowód oraz genezę powstania tej służby, Dinsmore stwierdza, że jest ona
niezwykle elastyczna, plastyczna i przede wszystkim otwarta. Co
ciekawe osoby zajmujące się tą posługą twierdzą, że będzie ona w dalszym ciągu
się rozwijać. Osobiście czujemy się zobligowani do sformułowania pytania: jak
się będzie rozwijać? Czy Słowo Boże się zmienia? A może też historia Sozo przekona nas do tego, że jej techniki są stworzone
przez człowieka i nie wynikają z natchnienia Bożego, które pozostaje czymś
całkowicie niezmiennym.
Sozo
pomimo roszczeń jakoby było służbą opartą na biblijnych zasadach, zbudowane
jest w oparciu o rozwiązywanie i odkrywanie problemów zakopanych w przeszłości,
a które blokują rozwój duchowy człowieka. Problemy
rzekomo ukryte są w podświadomości jednostki oraz w jej wspomnieniach i muszą
zostać zdefiniowane przy pomocy regresji pod nadzorem terapeuty Sozo.
Oczywiście osoba posługująca jest przekonana, że cały proces jest prowadzony
przez Ducha Świętego. T.A.McMahon rozważając
założenia Sozo, zastanawia się czy to nie jest kolejny przykład uduchowionej
psychoterapii, prowadzonej przy pomocy technik zaczerpniętych z okultyzmu.
CO TO JEST SOZO?
Sozo,
według jej propagatorów, jest służbą w kościołach ewangelicznych, w ramach
której pomaga się uzdrawiać osoby ze skutków zranień i grzechów, a także
uwalniać ich z sideł demonicznej działalności poprzez odnalezienie kłamstw z
przeszłości, blokujących obecną relację z Bogiem. Służba ta ma na celu
przywrócenie ludzi do relacji z Bogiem i prowadzenia bardziej owocnego i
satysfakcjonującego życia.
Jej
zwolennicy twierdzą, że rozpoczęła się ona już w czasach Jezusa, który według
nich stworzył jej fundamenty poprzez modlitwę i uwalnianie ludzi. Greckie
słowo „Sozo”, od którego wzięła swoją nazwę, oznacza: uratować, zachować,
ocalić, leczyć – a to wystarczające podstawy legitymizujące ich działania.
Biblijną podstawą służby Sozo są najczęściej fragmenty z 61 rozdziału księgi
Izajasza, a także Psalm 91 oraz 1 List Jana (3,5-9). Odział służby Sozo na
Florydzie jest na tyle uczciwy, że przyznali: „wewnętrzne uzdrawianie” nie jest
biblijne. Jednakże chwile potem wskazują na szereg kompletnie wyrwanych z
kontekstu wersetów, mających jakoby potwierdzać to, co Bóg robi podczas ich
sesji. Wiarygodność wszelkich służb,
teorii, doktryn, nauk itp. zbudowanych na pojedynczych fragmentach pozostaje w
ogromnej wątpliwości.
CEL SOZO
Osoby
zaangażowane w tę służbę twierdzą, że wynika ona bezpośrednio z dwóch głównych
celów misji Jezusa. Ich zdaniem Jezus przyszedł na ziemię
aby zabrać nasze grzechy (a także rezultaty grzechów innych ludzi w naszym
życiu) a także aby zniszczyć dzieła diabelskie. Praktycy Sozo są przekonani, że
ich służba jest bezpośrednio prowadzona przez Ducha Świętego oraz że Pismo
wyraźnie stwierdza, że nieprzyjaciel wykorzystuje nasze rany i grzechy, aby
trzymać nas w niewoli. Szatan ma mieć rzekomo dostęp do naszego życia poprzez
„otwarte drzwi”. Celem służby Sozo jest odnalezienie tych drzwi oraz ich
zamknięcie, co w rezultacie usunie prawo diabła do naszego życia, a my staniemy
się wolni. Na jednej ze stron internetowych zajmujących się tą służbą czytamy,
że Sozo jest odpowiedzią na nasze problemy z depresją, lękiem, poczuciem
beznadziejności, utratą duchowego celu lub wizji, traumatycznych przeżyć
związanych ze stratą kogoś bliskiego. W
skrócie: Sozo według wspólnoty Bethel jest odpowiedzią na wszystkie problemy,
które jako człowieka żyjącego w skażonym grzechem świecie, mogą być normalną
częścią twojego życia.
Celem
Sozo jest również tworzenie kolejnych zespołów, które wykorzystując opracowaną
metodykę uzdrowienia z kościoła Bethel, będą rozprzestrzeniać ją w innych
częściach świata. Na jednej ze stron poświęconych służbie Sozo czytamy,
że: „Każdy człowiek na tej planecie musi być połączony z Bogiem Ojcem, a
także być wolnym od ran i kłamstw, które trzymają go z dala od zrealizowania
Bożego przeznaczenia dla ich życia”.
W tym
miejscu musimy uświadomić sobie, że nie można oddzielić służby Sozo od innych
dziwnych zjawisk, mających miejsce w kościele Bethel. Rozprzestrzeniając
posługę Sozo automatycznie szerzy się filozofię i wypaczoną teologię Billa
Johnsona. A to wszystko dlatego, że Sozo to „Lifestyle” – „droga naszego życia,
po której możemy chodzić w wolności”. Ma to ogromne znaczenie, gdyż wiele
źródeł podaje, że służba Sozo obecna jest w ponad 80% krajów na świecie. To
wszystko stanowi o ogromnym wpływie kościoła Bethel na dzisiejsze
chrześcijaństwo. Wraz z Sozo przyjmuje się styl życia Bethel. Dawna DeSiliva w
jednym z wywiadów powiedziała, że osoby przyjeżdżające na szkolenie do kościoła
Bethel automatycznie zapoznają się z czymś więcej aniżeli z samymi założeniami
technicznymi służby Sozo. Są włączane w coś, co DeSiliva określiła mianem
„kultury Bethel”. W momencie kiedy
instruktorzy Sozo udają się do poszczególnych wspólnot w celu prowadzenia
spotkań poświęconych wewnętrznemu uzdrawianiu, przywożą również ze sobą
„kulturę Bethel”.
Cytując
kolejny materiał promocyjny Sozo czytamy: „Pragnieniem usługujących Sozo
jest sprawienie, by nasza relacja z Bogiem była bogatsza i abyśmy wypełnili
swoje powołanie, sprowadzając niebo na ziemię”. „Kiedy
niebo nawiedza ziemię” to tytuł bardzo popularnej książki pastora kościoła
Bethel, Billa Johnsona. Recenzując tę publikację, Bob Dewaay stwierdził: „Mój
wniosek nie jest zbyt szorstki: ten ruch tak naprawdę nie jest z nieba pomimo,
że twierdzi inaczej. Wielu młodych ludzi jest oszukiwanych przez niego. Potężne
doświadczenia w chrześcijańskim kontekście tworzą silny eliksir, który
paraliżuje teologiczne zmysły. Wiem to ponieważ w młodości zostałem wciągnięty
w podobny ruch budowany na doświadczeniach, które przezwyciężały biblijną
egzegezę. Na szczęście Bóg uratował mnie i poprowadził przez Pisma do
prawdziwej ewangelii. Może wielu spośród tych, którzy są w szponach tego
fałszywego odrodzenia religijnego zostanie zachowanych podobnie jak ja”. W
przypadku chrześcijaństwa znany slogan „zjedz mięso – wypluj kości” jest tak
naprawdę całkowitym zaprzeczeniem nauki apostolskiej. W pierwszym Kościele
obowiązywał program „zero tolerancji dla fałszywych nauczycieli i fałszywych
nauk”. Przyjmując materialne i duchowe wytwory "kultury
Bethel" przyjmujemy mieszaninę teologicznej trucizny połączonej z pseudo
duchowością opartą na emocjonalnych przeżyciach.
JAK TO WYGLĄDA?
Przyglądając
się tej służbie, prowadzonej w USA można stwierdzić, że według deklaracji
składanych przez osoby w nią zaangażowane, jednym z jej podstawowych celów jest
zbliżenie człowieka do Boga Ojca, Jezusa i Ducha Świętego. Sozo
ma stanowić pomoc, która umożliwi człowiekowi bliższą społeczność z Bogiem.
Czytając teksty promujące tę służbę, można natrafić na argumenty, mające
wskazywać, że osoby prowadzące tę posługę są wykwalifikowane w niesieniu innym
pomocy, aby mogli oni spotkać się ze swoim Bogiem. Członkowie zespołów, tak jak
wszyscy świeccy psychologowie i psychoterapeuci, posiadają specjalne
certyfikaty a raz w roku jeżdżą na Sozo Summit, do kościoła Bethel – punktu
centralnego całej służby Sozo. Wielokrotnie w materiałach poświęconych tej służbie
znajdziemy powtarzającą się informację, że Sozo nie jest sesją doradczą
(terapeutyczną) ale czasem obecności z Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Wbrew pozorom jest to bardzo ważna informacja, o czym
będziemy mogli przekonać się w dalszej części materiału.
Oficjalna
strona Sozo wymienia sześć narzędzi, które są wykorzystywane przez zespół w
czasie posługi:
Drabina
Ojca – dobre narzędzie dla niespełnionych potrzeb i niebożych przekonań
dotyczących wiary. Weryfikuje nasze spojrzenie na Boga
Ojca, Jezusa i Ducha Świętego oraz ukazuje ich prawdziwy charakter. Służy ono również wyjaśnieniu związku pomiędzy
zranieniami i kłamstwami, które wynieśliśmy z dzieciństwa.
Cztery
Drzwi – narzędzie do rozwiązania kwestii grzechu i demonicznej presji. Dobry
sposób, aby przeprowadzić weryfikację życia przyglądając się czterem kategoriom
grzechu:
- strachu – obawa przed
tym, że nasze potrzeby nie będą zaspokojone,
- nienawiści - niechęć,
gorycz, złość, wściekłość,
- grzechu seksualnego –
relacje seksualne poza przymierzem małżeńskim,
-
okultyzm – poszukiwanie wiedzy, siły oraz kontaktu z mocami nadprzyrodzonymi
innymi od Boga.
Obecność
Jezusa – bardzo dobre narzędzie polecane szczególnie w przypadku pracy nad
zranieniami. Ukazuje również zależność pomiędzy bólem, który odczuwamy, a kłamstwem
w które wierzymy.
Ściana –
dobry sposób, który pomaga osobie wyobrazić to, co trzyma ją z dala od Boga i w
jaki sposób można usunąć tę przeszkodę z drogi prowadzącej do wolności.
Negatywna blokada w duszy, która utrudnia przepływ Bożej miłości.
Mechanizmy
spustowe – zaproszenie Jezusa do sytuacji w przeszłości, aby ten dokonał
naszego uzdrowienia.
Boskie
edytowanie - potencjalnie dobre narzędzie w przestawieniu umysłu na nowe
ścieżki myślowe
Ostatnie z trzech
wymienionych narzędzi zaawansowanych zostały określone przez Dawne DeSilve jako
„praca z pamięcią”. Zapamiętajcie to określenie, gdyż jest ono niezwykle
istotne. Analizując wskazane narzędzia i w
myśl głównych założeń teoretycznych służby Sozo, można stwierdzić, że: „Za
pomocą tych wszystkich narzędzi i pracy Ducha Świętego rany są uzdrawiane,
prawda objawiona, a drzwi dostępu diabła do naszego życia zamknięte”.
DRABINA OJCA
Drabina
jest komputerowym diagramem sekwencji działań, umożliwiającym przeprowadzenie
wywiadu z klientem. Został on zaprojektowany aby ujawnić
to co jest opisywane przez świeckich psychologów oraz chrześcijańskich doradców
jako „ojcowskie zranienia”. W instrukcji Sozo, Andy Reese wyjaśnia, że usługę
zaczyna się od zachęty, aby klient wyobraził sobie Boga Tatusia, albo prosi się
Tatusia, aby dał obraz samego siebie osobie, której udzielana jest posługa. Dalej Reese mówi, że możemy zadawać pytania w stylu: „Jaki
obraz pojawia się w twojej wyobraźni kiedy mówię Bóg Ojciec?”.
Dinsmore
w swojej analizie Sozo wskazuje, że jest to wyraźne pogwałcenie Bożych
przykazań, które Bóg dał Mojżeszowi. Nas jednak szokuje
podobieństwo tego schematu do klasycznego modelu psychoterapii, a także brak
jakiegokolwiek biblijnego uzasadnienia podobnych praktyk. Z biblijnego puntu
widzenia (a taki powinien z definicji cechować ludzi rzekomo opierających swoją
służbę na Biblii) takie działania są po prostu niedorzeczne. Próbowaliście
kiedyś wyobrazić sobie Boga? Abstrahując już od nieposłuszeństwa Słowu Bożemu,
ale czy naprawdę jesteśmy tak naiwni wierząc w skuteczność tego rodzaju
praktyk? W dodatku cały czas jesteśmy przekonywani o autentycznym prowadzeniu
całej posługi przez Ducha Świętego. Zadziwiające. Każda próba wyobrażenia sobie
Boga Ojca jest z góry skazana na porażkę. Nie
możemy być tak łatwowierni ulegając pokusie stworzenia w naszym umyśle obrazu
Boga, którego istota przewyższa wszystko co jesteśmy w stanie pojąć naszym
ograniczonym umysłem.
Dalej
posługujący pyta czy obraz Boga jest dobry czy też zły. Jeśli
jest on dobry, to klient jest zachęcany do mówienia (wyraźnie lub cicho) do
„wyobrażenia” Boga Tatusia a także do zadawania pytań w stylu: „Co o mnie
myślisz?”. Jeśli klient ma negatywny obraz Boga to moderator, stosując
narzędzia Sozo, musi odnaleźć przyczynę takiego stanu rzeczy.
Osoba Trójcy |
Człowiek |
Rodzina |
Bóg Ojciec |
Tożsamość/ Opiekuńczość/ Zaopatrywanie |
Ojciec |
Jezus |
Współczucie/ komunikacja |
Rodzeństwo/przyjaciele |
Duch Święty |
Komfort/pocieszenie Wychowywanie/czuwanie nauczanie |
Matka |
Chyba
nikogo kto chociaż raz w swoim życiu przeczytał całą Biblię, lub chociaż sam
Nowy Testament, nie trzeba przekonywać, że nie znajdziecie biblijnego
uzasadnienia wyżej przedstawionego schematu. Są
to idee i pomysły zaczerpnięte ze współczesnej psychologii, która przekonuje
nas jak wielką rolę odgrywa akceptacja ze strony ojca w dzieciństwie lub też,
że osoba matki jest podstawowym źródłem poczucia bezpieczeństwa i komfortu, co
w latach późniejszych ma przełożenie na funkcjonowanie człowieka w życiu dorosłym.
Sama Liebscher stwierdziła, że Drabina Ojca powstała na podstawie nauczania o
potrzebach i lękach prowadzonego przez jednego z pracowników Bethel podczas
szkółki niedzielnej. Jeśli z uwagą śledziliście wszystkie zamieszczone do tej
pory części opracowania "Wewnętrzne uzdrawianie - chrześcijaństwo czy
okultyzm?", to powinniście zauważyć, że już Carl Jung proponował
wprowadzenie „archetypu” (jako części nieświadomości zbiorowej wspólnej
wszystkim ludziom na świecie), który w późniejszych latach został przekształcony
w pojęcie „wewnętrznego dziecka”. W przypadku kiedy Sozo zaczyna weryfikować
nasze obecne życie, szukając deterministycznych przesłanek w naszej relacji z
bliskimi w dzieciństwie, możemy zauważyć, że o wiele bardziej przypomina to
wywiad psychologiczny aniżeli poradnictwo oparte całkowicie o biblijne
nauczanie. Na poziomie czysto ludzkim nie trudno nam sobie wyobrazić, że ktoś
kto doświadczył zranień ze strony ziemskiego ojca w dzieciństwie, może mieć
problem ze zrozumieniem tego, że Bóg jest naszym Ojcem. Ta idea może wydawać mu
się czystą abstrakcją i nasz cielesny umysł będzie ją rozpatrywał w ludzkich
kategoriach utożsamiając Boga Ojca z naszym ziemskim. Wielu z nas być może miało ten problem, kiedy nasz ojciec
był tak daleki od tego jaki powinien być.
Zobaczmy
1 List do Koryntian 2, 10-16: Kiedy rodzimy się na nowo zaczynamy dzięki łasce
Ducha Świętego postrzegać rzeczy w sposób duchowy, a nie cielesny. Biblia
uczy nas tego, że mamy wierzyć w to, co jest prawdą (co mówi Bóg w swoim Słowie)
a nie skupiać się na tym co myślimy czy też czujemy z ludzkiego punktu
widzenia. Więc nawet jeśli ktoś wyniósł negatywne wspomnienia ze swojego
dzieciństwa, to one w żaden sposób nie muszą być przekładane na teraźniejszą
społeczność z Bogiem, a już tym bardziej nie determinują one naszego stosunku
do Boga czy też grzechu. Nasi ziemscy rodzice podobnie jak i my, są tylko
grzesznikami i jako ludzie zawodzili, zawodzą i będą zawodzić. Psychologiczne
deliberacje są pełne tego typu odniesień, o których Biblia nie wspomina nawet
słowem. W zdecydowanej większości ludzka mądrość sprzeciwia się Bożej mądrości.
Tak też jest w tym przypadku, a dziecko Boże powinno wierzyć w to, co jest
napisane w Biblii (zob. J 3,16; Ps 27,10; Oz 11,4) a nie upatrywać złudnej
nadziei w ludzkich teoriach. Ponadto wydaje się czymś dziwnym, że chociażby
braki w relacji z matką, są łączone z naszymi problemami z Duchem Świętym.
Podobnie musimy pamiętać, że Bóg Ojciec w takim samym stopniu bierze udział w
naszym wychowywaniu, jak i Duch Święty, który nas zaopatruje (zob. Prz 3,12 Hbr
12, 6-11).
Taki
podział poszczególnych „funkcji” czy też „działań” każdej osoby Trójjedynego
Boga nie ma żadnego biblijnego uzasadnienia. Nie
zapominajmy, że to my jesteśmy stworzeni na Boże podobieństwo, a nie Bóg na
nasze. Uporządkowanie i zaszufladkowanie którejkolwiek z osób
Trójjedynego Boga jest nieporozumieniem i świadczy jedynie o braku duchowego
zrozumienia istoty Boga.
CZTERY
DRZWI
Cztery
drzwi to: strach, nienawiść, okultyzm, grzech seksualny. Podczas
sesji Duch Święty może rzekomo prowadzić osobę posługującą, aby ta pomogła
osobie, której udzielana jest posługa, odkryć swój grzech w tych czterech
kluczowych obszarach. Następnie wyrzec się go i zamknąć drzwi za sobą
uniemożliwiając tym samym dostęp szatana do naszego życia. Biblia wyraźnie
naucza nas o wyznawaniu grzechów (zob. Jk
5,16), a przez setki lat wierzący robili to bez potrzeby wspomagania się
czy to szkoleniami czy to przeróżnymi narzędziami.
Co
więcej, cała Biblia przekonuje nas do tego, że grzech jest grzechem. Część
z nas w dalszym ciągu posiada pozostałości po rzymskokatolickiej mentalności,
która bardzo często ułatwia nam klasyfikowanie grzechów na większe i mniejsze.
Biblia jednak mówi o czymś innym. Klasyfikacja grzechów zaproponowanych przez
służbę Sozo jest czymś niezrozumiałym. Pierwszym grzechem była pycha, kiedy to
Lucyfer zbuntował się przeciwko Bogu. Drugi grzech Adama i Ewy to
nieposłuszeństwo. Dalej w kolejności był Kain, który zabił swojego brata. Czy
jego grzech jest czymś mniejszym w oczach Bożych aniżeli niemoralność
seksualna? (morderstwo nie zawsze wiąże się z nienawiścią, zobacz chociażby
historię Dawida i Batszeby. Śmierć Uriasza była wynikiem kalkulacji i
egoistycznego myślenia Dawida, a nie nienawiści do swojego żołnierza. Zresztą, czy kogokolwiek z was trzeba przekonywać, że
człowiek jest jedyną istotą, która zabija dla przyjemności?).
Do
dnia dzisiejszego ludzka duma nie pozwala człowiekowi przyjąć do świadomości,
że jest grzesznikiem zasługującym na śmierć, a nasze nieposłuszeństwo Bogu jest
widoczne w każdym obszarze życia. Dla Boga nieposłuszeństwo
jest takim samym grzechem jak czary (1 Sam 15,23). Każdy grzech jest jednakowy
w oczach Bożych i nie ma żadnych Czterech Drzwi czy czterech kategorii
szczególnych grzechów. Ciekawym jest, że służba Sozo prowadzona w Kansas City
przez Annie Schumacher wprowadziła „nowe drzwi” określane jako: „morderstwo”.
Czyli zgodnie z założeniami, służba ta cały czas się rozwija i ewoluuje. Czyżby
Duch Święty, który powołał tę służbę zapomniał dołożyć kolejnych drzwi?
Służba
w Kansas City działa przy IHOP (Międzynarodowy Dom Modlitwy założony przez
Mike'a Bickle'a). IHOP jest nową formą starego
zwiedzenia o nazwie Ruch Późnego Deszczu. Dodajmy, że bardzo niebezpiecznego
zwiedzenia. Czy ta korelacja nie jest ciekawa i zastanawiająca? Jeszcze
ciekawsza jest historia Annie Schumacher. Patrząc na jej życiorys można
stwierdzić, że świecka psychologia na pewno nie jest jej obca. Co więcej
była jedną z liderek Vineyard Christian Fellowship, sieci zborów
założonych przez Johna Wimbera, do której należało między innymi Toronto
Airport, z którym mieliśmy do czynienia z tzw. „Toronto blessing”. Pani Schumer
jest również członkiem International Association of Theophostic Ministers, co
po raz kolejny wskazuje nam że Sozo nie jest żadną nowością, ale zmodyfikowaną
wersją wcześniejszego doświadczenia w ramach służby wewnętrznego uzdrawiania w
USA. Była również zaangażowana w katolickiej odnowie charyzmatycznej. Nie udało
nam się znaleźć osobistego świadectwa, informacji o nawróceniu czy też chrzcie.
Zamiast tego jest długa lista osiągnięć i posiadanych kwalifikacji, które
rzekomo mają ją predestynować do służby. Kończąc jej wątek chcemy jeszcze
zwrócić uwagę na jeden fakt, który naszym zdaniem ma duże znaczenie. Otóż jej
służba, w którą jest obecnie zaangażowana, powstała w wyniku
"wspaniałego" doświadczenia, które przeżyła w kościele Bethel Billa
Johnsona. Początkowo była prowadzona w domu, który został nazwany Sozo Healing
House. Obecnie nazwa jej służby prowadzona przy IHOP, brzmi Sozo Foundations. Betsy Kylstra, założycielka służby Odnowy Fundamentów
przekazała proroctwo, że dr Annie Schumacher założy właśnie służbę o takiej
nazwie.
Wracając
do tematu Czterech Drzwi, jest wielką naiwnością wierzyć, że tylko w tych
czterech obszarach ludzie są bardziej narażeni na grzech. Nie
znajdziecie takiego uzasadnienia w Biblii a fragmenty takie jak ten z 5.
rozdziału Listu do Galacjan ukazują nam o wiele szerszy katalog uczynków ciała,
które Biblia jasno określa mianem grzechu. W Biblii nie znajdziemy również
uzasadnienia jakoby każde z tych drzwi mogły mieć korzenie w pokoleniowych
grzechach naszych przodków. Czy w całej Biblii znajdziemy jakieś wskazówki,
sugerujące nam, że to właśnie grzech w tych czterech wyznaczonych obszarach ma
kluczowe znaczenie dla naszego życia duchowego? Narzędzie to zakłada również,
iż drzwi zostają zamknięte (i przypieczętowane krwią Chrystusa) poprzez
przebaczenie tym, którzy przyczynili się do ich otwarcia w naszym życiu. To
również nie jest biblijna koncepcja. Słowo Boże mówi nam wyraźnie, że każdy z
nas za swój własny grzech poniesie śmierć: 5 M 24,16; 2 Krl 14,6; Jer 31,30; Ez
18,20. Przychodząc na ten świat, dziedziczymy po pierwszym Adamie grzeszną
naturę i tylko w Chrystusie możemy szukać ratunku. Grzech nie wymaga
klasyfikacji, ale radykalnego porzucenia i zwrócenia się w kierunku Boga. Ta
zasada działa od 2000 lat z taką samą, niezmienną skutecznością.
„Dlatego
pokutujcie i nawróćcie się, aby wasze grzechy były zgładzone” (Dz 3,19).
OBECNOŚĆ
JEZUSA
Jednym
z najczęściej wykorzystywanych narzędzi jest "Obecność Jezusa". To
narzędzie według specjalistów Sozo wykorzenia kłamstwa, będące powodem
emocjonalnego cierpienia w życiu człowieka. Twierdzą oni także, że Jezus
Chrystus mówi do naszych serc i pokazuje prawdę w miejscach gdzie dotąd
panowały bezbożne poglądy. Ich zdaniem kiedy Jezus mówi prawdę nasze rany
emocjonalne zostają uleczone i nie są już tak bolesne jak niegdyś. Podczas
sesji zachęca się osoby przyjmujące posługę, aby poprosiły Jezusa nie tylko o
wskazanie emocjonalnych ran z przeszłości, ale również aby ukazał gdzie On był
w tym czasie, abyśmy mogli zrozumieć co było Jego zamiarem dopuszczając do ich
zaistnienia.
W rzeczywistości jest to
omawiana już przez nas starożytna technika wizualizacji, której źródła możemy
doszukiwać się w szamańskich praktykach i okultyzmie a nie w Biblii. O tej
technice można przeczytać w naszych wcześniejszych materiałach. Miejmy jednak
tę świadomość, że Biblia ostrzega nas przed manifestacjami fałszywych
Chrystusów, za którymi będą stały istoty diabelskie. To narzędzie Sozo, pomimo
zmienionej nazwy, w dalszym ciągu pozostaje praktyką magiczną, zakazaną przez
Słowo Boże. Andy Reese wyjaśnia, że jeśli klient nie jest w stanie zobaczyć
„Jezusa” to istnieje duże prawdopodobieństwo demonicznej blokady. Dla nas brak
obecności tego „Jezusa” świadczy raczej o Bożym miłosierdziu, a nie o
blokadzie. Bóg w sposób suwerenny może chronić swoje dzieci, które zwiedzione
trafiły w miejsce, gdzie dzieją się rzeczy będące przykładem demonicznych
manifestacji (wizualizacja) lub też zwodniczych projekcji (np. „złoty pył”).
Pamiętajmy, że praktykujący wizualizację nie są i nigdy nie będą prowadzeni
przez Ducha Bożego. Ich służba nigdy nie była, nie jest i nie będzie oparta na
Słowie Bożym. Wizualizacja, co już wykazywaliśmy wcześniej, jest najprostszą
drogą do społeczności z demonami i chociażby tylko z tego tytułu powinnyśmy
poddać w poważną wątpliwość całą służbę Sozo. Posiadamy dość biblijnych dowodów, aby stwierdzić, że za wizualizacją stoi
arcykłamca o wielkim geniuszu, który nieustannie przekształca swoje poselstwo
na różne sposoby – a jednocześnie nie jest zdolny do głoszenia zbawczej prawdy.
Posługa Sozo prowadzona
jest poprzez dwie lub trzy osoby. Chociaż jak twierdzą osoby prowadzące tę
służbę, skomplikowany przypadek może wymagać wielu osób bo „jeśli mamy do
czynienia z hordą to również potrzeba hordy”. Przeważnie wszystko odbywa
się w jednym lub kilku spotkaniach, trwających od jednej do trzech godzin. Na początku spotkania trwały od 3 do 6 godzin, ale jak
twierdzą liderki tej służby, ich działanie się usprawniło i dziś zajmuje to
znacznie mniej czasu.
Jedna osoba prowadzi całą
posługę, a pozostałe to wstawiennicy. Sesja Sozo obejmuje modlitwę oraz
wykorzystywanie arkuszu pytań, pomagających odkrywać kłamstwa w życiu
człowieka, a także ukryte warownie. Wszystko
jest oczywiście prowadzone przez Ducha Świętego (który jak twierdzi DeSilva
dotyka różnych miejsc, ale to lider decyduje, w którą stronę należy iść i co
zrobić), a w imię Króla i w Jego autorytecie prowadzi się ludzi do uzdrowienia.
PRZYKŁAD SESJI
Co
najmniej godzinę przed sesją członkowie zespołu uczestniczą w tzw. „soaking
prayer” – jest to pewien rodzaj mistycznego odpoczynku w "Bożej
obecności". Osoby, które będą poddawały się posłudze również są zachęcane
do uczestnictwa w tym mistycznym obrzędzie szukania "Bożej
obecności". Wszystko to dzieje się w warunkach sprzyjających kontemplacji:
łagodna muzyka, przyciemnione oświetlenie itd. Współcześnie obserwujemy
tendencję odrodzenia mistycyzmu, co stanowi integralną część filozofii New Age.
Wykorzystywanie mistycyzmu w posłudze Sozo otwiera drzwi
do duchowej manipulacji i podważa jej wiarygodność.
W
dalszej części członkowie zespołu udają się wraz z osobą, której będą
usługiwać, do osobnego pokoju, przypominającego biuro psychoterapeutów. W
przypadku Sozo oczywiście nie możemy mówić o doradztwie czy też poradnictwie. Jednakże analizując cały przedstawiony materiał
pozostawiamy w ocenie czytelnika, kwestię ogromnego podobieństwa całej tej
służby do usług świadczonych przez profesjonalnych psychoterapeutów.
Lider
zespołu zaczyna zadawać osobie, której udzielana jest posługa, pytania mające
na celu odkrycie wydarzeń z przeszłości, które są przyczyną jej obecnego stanu.
Ma to na celu dotarcie do jednych z Czterech Drzwi (nienawiść, strach,
okultyzm, grzech seksualny), poprzez które szatan ma rzekomo prawo do naszego
życia.
Podczas
sesji należy rozprawić się z danymi wspomnieniami oraz pozwolić Jezusowi, aby
ten zamknął dane drzwi, co ma symbolizować nasze uzdrowienie i powrót do
pełnego i efektywnego życia z Bogiem. Warto zauważyć, że
podobnie jak podczas tradycyjnego procesu psychoterapeutycznego osoba, której
udzielana jest pomoc znajduje się cały czas w stanie podwyższonej sugestii. W
takiej sytuacji psychoterapeuta prowadzący terapię ma możliwość moderowania
przekonań swojego pacjenta. Świecki doradca bardzo często podczas sesji będzie
starał się zbudować w pacjencie przekonanie, że jego obecny stan jest wynikiem
ran zadanych mu w przeszłości przez innych ludzi. Krzywda, którą zadali nam ludzie uformowała nas i nasze
dzisiejsze problemy, co doprowadziło nas do gabinetu psychoterapeutycznego.
Psychologia
i psychoterapia przez wielu jest traktowana jako „inna religia” bo bardzo
często podczas takiej sesji możemy z ust osoby prowadzącej spotkanie otrzymać
„rozgrzeszenie”, które uwolni nas od poczucia odpowiedzialności, lęku, strachu
przed konsekwencjami, a przede wszystkim pozwoli przerzucić ciężar naszych
„problemów” (grzech jest pojęciem abstrakcyjnym) na kogoś innego. W przypadku
Sozo, jeśli osoba stwierdzi, że nie ma problemów w relacji z rodzicami,
rodzeństwem i przyjaciółmi, wtedy zachęca się ją, aby opowiadała o relacjach
między członkami rodzin, poszukała ukrytych zranień, kogoś komu nie przebaczyła
itp.
W tym
samym czasie drugi członek zespołu uważnie przysłuchuje się i zapisuje to co w
jego mniemaniu Bóg mówi na temat określonych sytuacji. Nierzadko
również występuje „słowo prorocze”, będące integralną częścią posługi oraz
wyrazem autentyczności "Bożej obecności". Służba Sozo nie jest
prowadzona dla par, ale zachęca się aby poszczególni partnerzy indywidualnie
korzystali z posługi. Posługa ta może
obejmować również dzieci z jednoczesnym zastrzeżeniem, że rodzice powinni na
ten czas je zostawić i być gdzieś obok.
MODLITWA?
Idźmy dalej. Dawna DeSilva
powiedziała, że: „Większość ludzi, których pytamy do kogo się modlą, odpowiada,
że do Boga. I to jest dobre miejsce aby rozpocząć. My mamy zamiar nauczyć cię
korzystać z narzędzi, które umożliwią ci poznanie całego aspektu Boga: Boga
Ojca, Syna i Ducha Świętego”. To wszystko brzmi jakby DeSilva odkryła nowy
sposób modlitwy, którego Kościół Chrystusa nie znał do tej pory. Czy biblijny
wzór jaki zostawił nam Jezus a także przykłady modlitw apostoła Pawła zawarte w
Piśmie Świętym nie są dla nas czymś wystarczającym, aby prowadzić życie
modlitewne? Dzieci Boże nie potrzebują opracowanych w kościele Bethel narzędzi,
mających umożliwić nam poznanie "całego aspektu Boga". Biblia
jest całkowicie wystarczalnym objawieniem Bożej woli. Myślenie, że potrzeba nam dodatkowej nauki i wiedzy,
którą posiadają dziś tylko nieliczni, ma silne zabarwienie gnostyckie, z którym
Kościół zmagał się przez wiele wieków.
DLACZEGO PODCZAS SESJI
SOZO KLASZCZE SIĘ W DŁONIE?
Szukając
odpowiedzi na to pytanie mniemaliśmy, że klaskanie w dłonie będzie
spontanicznym wyrazem uwielbienia dla Boga jak w Psalmie 47. Niestety,
nie pierwszy raz odpowiedzi na to pytanie na próżno nam szukać w Słowie Bożym. Znajdziemy ją jednak w teoriach dr Aiko Horman, która
stwierdziła, że dźwięk klaśnięcia przerywa sklepienie łukowe fal mózgowych
łączących ducha i umysł, a tym samym uwalnia nas od kłamstwa.
Jest
to bardzo ciekawa teoria nie mająca jednak ani żadnych podstaw naukowych ani
biblijnych. Z klaśnięciem w dłonie mamy do czynienia
podczas stanów katalepsji wywoływanych w hipnozie lub w historii narodzenia
współczesnego spirytualizmu w USA, kiedy to siostry Fox wykorzystywały
klaśnięcia w dłonie podczas komunikacji z duchem. Klaśnięcie jest obecne
również w wielu wschodnich medytacjach. Hołd Buddzie oddaje się poprzez
klaśnięcie w dłonie, także ''buddyjska mantra OM'' zawiera w sobie element
klaśnięcia. Również podczas zabiegu reiki
(Kosmiczna Uniwersalna Energia Życia) terapeuta klaskając dłońmi odcina się od
energii i wibracji pacjenta co powoduje rozproszenie się energii nagromadzonej
w dłoniach, a przejętej od swoich klientów.
DLACZEGO TO JEST PŁATNE?
Na
jednej ze stron służby Sozo możemy przeczytać, że sugerowana kwota 75$ jest
okazją do wyrażenia szacunku osobom, które nam usługiwały inwestując swój czas
w naszą wolność. Inna komórka tej służby twierdzi, że owa
„darowizna” przekazywana jest dla członków zespołu Sozo, którzy nie są
pracownikami lokalnego kościoła, w którym prowadzona jest ta służba, co jakoby
ma stanowić uzasadnienie moralne otrzymanego wynagrodzenia. Pozostała część
darowizny jest „wsiewana” w dalszą posługę: szkolenia, budowanie zespołu,
podróże itp. Aby dodatkowo zmotywować ludzi do
hojnego łożenia na posługę uzdrowienia wewnętrznego zaleca się czasem członkom
kościoła, aby modlili się o uwolnienie ducha ofiarności.
Kurs
podstawowy Sozo sprzedawany w USA na płytach DVD kosztuje 105$ plus 10$
instrukcja. Zaawansowany kurs Sozo kosztuje 77$ plus
10$ dodatkowa instrukcja. Kontynuacja posługi o tajemniczej nazwie Shabar
również jest w sprzedaży za 45 $. Polska strona internetowa poświęcona służbie
Sozo również informuje, że ta usługa jest płatna, a sugerowana wysokość ofiary
to 30 zł z jednoczesnym zastrzeżeniem, że większe ofiary przyjmowane będą z
dużą radością. Natomiast cena za uczestnictwo w ogólnopolskim szkoleniu wahała
się od 120 do 150 zł. Koszt usługi Sozo ma według osób zajmujących się tą
służbą pokrywać koszty „tłumaczeń, szkoleń, druków materiałów etc.” Łacińskie
„etc” jest odpowiednikiem polskiego „itd.” co znaczy „i tak dalej”. Osobiście
jestem bardzo ciekaw, co kryje się pod tym stwierdzeniem. Co jeszcze pokrywa
koszt usługi Sozo oprócz rzeczy wykazanych, bo przecież na pewno nie jest to
opłata za wspólną modlitwę z braćmi i siostrami czy też przeżywanie Bożej
obecności w społeczności świętych, prawda?
„Uzdrawiajcie
chorych, oczyszczajcie trędowatych, wskrzeszajcie umarłych, wypędzajcie
demony. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie”
(Mt 10,8).
DOKUMENT
O ZWOLNIENIU USŁUGUJĄCYCH OD ODPOWIEDZIALNOŚCI
Na
licznych stronach poświęconych Sozo przeczytamy, że służba ta nie jest
prowadzona przez licencjonowanych doradców, ale przez ludzi, którzy są szkoleni
jako posługujący w modlitwie. I jako tacy nie angażują się w pomoc
długoterminową, aczkolwiek często można spotkać się ze stwierdzeniem, że jeśli
jedna albo dwie sesje nie pomogą osobie potrzebującej, to posługujący Sozo
pomogą w znalezieniu odpowiedniej osoby do poradnictwa lub terapii.
Parafrazując
zasadniczą część tego obowiązkowego dokumentu możemy przytoczyć słowa: „Ja Jan
Kowalski niniejszym zwalniam lokalną służbę Bethel Sozo i jej wolontariuszy od
wszelkiej odpowiedzialności za jakiejkolwiek szkody lub postrzegane krzywdy,
będące następstwem mojego dobrowolnego otrzymania darmowej modlitwy. Przyjmuje
do wiadomości, że nie są to licencjonowani specjaliści, doradcy czy też
terapeuci. Zgadzam się również aby zespół Sozo nie ponosił żadnej
odpowiedzialności za wszelkie straty i uszkodzenia każdego rodzaju, które mogą
powstać jako rezultat pomocy.”
Podpisanie
takiego dokumentu, będącego zabezpieczeniem osób prowadzących służbę Sozo, jest
dla nas jednym z fundamentalnych powodów, dla których służba ta powinna zostać
poddana w wątpliwość przez chrześcijan. Jeśli służba Sozo
jest kontynuacją dzieła, rozpoczętego przez Pana Jezusa, to powinna być ona
całkowicie zależna od Ducha Świętego, a przede wszystkim być czasem modlitwy
(społeczności) ludzi wierzących z Bogiem Ojcem. Po co więc komuś zwolnienie od
odpowiedzialności?
Czy
ta służba jest tak bardzo niebezpieczna, że może dokonać duchowego spustoszenia
w życiu człowieka i tylko dlatego osoby w nią zaangażowane pragną odciąć się od
wszelkich konsekwencji? Czy ktoś z nas wyobraża
sobie pójście na spotkanie modlitewne, przed którym trzeba podpisać takie
oświadczenie? Zapoznając się z wieloma
świadectwami dostępnymi w internecie, wielokrotnie widzieliśmy, że służby
wewnętrznego uzdrawiania mogą przynieść tragiczne konsekwencje zamiast
obiecanego uzdrowienia.
BETHEL SOZO: REDEFINICJA
"ZBAWIENIA"?
Mark
Dinsmore w swoim materiale poświęconym omawianej przez nas służbie stwierdza,
że Sozo wydaje się przedefiniować termin zbawienie nie jako dzieło dokonane
przez Chrystusa, ale jako proces nieustannego wyzwalania się (za pomocą
opracowanych przez nich narzędzi oczywiście). Jeśli
głównym celem tej służby jest przedostanie się do źródła problemów
utrudniających osobistą społeczność z Bogiem Ojcem, Synem i Duchem Świętym, to
Sozo staje się mistyczną podróżą wierzącego, aż do całkowitego uwolnienia
(zbawienia). Jest to bardzo subtelna zmiana w terminologii, której konsekwencją
jest pytanie: czy naszą wiarę będziemy budować na Chrystusie czy na Sozo? A
jeśli na Chrystusie to po co trzeba się regularnie poddawać tej posłudze?
Z
biblijnego punktu widzenia, niemożliwe jest doświadczenie Bożego pokoju przez
nieodrodzonych ludzi bez prawdziwej pokuty i upamiętania. Takie
doświadczenie, nawet jeśli wydaje się być prawdziwe to w rzeczywistości nim nie
jest a ponadto jest sprzeczne z drogą zbawienia, którą widzimy w ewangelii
Chrystusa. Być może ci ludzie zostali rzeczywiście z czegoś „uzdrowieni”
podczas posługi. Może grzech, z którym walczyli, odszedł w cudowny sposób. Może
przeszłość, z którą się zmagali, stała się tylko odległym wspomnieniem. Jednak
pamiętajmy, że jesteśmy pojednani z Bogiem tylko w wyniku oczyszczenia krwią
Chrystusa. A droga na krzyż wiedzie poprzez
biblijną pokutę i odwrócenie się od swojego dawnego życia.
Starając
się zrozumieć naturę świata duchowego, możemy stwierdzić, że szatan może
przynieść uzdrowienie, tymczasowy pokój i wiele innych rzeczy zarówno do życia
ludzi niewierzących jak i chrześcijan. Jednakże wszystkie one będą wprowadzane
do życia człowieka poprzez okultyzm i demoniczne metody, a w ostateczności
doprowadzą do drugiej śmierci człowieka oddzielając go na całą wieczność
od Boga.
GRZECH?
Podczas
sesji osoba usługująca nie skupia się na grzechu osoby, której stara się pomóc
i zamiast wskazywać jej na konkretny grzech, poszukuje ona zranień oraz drzwi,
których otwarcie doprowadziło do grzechu. Następuje
tu subtelne przeniesienie odpowiedzialności za grzech z faktycznego winowajcy
na jakiś mechanizm sprawczy lub domniemaną osobę z przeszłości. Takiego
nauczanie nie znajdziemy w Biblii, ani nawet parafrazie Słowa Bożego. To brzmi jak filozofia karmiczna, będąca fundamentem
wszystkich religii Wschodu, ponieważ wynika z tego jasno, że taki człowiek
przestaje być odpowiedzialny za swój grzech.
CZY TRZEBA BYĆ
CHRZEŚCIJANINEM, ABY OTRZYMAĆ POSŁUGĘ?
Jedna
ze stron służby Sozo odpowiada w sposób następujący: „Odpowiedź na to
pytanie brzmi NIE! Nie ma znaczenia przez co przechodzisz
ani też w co wierzysz, Bóg cię zna. Nasze serca są zwrócone w kierunku relacji
a nie religii; masz spotkanie z Bogiem, a to nie ma nic wspólnego z teologią,
religią czy też aktualnym systemem wierzeń." Na potwierdzenie tych
słów cytowany jest fragment Słowa Bożego: „Albowiem ja wiem, jakie myśli mam o
was - mówi Pan - myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i
natchnąć nadzieją” (Jer 29,11). Inny zespół Sozo stwierdza, że podczas posługi
świadczonej niewierzącym należy szanować ich decyzje, nawet jeśli nie są one
zgodne z prawdą, gdyż wszyscy „jesteśmy na drodze do zrozumienia większej
prawdy". Czym zatem jest ta ''większa prawda'', w świetle słów Pana
Jezusa mówiącego, że tylko On jest Prawdą?
„Jezus
mu odpowiedział: Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca
jak tylko przeze mnie" (J 14,6).
Zapoznając
się z dalszymi zaleceniami czytamy, że mamy skupić się na okazywaniu miłości i
odpowiedzi na potrzeby osób potrzebujących usługi, a nie na ich nawracaniu,
które należy zostawić Bogu a On uczyni to gdy będą na to gotowi. Nasuwa
się zatem pytanie, jak mamy okazać im miłość i ofiarować im Boży pokój bez
ewangelii? Osoby niewierzące mogą podczas posługi mieć problemy z modlitwą do
Boga dlatego też należy odnaleźć powód tych problemów i usunąć tę blokadę. Wśród rzeczy blokujących społeczność z Bogiem wymienia
się dalej problem wybaczenia rodzicom, rówieśnikom, rodzeństwu itd.
Ani słowa o grzechu, o
pokucie i upamiętaniu. No tak, ale to właśnie logiczna konsekwencja braku
głoszenia ewangelii. Czy służba Sozo bez wykorzystania ewangelii Jezusa
Chrystusa może doprowadzić do nawiązania społeczności z Bogiem? A jeśli tak, to
czym różni się ona od dziesiątek innych, fałszywych religii, które oferują
dokładnie to samo? Jeśli osoby poddające się posłudze wyznają inną wiarę i
czczą innych bogów, specjaliści Sozo twierdzą, że należy wyraźnie odróżnić ich
boga od biblijnego Boga. Proponują sformułowanie następującego pytania: „Podczas
sesji będziemy mówić do biblijnego Boga, zgadzasz się na to?”. Jednakże Biblia
wyraźnie wskazuje nam, że nie ma innego Boga. Ekskluzywność chrześcijaństwa wyklucza obecność innego Boga i innej drogi
prowadzącej do Niego.
DR AIKO HORMANN
Dr
Aiko Hormann przybyła do USA z Japonii w 1951 roku. Ukończyła
matematykę na Uniwersytecie w Missouri, specjalizując się w sztucznej
inteligencji oraz ludzkim mózgu. W 1968 roku stała się chrześcijanką i wraz z
mężem rozpoczęła służbę. Na wielu stronach poświęconych Sozo na całym świecie,
znajdziemy informacje, że służba ta korzysta z teorii pochodzących od dr Aiko
Hormann. Na CharismaNews.com przeczytamy również, że Dawna DeSilva tworząc
projekt o nazwie Sozo, inspirowała się i wykorzystywała narzędzia nie tylko
pochodzące z Theophostic Eda Smitha, ale również z służby Aiko Hormann. Jest to
bardzo ważna informacja gdyż Hormann twierdzi, że otrzymała osobiste powołanie
od Boga, aby stworzyć specjalne ośrodki, które korzystając z „narzędzi Ducha”
będą pomagać ludziom doświadczać uzdrowienia. Hormann nie tylko twierdzi, że
istnieje ponad 30 unikalnych „narzędzi Ducha”, ale także że każde zostało jej dane,
jeden po drugim, przez samego Pana. Co więcej, twierdzi ona, że to sam Pan
pokazał jej jak radzić sobie z gniewem, depresją, nałogami, niskim poczuciem
wartości i co najistotniejsze jak „wykreślić” bolesne wspomnienia i „zamienić”
je w nadprzyrodzone i pielęgnujące. W
praktyce więc wygląda to tak, że jeśli masz jakieś szczególnie bolesne
wspomnienie w pamięci, to możesz poprosić Boga aby je usunął w całości i
zastąpił je czymś innym.
Jeśli
z uwagą śledziliście nasz materiał do tej pory, to właśnie w tym momencie
powinna zapalić wam się czerwona lampka ostrzegawcza. Osoba
dr Hormann jest o tyle istotna, że służba Sozo wykorzystuje jej narzędzia w
swojej posłudze, będącej podobno działaniem samego Boga. Usuwanie wspomnień
jest niemożliwe. Nauka prowadzi badania zmierzające w kierunku usuwania
negatywnych wspomnień z naszej pamięci (m.in. poprzez terapię
elektrowstrząsową) jednakże z naukowego punktu widzenia dziś jest to
niemożliwe. A więc czym będzie Boskie edytowanie narzędzie
wykorzystywane w Sozo, a pochodzące ze służby Aiko Hormann? Czy to rzeczywiście
Bóg objawił Hormann te wszystkie rzeczy, czy może jest to inna nazwa dla
szamańskich praktyk, które mają na celu modyfikowanie rzeczywistości? W
gabinetach psychoterapeutycznych znane są praktyki gdzie specjaliści „wgrywają”
szczęśliwie i pozytywne zakończenia do traumatycznych przeżyć swoich pacjentów.
Rozważając całą tę gmatwaninę różnych poglądów i teorii (a wszystkie podobno
dał Bóg, który jak wiemy jest Bogiem porządku, a czytając Słowo Boże nigdzie
nie znajdziemy tak skomplikowanych teorii, które rzekomo mają nam ułatwić
życie!) możemy zadać jeszcze jedno retoryczne pytanie. Skoro Hormann dostała te
30 narzędzi od Ducha Świętego, to dlaczego Dawna DeSilva zdecydowała się
włączyć do Sozo tylko 3 z nich? Jeśli to rzeczywiście przekazał Bóg to czy nie
powinnyśmy przyjąć całego objawienia? Na koniec jeszcze jedna uwaga. Jeśli
podczas jakiejkolwiek sesji wewnętrznego uzdrawiania zdarzenie z przeszłości
zostanie zmodyfikowane to efektem tego będzie kłamstwo, nie mające nic
wspólnego z rzeczywistością. Nie ważne czy dokona tego lekarz, terapeuta, czy
posługujący, a nawet sama postać "Jezusa". Będzie to fałszywa
projekcja rzeczywistości. To co powstanie
nie będzie prawdziwe, a ojcem wszelkiego kłamstwa jest diabeł (J 8,44).
IDEALNI
KANDYDACI NA USŁUGĘ SOZO
Apostoł
Paweł przed swoim nawróceniem był człowiekiem niezwykle religijnym. Z
pasją i żarliwością, która później charakteryzowała jego oddanie się
Chrystusowi, prześladował i niszczył zbór Boży (Gal 1,13). Drogę Pańską
prześladował, aż na śmierć skazując na więzienie zarówno mężczyzn jak i
kobiety (Dz 22,4). W swoim szaleństwie prześladował Boże dzieci wszędzie gdzie
tylko się dało, a nierzadko zmuszał ich do bluźnierstwa (Dz 26,11). Saul z
Tarsu był jednym z wielu bluźnierców, gnębicieli i prześladowców Kościoła (1 Tm
1,13). Nawet po spotkaniu z Chrystusem i prawdziwej zmianie swojego życia,
chrześcijanie bali się go i nie wierzyli, że ktoś taki jak on mógł stać się
uczniem Chrystusa (Dz 9,26). Wielu z nich być może cały czas miało w pamięci
jego postawę kiedy przyglądał się śmierci Szczepana i sam był gotów rzucić
jeden z kamieni (Dz 22.20). Paweł przypominał dzisiejszych oprawców, którzy na
Bliskim Wschodzie pałają chęcią mordu wobec sług Chrystusa (Dz 9,1). Kto jak
kto, ale Paweł może być przykładem nie tylko przekleństw pokoleniowych,
utartych schematów odziedziczonych po przodkach, człowieka nie mogącego
poradzić sobie z własną, skomplikowaną przeszłością, pełną najcięższych
grzechów. Wszystko w życiu tego człowieka zmieniło się w momencie gdy Chrystus
dał mu się poznać. Nagle za sprawą łaski Bożej stał się on uczniem i naśladowcą
Tego, którego umiłował ponad wszystko. Przestał mówić o swoim życiu i
przywiązywać do niego jakąkolwiek wagę. Od
tego momentu liczyła się tylko ewangelia łaski Bożej (Dz 20,24).
Apostoł
Paweł ani razu nie wraca do tego co za nim, do przeżytych traum, nie dręczą go
demony przeszłości, wypominające stare życie i tym samym uniemożliwiające mu
efektywne wykonywanie woli Bożej. Sam Paweł stwierdza
krótko: zapominam o tym co za mną i zdążam do tego co przede mną (Flp 3,13).
Czy nie są to wspaniałe słowa z ust człowieka, który miał świadomość, że tylko
z łaski Bożej jest tym czym jest? (1 Kor 15,10). Zapewne niewielu z nas miało
taką przeszłość jak apostoł Paweł. Jednakże z pewnością są również tacy, którzy
wyrządzili wiele zła często osobom najbliższym. Niejeden z nas został zraniony
w przeszłości przez tych, którym ufaliśmy. Świadectwo wielu chrześcijan zawiera
bardzo mroczne cienie pozostałości po naszych własnych grzechach, ale i również
krzywdach zadanych nam przez ludzi. Tak wygląda życie w tym grzesznym świecie i
bylibyśmy naprawdę bez żadnej nadziei gdyby nie interwencja Boga. Miłość
Chrystusa, która ogarnęła nas, sprawiła, że staliśmy się w Nim nowym
stworzeniem, a to co stare przeminęło i wszystko stało się nowe (1 Kor 5,17). Dla wielu te słowa stanowią najcenniejszy skarb
pozwalający zrzucić obciążający nas bagaż grzechu i niczym Chrześcijanin z
„Wędrówki Pielgrzyma” zawołać radośnie: „Przez boleść Swoją darował mi
odpocznienie, a życie przez Swą śmierć”.
Stary
Testament również daje nam wiele przykładów ogromu Bożego miłosierdzia. Dla
nas szczególne znaczenia ma historia króla Manassesa. Jest to przykład
człowieka, który pokazuje nam, że Boża łaska nie tylko nie zna żadnych
ograniczeń, ale też że jest całkowicie wystarczająca. Manasses czynił wszystko
co złe w oczach Pana, według zwyczajów wszystkich narodów, które Pan wypędził
przed Izraelem. Pobudował świątynki, sporządził Aszery, wzniósł ołtarz Baalowi
jak i całemu zastępowi niebieskiemu. Człowiek ten czynił rzeczy gorsze niż
Amorejczycy. Ustanowił zażegnywaczy, wróżbitów a sam uprawiał wróżbiarstwo i czary.
W Izraelu nie brakowało spirytystycznych medium. Za sprawą króla kwitł
okultyzm a w świątyni Pana stanął posąg Aszery. Manasses tak wiele zła uczynił
w oczach Pana, że nawet swoich synów oddał na spalenie, a kiedy Bóg przemawiał
do niego, on na to nie zważał. Manasses zasługiwał na sprawiedliwy Boży gniew.
Jednakże w 2 Krn 33, 12-13 czytamy niesamowite słowa:
„A
gdy znalazł się w ucisku, błagał Pana, swojego Boga, ukorzył się bardzo przed
obliczem Boga swoich ojców i modlił się do niego, a On dał się uprosić i
wysłuchał jego błagania, i pozwolił mu powrócić do Jeruzalemu do swego
królestwa. Wtedy Manasses poznał, że Pan jest Bogiem”.
Przykład
tego człowieka pokazuje, że Bóg nie ma upodobania w śmierci bezbożnego, ale
chce aby on odwrócił się od swoich dróg i żył (Ez 18,22). Podobnie
w dniu Pięćdziesiątnicy, Izraelici przerażeni słowami apostoła Piotra pytali co
mają robić aby żyć (Dz 2,37). Słowa Piotra niosą za sobą bezkompromisowość
Bożego poselstwa: jedynym ratunkiem jest Jezus Chrystus, a pierwszym krokiem
jest pokuta. Każdy człowiek musi niczym
Manasses i miliony innych uczniów Jezusa pokutować i zwrócić się w
kierunku prawdziwego Boga.
MEDIACJA?
Prowadzenie
służby Sozo jest niemożliwe bez czynnika ludzkiego. Potencjalni
członkowie przechodzą szkolenie podstawowe, po ukończeniu którego przez rok
czasu praktykują stosowanie narzędzi Sozo w lokalnej wspólnocie. Po zakończeniu rocznego cyklu szkoleń zespół jest gotowy
do służby „na zewnątrz”.
Osoba
posługująca (innym tożsamym określeniem mógłby być mediator lub przewodnik)
jest jak widzimy specjalnie przygotowana, aby w odpowiedni sposób prowadzić
czas modlitwy zbliżający człowieka do bardziej intymnej społeczności z Bogiem. We
współczesnej terapii obecność terapeuty ma kluczowe znaczenie gdyż to właśnie
on ma pomóc drugiemu człowiekowi zobaczyć problem, zdefiniować go i przede
wszystkim doprowadzić do jego rozwiązania jako ostatecznego celu każdej
terapii. Czy proces zbawienia, uzdrowienia, uwolnienia definiowany jako Sozo
może mieć miejsce bez Ducha Świętego? A jeśli sama obecność Ducha Świętego w
Kościele przez setki lat pozwalała trwać, umacniać się i rozszerzać Królestwo
Boże, to dlaczego to co przez taki długi okres czasu funkcjonowało zgodnie z
Bożym zamysłem, dziś wymaga przekształcenia i dodania niezbędnego,
wykwalifikowanego czynnika ludzkiego?
Tradycyjne
systemy religijne wprowadziły specjalne kasty, które miały pośredniczyć
pomiędzy istotą Boską a resztą ludzi. Chrześcijaństwo
jest wypełnieniem odwiecznego pragnienia, które było w Bożym sercu, a którego
wyraz możemy zauważyć w ogrodzie Eden przed upadkiem pierwszego człowieka. Bóg
chce mieć z nami osobistą społeczność. Nie potrzebujemy dziś wykwalifikowanych
doradców i ich narzędzi by być w relacji z Bogiem. Wiele religii zawiera w sobie
obecność duchowego przewodnika, który ma być elementem łączącym człowieka z
Bogiem. W Kościele Katolickim taka osoba jest nazywana „towarzyszem duchowym”,
który ma pokazywać światło prawdy w drodze do Pana Boga. Metody i praktyki Sozo
wymagają instrukcji stworzonej przez człowieka. Nie wystarczy sama Biblia, ale
konieczne jest zastosowanie nowatorskich narzędzi będących rzekomo nowym
działaniem Ducha Świętego. Podobnie podczas posługi nie wystarczy sama obecność
Ducha Świętego, ale niezbędny jest również czynnik ludzki. Na podstawie
świadectwa Pisma uważamy, że chrześcijanin, jako nowo narodzone dziecko Boże,
jest prowadzony przez Ducha Świętego. Co więcej całe Pismo zachęca nas abyśmy
drogą nową i żywą zbliżali się ze szczerym sercem, pełni wiary do tronu łaski
skąd nigdy nie zostaniemy wyrzuceni precz. W Kościele nie potrzebujemy dziś
mediacji, terapii, doradztwa ani też coachingu, który ma nas przygotowywać do
wejścia w „Boże powołanie” dla naszego życia. Musimy cierpliwie biec w
wyznaczonym nam wyścigu patrząc na Jezusa twórcę i dokończyciela wiary (Hbr
12,2). Mając swój wzrok zwrócony nieustannie w Jego kierunku nie
zgubimy właściwej drogi i nigdy nie rozminiemy się z Bożym powołaniem dla
naszego życia.
CZY CHRZEŚCIJANIN MOŻE
MIEĆ DEMONA?
Nie
ma wątpliwości, iż demoniczne moce jawnie wpływają na różne dziedziny życia. Wzrost
zainteresowania praktykami magicznymi, zwykle powiązany z okultyzmem,
wróżbiarstwem, satanizmem, jest groźną zapowiedzią jeszcze gorszych rzeczy. Złe
i wrogie moce, które funkcjonują w ponadnaturalnej rzeczywistości, także
dzisiaj są duchową prawdą jak i realnym przeżyciem dla wielu ludzi. Jezus
Chrystus mówił o rzeczywistości demonicznego świata, bo sam doświadczył jego
działania. Wielokrotnie stawał wobec różnych ludzi, owładniętych złymi mocami.
Naturalny konflikt między dobrem a złem, Bogiem i diabłem jest częstym tematem
w słowie Bożym. Dla każdego prawdziwie wierzącego w Pana Jezusa Chrystusa,
zbawienie oznacza uwolnienie z więzów szatana i dominacji zła. Przynosi
zwycięstwo nad diabolicznymi mocami poprzez autorytet doskonałego Imienia
Bożego. Dziś w Kościele bardzo ważną kwestią jest odpowiedź na
pytanie: czy chrześcijanin może mieć w sobie demona.
W
Biblii znajdziemy wiele przykładów ludzi, którzy byli pod wpływem duchów demonicznych.
Ale
czy ta prawda odnosi się również do nowonarodzonych chrześcijan? Jest to bardzo
istotne pytanie w obliczu rozwoju tak wielu służb uzdrowieńczo-uwalniających. W
naszym kraju są zbory, które specjalizują się w uwalnianiu ludzi wierzących od
działalności demonicznej. Ich służba bardzo często prowadzi do duchowego
zachwiania ludzi, którzy odchodząc od biblijnych prawd, szukają rozwiązania
swoich problemów u różnego rodzaju uzdrowicieli. Apostoł Jan napisał:
„Dzieci,
wy jesteście z Boga i zwyciężyliście ich, ponieważ ten, który [jest] w was,
jest większy niż [ten, który] jest na świecie” (1 J 4,4).
Biblia
wyraźnie naucza, że chrześcijanie są świątynią Boga i Duch Boży mieszka w nich
(1Kor 3:16). Bóg Ojciec w swoim wielkim miłosierdziu
wyrwał nas z mocy ciemności i przeniósł do Królestwa swego umiłowanego Syna
(Kol 1,13) a więc wszelkie zobowiązania oraz roszczenia diabelskie są
nieaktualne gdyż dziś jesteśmy już obywatelami światłości, a nasze życie jest
ukryte z Chrystusem w Bogu (Kol 3,3). Nigdzie w całej Biblii nie znajdziemy
żadnego przykładu prawdziwego wierzącego, w którego ciele zamieszkiwałyby
demony. Kościół nigdzie nie jest ostrzegany przed możliwością zniewolenia
demonicznego ludzi wierzących. Pan Jezus oraz apostołowie nigdzie nie polecali
Kościołowi by uwalniał od demonów ludzi wierzących w Chrystusa. W przypadku
omawianego tematu nie chodzi o to czy ludzie określający siebie, jako
chrześcijan mogą być zniewoleni demonicznie, ale czy ludzie którzy naprawdę
narodzili się na nowo mogą zostać opętani przez obcego ducha.
„W
nim i wy [położyliście nadzieję], kiedy usłyszeliście słowo prawdy, ewangelię
waszego zbawienia, w nim też, gdy uwierzyliście, zostaliście zapieczętowani
obiecanym Duchem Świętym; Który jest zadatkiem naszego dziedzictwa, aż nastąpi
odkupienie nabytej własności, dla uwielbienia jego chwały” (Ef 1,13-14).
Tłumaczone słowo „zadatek”
to greckie arrabon oznaczające gwarancję, rękojmię. Nowe Przymierze
oparte jest na Bożej wierności i na lepszych obietnicach (Hbr 8,6) i to sam Bóg
jest sprawcą i dokończycielem naszej wiary (Hbr 12,2). Jako dzieci Boże
jesteśmy: a) nowym stworzeniem (2 Kor 5,17), b) świątynią Ducha Świętego (2 Kor
6,19) c) nic nie jest nas w stanie oddzielić od Boga (Rz 8,38-39). Ludzie,
którzy propagują niebiblijne nauki związane z niewłaściwie rozumianą walką
duchową zapominają o tym, że Biblia jest naszym jedynym sprawdzonym i
wiarygodnym źródłem informacji o świecie duchowym. Wielu ludzi odchodzi dziś od nauki Pisma Świętego i
zwraca się w kierunku emocjonalnych przeżyć, które mają zastępować prawdę
biblijną empirycznym doświadczeniem.
Dzisiejsze
chrześcijaństwo często poprzez słowo „nawrócenie” rozumie odmówienie jakiejś
formuły modlitewnej, podniesienie ręki lub wyjście do przodu na wezwanie
przemawiającego kaznodziei. Te wszystkie rzeczy pokazują nam falę
powierzchownych „nawróceń”, które usłyszawszy obietnice szczęścia i powodzenia
postanowiły pod wpływem emocji czy też presji grupy, zadeklarować coś, co już
po niedługim czasie staje się tylko odległym wspomnieniem (zob. przypowieść o
siewcy Mk 4).
Jonathan
Edwards napisał takie oto słowa o prawdziwym nawróceniu, które jest tak
przeciwne temu co dziś widzimy w Kościele: „Pismo Święte opisuje nawrócenie w
kategoriach, które pociągają za sobą zmianę natury: nowe narodzenie, stanie się
nowym stworzeniem, zmartwychwstanie, bycie odnowionym w duchu umysłu, śmierć
grzechowi i życie dla sprawiedliwości, porzucenie starego człowieka i
przywdzianie nowego, uczestnictwo w boskiej naturze itd. Wynika
z tego, że jeśli w ludziach, którzy myślą, że są nawróceni, nie ma żadnej
rzeczywistej, trwałej przemiany, to ich religia jest bezwartościowa,
niezależnie od tego, jakie mogą być ich doświadczenia. Nawrócenie obejmuje
całego człowieka i zawraca go od grzechu ku Bogu. Oczywiście Bóg może
powstrzymać od grzechu nienawróconych ludzi, jednakże w momencie nawrócenia
odwraca on serce i naturę człowieka od grzechu ku świętości. Nawrócona osoba
staje się wrogiem grzechu. Tak więc co począć z człowiekiem, który mówi że
doświadczył nawrócenia, lecz jego religijne emocje wkrótce mijają,
pozostawiając go takim samym człowiekiem jakim był wcześniej? Wydaje się być
tak samo egoistyczny, światowy, głupi, przewrotny i niechrześcijański jak
zawsze. Zwraca się to przeciw niemu głośniej niż jakiekolwiek przeżycia
religijne mogłyby przemawiać na jego korzyść. W Chrystusie Jezusie ani
obrzezanie ani nieobrzezanie, ani przeżycie dramatyczne ani spokojne, ani
świadectwo wspaniałe ani monotonne nie ma żadnego znaczenia. Czymś jedynym co
się naprawdę liczy jest, nowe stworzenie”.
Nowonarodzeni
chrześcijanie nie mogą być opętani przez demona (dziś słowo „opętani” ma bardzo
pejoratywne znaczenie i wielu nauczycieli stara się zmiękczyć to słowo, ale w
rzeczywistości mają na myśli różnego rodzaju demoniczną aktywność, do której
rzekomo diabeł ma prawo w życiu wierzących ludzi na podstawie ich przeszłości,
przodków, otwartych drzwi, czy też potencjalnego zejścia z Bożych dróg). Wielu
kaznodziei głosząc niebiblijne doktryny „zademonizowania” chrześcijan, wnosi
wiele strachu w życie dzieci Bożych.
Chrystus
uwalniając nas ze wszelkich kajdan powołał nas do wolności, a nauka o
„demonizacji” chrześcijan prowadzi tak naprawdę nie do uwolnienia, ale do
zniewolenia. Nauczyciele propagujący te teorie nie są w
stanie uzasadnić ich biblijnie więc opierają się na osobistych przeżyciach i
doświadczeniach. Tym samym gloryfikują swoje doświadczenie kosztem Słowa
Bożego. Światłość i ciemność nie mogą egzystować w tym samym miejscu. Ciekawym
przykładem jest m.in. Ewangelia Marka, kiedy duch nieczysty zamanifestował się
w obecności Syna Bożego (Mk 1, 23-25). Podobnie i dziś bardzo często obecność
ludzi napełnionych Duchem Świętym powoduje manifestacje obcej duchowości,
jednakże jest to tylko potwierdzeniem braku nawrócenia deklaratywnych
chrześcijan, a nie demonicznego zniewolenia dzieci Bożych. Nowonarodzony
chrześcijanin może być nękany poprzez demony, które są realną częścią
otaczającej nas rzeczywistości duchowej. Jednakże
to wszystko dzieje się zawsze za pozwoleniem Pana Boga, a skoro On w swojej
mądrości i miłości do nas, zezwala na to, to możemy mieć absolutną pewność, że
dzieje się tak dla naszego dobra.
Dziś
ludzie w Kościele mają tendencję do przerzucania odpowiedzialności na innych
ludzi oraz na świat demoniczny. Ile razy zdarzało wam się
słyszeć słowa, które całą winą za porażkę czy też grzech, obwiniały działanie
diabła. Prawdą jest świat duchowy może wpływać na nasze życie, a Bóg ma
możliwość wykorzystywania diabła jako narzędzia do swoich celów. Jednakże
obwinianie za wszystkie swoje problemy diabła jest często brakiem dojrzałości
ludzi, zaniedbujących swój prawidłowy wzrost w wierze. Zamiast systematycznie dbać o swój wzrost duchowy i
cierpliwie naśladować Chrystusa, ludzie szukają łatwego i szybkiego rozwiązania
swoich problemów.
Bóg
strzeże dusz swoich świętych (Ps 97,10) a my mamy być silni w łasce Pana a nie
być paranoikami wroga! Nauka o zademonizowaniu chrześcijan
odwraca naszą uwagę od Boga w kierunku szatana. Zamiast pogłębiać swoje
zaufanie do Boga i wzrastać w Jego łasce (2Tm 2,1) w naszym życiu pojawia się
strach i niepewność. Każdy upadek zaczyna być interpretowany jako działanie
nieprzyjaciela, albo konsekwencja grzechów z przeszłości, naszych lub też
innych ludzi. Szukanie pomocy w służbach
uwolnienia zastępuje miejsce biblijnej pokuty i dążenia do uświęcenia.
Jako
dzieci Boże jesteśmy własnością naszego Ojca, który wykupił nas z naszego
marnego postępowania przekazanego przez ojców, drogą krwią Chrystusa (1P
1,18-19). Biblia mówi, że ludzie wierzący są
strzeżeni mocą Bożą przez wiarę w Jezusa (1P 1,5). Gdy Duch Święty mieszka w
nas, żaden demon nie może przeprowadzić inwazji i wyprzeć Go, czy też dzielić z
Nim mieszkania. Jeśli w człowieku mieszka duch nieczysty jest to oczywistym
brakiem prawdziwego zbawienia.
„Lecz
wy nie jesteście w ciele, ale w Duchu, gdyż Duch Boży mieszka w was. A jeśli
ktoś nie ma Ducha Chrystusa, ten do niego nie należy" (Rz 8,9).
PRAWDZIWE
NAWRÓCENIE A PROCES WYBACZENIA SOZO
Dziś w Kościele posiadamy
bardzo płytkie zrozumienie nawrócenia. Podobnie służby wewnętrznego uzdrawiania
bardzo często świadczą swoje usługi ludziom, którzy nigdy tak naprawdę nie
spotkali się z Chrystusem. Jak już wykazaliśmy wcześniej, żadne nowo narodzone
dziecko Boże nie musi brać udziału w posłudze Sozo. Ludzie, którzy szukają
pomocy w podobnych służbach, deklarujący się jako chrześcijanie, nie znajdą nic
poza rozczarowaniem i chwilowym przeżyciem emocjonalnym, które nie może wykonać
w nas trwałego dzieła. Dziś pośpiesznie zakładamy, że każde wyznanie wiary
człowieka automatycznie czyni z niego osobę zbawioną. Spurgeon pisał: „Jeśli
życie człowieka nie różni się od tego, jakie wiódł wcześniej, zarówno w domu
jak i poza nim, jego skrucha wymaga skruchy, a jego nawrócenie jest fikcją.
Muszą ulec zmianie nie tylko działania i słowa, lecz również postawa i
charakter (…) Trwanie w mocy jakiegokolwiek znanego grzechu jest oznaką tego,
że jesteśmy sługami grzechu ponieważ jesteście sługami tego, komu okazujecie
posłuszeństwo”. Konsekwencją prawdziwego nawrócenia jest społeczność z Bogiem.
To
zbawienie łączy nas z Bogiem a nie proces wybaczenia jak twierdzi posługa Sozo.
To
Boże usprawiedliwienie czyni nas dziećmi Bożymi, przynosząc Boże
błogosławieństwo w naszym życiu, a nie proces wybaczenia zranień z przeszłości.
Płytkie zrozumienie zbawienia całkowicie deprecjonuje biblijną naukę o
potrzebie uświęcenia. Biblia mówi wyraźnie,
że mamy dążyć do uświęcenia a nie do uzdrowienia (Hbr 12,14, 1Tes 4,7)
NAJWSPANIALSZA OBIETNICA
W
miejsce Pawła i Manassesa możemy wpisać historię każdego z nas. Buntowników,
którzy od najmłodszych lat sprzeciwiają się Bożym zasadom. Nie mamy w sobie
czystego i nieskalanego „wewnętrznego dziecka”, ale grzeszną naturę będącą
konsekwencją upadku człowieka. Nawet jako ludzie wierzący nie zdajemy sobie
często sprawy czym dla Boga jest ludzki grzech. Ilu z nas wielokrotnie przyszło
zgrzeszyć z łatwością i lekkością zapominając o tym, że karą za każdy grzech
jest śmierć. Za każdy grzech. Biblia stawia każdego człowieka na jednej linii z
najgorszymi mordercami, pedofilami i tymi wszystkimi ludźmi, którzy budzą
powszechne obrzydzenie. Wszyscy ludzie są takimi samymi grzesznikami (Rz 3,21).
Zastanówmy się po co nam służba Sozo w kontekście najwspanialszej obietnicy
jaką Bóg – najdoskonalsza, najczystsza, najmądrzejsza i najbardziej święta
Istota we wszechświecie – złożył upadłemu człowiekowi. Bóg w swoim odwiecznym
planie zaplanował zawarcie przymierza pokoju. Przymierza wiecznego, w którym
zobowiązał się do okazania ludziom łaski (Ez 37,26). Jezus Chrystus stał się
poręczycielem przymierza, o którym Biblia mówi, że jest doskonałe i oparte na
cudownych obietnicach.
„Dam
moje prawa w ich umysły i wypiszę je na ich sercach. I będę im Bogiem a oni
będą mi ludem” (Hbr 8,10).
Bóg
który nie może kłamać, obiecał, że da nam nowe serce:
„I
dam wam serce nowe i ducha nowego dam do waszego wnętrza i usunę z waszego
ciała serce kamienne, a dam wam serce mięsiste” (Ez 36,26).
Cud
Bożej łaski sprawia, że Bóg spłacił cały nasz dług, uwolnił od wszelkich paktów
diabelskich i związań, które całe życie trzymały nas w niewoli. W
kontekście biblijnej nauki o łasce Bożej służba Sozo jest ludzkim wymysłem.
Przemiana życia człowieka dokonana mocą ludzką jest krótkotrwała. Natomiast gdy
Bóg daje człowiekowi nowe serce i ten w wyniku cudu łaski Bożej rodzi się na
nowo do Królestwa Bożego – wszystko zmienia się na zawsze. Charles Spurgeon
pisząc o cudownej przemianie jaką dokonuje w nas sam Bóg (bez udziału
człowieka!) powiedział: „On [Bóg] może stworzyć ciebie po raz drugi; On może
sprawić, że narodzisz się powtórnie. To jest cud łaski, którego dokonuje Duch
Święty […] U Boga wszystko jest możliwe. On może odwrócić bieg twoich pragnień
oraz kierunek twojego życia i sprawić, że zamiast odchodzić coraz dalej od Boga
będziesz całą swoja istotą skłaniał się ku Bogu. Pan obiecał, że dokona tej przemiany w tych wszystkich, którzy zawrą z Nim
przymierze, a z Pisma Świętego wiemy, że wszyscy wierzący są objęci tym
przymierzem”.
Usprawiedliwienie
bez uświęcenia byłoby usunięciem konsekwencji grzechu przy jednoczesnym
pozostawieniu jego przyczyny, co w rezultacie stawiałoby na naszych barkach
niekończące się i niemożliwe do wykonania zadanie. Nowe stworzenie nigdy nie
potrzebowało służby wewnętrznego uzdrawiania i nigdy nie będzie go potrzebować.
PODSUMOWANIE SOZO
Chrześcijanin,
człowiek zrodzony na nowo (Jk 1,18), jest całkowicie nowym stworzeniem (2 Kor
5,17), którego obecne życie jest odzwierciedleniem jego nowej, duchowej natury.
Będąc
dziećmi Bożymi otrzymaliśmy Ducha usynowienia (Rz 8,15) i to według Niego a nie
według ciała postępujemy (Rz 8,1). Nowa natura chrześcijanina powoduje, że trwa
on w społeczności z Bogiem, który jest światłością i w którym nie ma żadnej
ciemności (1 J 1,5). Nawet jeśli dziecko Boże upadnie to ma w Niebie
orędownika, który jest przebłaganiem za jego przeszłe, teraźniejsze i przyszłe
grzechy. Ofiara Chrystusa uczyniła nas doskonałymi raz na zawsze (Hbr 10,14).
Aby doprowadzić człowieka wierzącego do wszystkich przedstawionych i
deklarowanych efektów posługi Sozo w rzeczywistości wystarczą biblijne zasady,
a nie szereg narzędzi bardziej przypominających świecką terapię czy coaching
aniżeli działanie Ducha Świętego. Życie chrześcijanina jest bardzo proste: jako
odrodzony człowiek żyjący w nieustannej wdzięczności ku Bogu, został stworzony
do pełnienia dobrych uczynków, które Bóg wcześniej przygotował aby były treścią
jego nowego życia. Żyje od teraz dla chwały Bożej, aby rozgłaszać cudowne cnoty
Tego, który powołał go z ciemności do światłości. Zapomina o tym co za nim i
cały czas patrzy w kierunku Chrystusa. W momencie gdy upada (a upadamy wszyscy
i to w najróżniejszych obszarach życia) nie załamuje się bo jest człowiekiem
żyjącym nadzieją, która nie zawodzi. Tą nadzieją jest Chrystus, który jest w
nas (1Tm 1,1). Chrześcijanie naprawdę powinni trwać w winorośli, aby mieć pokój
i przynosić owoce ku chwale Bożej (J 15,4). Pokuta i codzienność w cieniu
krzyża jest wystarczającym środkiem pozwalającym nam na oczyszczenie naszego
życia z każdego grzechu. Ewangeliczny fundamentalizm wynika z prostego
stwierdzenia: życie za życie. Chrystus oddał za nas swoje życie, a my mając
świadomość jak wielką miłością obdarzył nas Bóg, oddajemy Jemu swoje życie. Umieramy na krzyżu, utożsamiamy się z Chrystusem w Jego
śmierci i rodzimy się do nowego życia (Rz 6,6; Gal 2,20).
Przyglądając
się służbie Sozo zastanawiamy się nad jednym: w jaki sposób wierzący ludzie
przez tyle lat potrafili w ogóle funkcjonować bez tej służby? Skoro
jest ona potężnym Bożym działaniem to dlaczego zawiera w sobie tak wiele
zwodniczej ludzkiej mądrości?
Biblia
wyraźnie wskazuje, że wszyscy wierzący w Jezusa Chrystusa są braćmi i
siostrami. Stanowią Bożą rodzinę i jako Boże dzieci są
powołani do służby jedni drugim. W Biblii nie znajdziemy daru doradztwa, ale
Bóg dał nam wiele innych darów Ducha, które mają być wykorzystywane dla
wspólnego pożytku (1 Kor 12,7). Mamy nosić brzemiona jedni drugich (Gal 6,2).
Poprzez odnowienie się w duchu naszego umysłu (Ef 4,23) mamy przyjąć myślenie,
które charakteryzowało Chrystusa i nie dbać tylko o to co nasze, ale i o to co
innych (Fil 2,4). Życie w tym grzesznym świecie stwarza nam wystarczająco dużo
okazji (próby, cierpienia, doświadczenia, walka z grzechem, upadki itd.) abyśmy
mogli być błogosławieństwem dla siebie nawzajem i służyć sobie w miłości
Chrystusowej. To jest istota nowego przykazania,
które zostawił nam Jezus:
„Daję
wam nowe przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali; tak jak ja was
umiłowałem, abyście i wy wzajemnie się miłowali” (J 13,34).
Tragedią
naszych czasów jest to, że Kościół porzucił Boże normy świętości. Zapomnieliśmy
całkowicie o bojaźni Bożej. Kto dziś woła jak
Dawid:
„Spraw,
by serce moje jednego tylko pragnęło, bojaźni imienia twego!" (Ps
86,11).
Dziś
chcemy profesjonalnej muzyki, dobrej zabawy, ciekawych eventów, inspirujących
ludzi, którzy odnieśli sukces w życiu. Chcemy zdrowia i
kariery. Przyjmujemy holistyczny punkt widzenia New Age zamiast biblijnej
prawdy. Nie przychodzimy do Boga w pokucie, ale zwracamy się do służb
uzdrawiania aby leczyć swoje zranienia z przeszłości. Skupiamy się na grzechach
innych ludzi zamiast w pokorze przyznać się do swojego grzechu. Szukamy korzeni
grzechów pokoleniowych zamiast przejrzeć się w doskonałym lustrze Słowa
Bożego. Więcej skupiamy się na demonach aniżeli na Chrystusie!
Sinclair
Ferguson pisał: „Dlaczego tak się dzieje, że bojaźń Boża nie jest już dłużej
uważana za istotę i centrum prawdziwego chrześcijańskiego życia? Uczyniliśmy Boga
małym a człowieka wielkim (…) Dawno temu Marcin Luter wskazał na ten problem,
zwracając się do wielkiego humanisty tamtych czasów, Erazma z Roterdamu,
słowami: „Twój Bóg jest zbyt podobny do człowieka”. Czy te słowa nie są i dziś
aktualne? Czy nasz Bóg naprawdę wykorzystuje najnowsze odkrycia psychologii lub
też okultystyczne metody pochodzące z inspiracji demonicznej? Czy nasz Bóg może
być wizualizowany? Czy naprawdę musimy płacić pieniądze, aby uzyskać zbawienie,
uwolnienie, uzdrowienie (czyt. Sozo)? A co w sytuacji w której osoby świadczące
tę posługę są daleko ode mnie a ja nie mam możliwości dojazdu? Co jeśli jestem
bez żadnych środków materialnych i nie stać mnie na ich pomoc? Co jeśli nie
mają wolnych terminów, a moje uzdrowienie nie może czekać trzech miesięcy? Co
wtedy? Boży cel zawarcia Nowego Przymierza jest bardzo prosty: Uratować
zagubiona ludzkość od mocy diabelskiej. Bóg przygotował plan odkupienia przed
założeniem świata, aby w pełni wyrażał Jego Ojcowskie serce. On sam zapewnia
nam wszystko czego potrzebujemy. Musimy tylko przez wiarę uchwycić się tych
obietnic. Jako dziecko Boże masz pokój z Bogiem, jesteś przez Niego
akceptowany, a sam Bóg który przez Ducha Świętego mieszka w tobie, chce ci
pomagać w życiu troszcząc się o wszystkie sprawy. Dla Niego nie ma rzeczy mniej
lub bardziej błahych w twoim życiu. Jesteś z Nim pojednany i usprawiedliwiony,
a mając sprawiedliwość Chrystusa nie ma już dla ciebie żadnego potępienia. Bóg
przebaczył wszystkie twoje grzechy i teraz jesteś dla Niego miłą wonnością
Chrystusa. Aż trudno sobie wyobrazić to, że Bóg patrzy na nas tak jak ojciec na
syna marnotrawnego powracającego w pokucie do domu. Ojciec okazał mu tak wielką
miłość jak gdyby jego syn nigdy nie opuścił domu. Tak Bóg nas widzi, jako nieskalanych i czystych, jeśli
tylko jesteśmy w Chrystusie.
Patrząc
na historię Sozo widzimy wyraźnie, że nie jest to żadne nowatorskie działanie,
ale totalny mix wszystkiego co do tej pory zostało wymyślone w posłudze
wewnętrznego uzdrawiania i świeckiej psychologii. Taki
duchowy szwedzki stół skupiający w sobie doświadczenia wielu ludzi i służb a
gdzie Słowo Boże jest tylko dodatkiem mającym rzekomo nadawać chrześcijański
smak. Jeśli sesje Sozo nie będą działać w twoim życiu to zaleca się
kontynuowanie pracy w posłudze Shabar. Ciekawe,
bo Biblia mówi:
„Jeśli
więc Syn was wyzwoli, będziecie prawdziwie wolni” (J 8,36).
Sozo
jest zgodne z całą teologią Billa Johnsona, który głosi, że chrześcijanie nie
mogą chorować, ponieważ Jezus nabył dla nas całkowite zdrowie na krzyżu
Golgoty, oferując je wierzącym już w tym życiu. Ewangelia
sukcesu (nie tylko pieniądze, ale i zdrowie) nie jest oparta na Słowie Bożym,
ale na dowolnej interpretacji i kształtowaniu własnej teologii poprzez
doświadczenia, osobiste przeżycia a także namiętności. Nie ma ona nic wspólnego
z prawdziwą Ewangelią Jezusa Chrystusa i prowadzi do błędnego nauczania, jakoby
chrześcijanie już tutaj na ziemi mieli cieszyć się pełnią błogosławieństw
niebiańskich. Dodatkowym problemem jest cała
teologia ruchów wierzących w czas dominacji kościoła nad światem, jednocześnie
wykluczających kościół prześladowany z powodu świadectwa Chrystusa.
ŚWIADECTWO CARYL
MATRISCIANA
Dla
tych z nas, którzy nie znają historii jej życia, możemy powiedzieć, że była ona
kobietą, która spróbowała wszystkiego ze szwedzkiego stołu demonicznej
duchowości. A całe jej życie zmieniło się w jednej
chwili, kiedy Bóg w osobie Jezusa Chrystusa objawił jej siebie samego: „Bóg dał
mi cenny dar ciągłego wewnętrznego uzdrawiania siebie. Dawniej pogoń za
zdrowiem i samodoskonaleniem przywodziły mnie ku niekończącym się terapiom,
psychotechnikom, rozważaniom medytacyjnym, hipnozie, jodze i tym podobnym
pozarozumowym technikom. Od dzieciństwa żywiłam niechęć wobec rodziców i innych
dorosłych. Czułam się zaniedbywana przez to, że rodzice posyłali mnie od małego
do szkół z internatem. Brak poczucia oparcia w domu niewątpliwie wpływał
na moje trudności w kontaktach z innymi osobami, obcymi czy nawet bliskimi.
Doznałam również innych głębokich okaleczeń, zbyt licznych, by je wszystkie
przywołać na pamięć. Czułam, że również to przyczyniało się do mego braku poczucia
bezpieczeństwa. Jezus, Wielki Lekarz, przybywa z darem uzdrowienia w swych
dłoniach. Rady Jezusa, Wielkiego Obrońcy, przewyższają wszystkie metody
psychologii ludzkiej. Kiedy przyzwoliłam aby wszedł w moje życie, zaczął mnie
uzdrawiać z ran wewnętrznych i niepokojów. Nie było żadnych godzin
przeznaczonych na wzmocnienie psychiczne, bym była bardziej pozytywnie
nastawiona do życia. Żadnych bolesnych wglądów w podświadomość, żadnego
„ponownego narodzenia” przywodzącego z powrotem do łona czy ku wcześniejszemu
życiu, nie było też żadnego zwrotu ku wcześniejszym stronom, czy odtwarzania
dawniejszych wyobrażeń. Jezus uzdrowił mnie swoją mocą wybaczania i pomógł mi
przebaczyć innym. Jezus uzdrowił mnie ucząc miłości do tych, którzy mnie
zranili. Te dwa dary – przebaczenie i miłość – były zupełnie nowymi dla mnie.
Moje pojednanie z potężnym, zmartwychwstałym Chrystusem napełniło mnie
biblijnym pokojem, który przekraczał rozumienie. A wszystko to promieniowało z cudownego doświadczenia – Jezus mnie
umiłował!”.
Integralną częścią
prawdziwego życia chrześcijanina jest cierpienie. Nawet najbardziej
powierzchowna lektura Nowego Testamentu pokazuje nam, że życie chrześcijańskie
to próby, walki, konflikty i ucisk. Bóg nikogo nie oszukuje ukazując mu
lukrowaną wersję życia chrześcijańskiego jak to często robi dziś wielu
popularnych ewangelistów i kaznodziei. Słowo Boże mówi wyraźnie, że musimy
przejść przez wiele ucisków aby wejść do Królestwa Bożego (Dz 14,22). Te uciski
nie tylko są częścią życia w tym skażonym grzechem świecie, ale w życiu
chrześcijanina są dodatkowo Bożym sposobem aby doprowadzić nas do świętości.
Apostoł Jan na wyspie Patmos roztacza przed nami krajobraz życia
chrześcijańskiego, który nie jest wolny od ucisku (zob. J 16,33; Dz 14,22; 1P
4,1-2; Hbr 5,7-10, Obj 2,9.22; 7,14). Biblii obca jest nauka mówiąca o pełnym
szczęścia, sukcesu, zdrowiu itp. życiu w tym świecie. Nasze społeczności muszą
być miejscami gdzie miłość Chrystusa będzie odczuwalna dla każdego, kto
szczerze chce podążać wąską drogą. Pamiętajmy przy tym o słowa Dave Hunta: „Mnożenie
niebiblijnych, nielogicznych i niczym nie popartych teorii zdaje się nie mieć
końca. Powinno być jasne, że żadna z popularnych egotycznych psychologii nie
wyzwoli nas od naszego „Ja” – a ono jest prawdziwym adwersarzem. Tymczasem „Ja”
zostaje wzmacniane większym poczuciem godności, pewności siebie, własnej
wartości etc., tak by umiało panować nad swoim królestwem. Jednak Biblia mówi,
że naszego „Ja” należy się przede wszystkim zaprzeć, uznając śmierć Chrystusa
za własną. Wystarczało to apostołom i pierwszemu Kościołowi. Teraz usiłuje się
nas przekonać, że nie jest to już skuteczne”. Ciekawym jest również spostrzeżenie Paula C. Vitz’a, który powiedział, że:
„Pod wieloma względami cała współczesna psychologia, niezależnie od swych
teoretycznych korzeni, z powodu akcentowania wagi specjalnej, poniekąd
ezoterycznej wiedzy może być interpretowana jako część rozległej herezji
gnostycznej”.
Wielu
psychoanalityków wierzy, że świat duchowy naprawdę istnieje w podświadomości. Wiedza
uznawana przez gnostyków jako klucz do sensu życia, jest dla nich jednocześnie
drogą zbawienia. Skupiając naszą uwagę na ludzkim wnętrzu, jesteśmy odciągani
od biblijnej prawdy w kierunku freudowsko – jungowskiej obsesji starającej się
zrozumieć człowieka przy jednoczesnym odrzuceniu Boga.
"I
leczą rany swojego ludu powierzchownie, mówiąc: Pokój, pokój! - choć
nie ma pokoju" (Jr 6,14).
"To
wam powiedziałem, abyście mieli pokój we mnie. Na
świecie będziecie mieć ucisk, ale ufajcie, ja zwyciężyłem świat" (J
16:33).
"Jezus mu odpowiedział: Nikt, kto przykłada swoją rękę do pługa i ogląda się wstecz, nie nadaje się do królestwa Bożego" (Łk 9:62).