W ostatnim czasie zastanawiałem się nad kwestią zborowej biblioteki czy też, w przypadku większych denominacji, lokalnej księgarni danego kościoła. Biblioteka zborowa często daje nam szerszy obraz danej społeczności. Nierzadko odwiedzając nowe miejsce mamy tendencje do zaglądania w głąb regałów wypatrując określonych pozycji poprzez które możemy dowiedzieć się więcej aniżeli z kazania, które dopiero zamierzamy usłyszeć. Często to właśnie woluminy książkowe powiedzą nam w co tak naprawdę wierzą liderzy społeczności. Będzie to o wiele większe świadectwo prawdy aniżeli ich własne deklaracje.
Biblioteczka
zborowa powinna zawierać tylko najlepsze pozycje książkowe, które swoją treścią
będą uwielbiać Jezusa i oddawać chwałę Bogu. Książki
te powinny docelowo zachęcać nas do szukania prawdy w Słowie Bożym, a także
wzbudzać w nas pragnienie głębszej społeczności z naszym Panem. Każdy zborowy
księgozbiór nie spełniający tych kryteriów powinien być przez nas traktowany
jako zwykły sklep ukierunkowany na ekonomiczny zysk i rządzący się prawami
rynku - dostarczający towar, na który jest zapotrzebowanie. Biblioteka zboru
musi reprezentować to, w co pastor oraz liderzy wierzą.
Nie
może być rozdźwięku pomiędzy oficjalnymi deklaracjami wygłaszanymi zza
kazalnicy a propagowaną literaturą. Dla Boga obrzydliwością
jest ludzka przewrotność. Jakże często
oficjalna nauka kościoła całkowicie rozmija się z tym, co zawierają sprzedawane
książki, które w prosty sposób mogą doprowadzić czytelnika do duchowego zamętu,
a w najgorszym przypadku do duchowej katastrofy.
Dlaczego
więc tak wiele kościołów poleca, reklamuje, zachwala i sprzedaje książki
najróżniejszych heretyków? Żyjemy w rzeczywistości, w
której co druga sprzedawana pozycja to teologiczna trucizna, która tylko z
nazwy jest literaturą chrześcijańską. Żyjemy w czasach, których jedną z cech
charakterystycznych jest mieszanina prawdy i kłamstwa. To zamieszanie cechuje
wiele obszarów życia kościoła. Dotyczy to tak samo sprzedawanej literatury,
gdzie w jednym rzędzie potrafimy ustawić obok siebie D. Wilkersona, C.H.
Spurgeona, K.E. Hagina, B. Hinna czy też R. Warrena. A największą tragedią jest
to, że nie widzimy w tym żadnej sprzeczności. Żadnego kontrastu! Ba, potrafimy
jednym tchem zachwalać prawdziwych mężów Bożych wraz z heretykami! Wszystko
jest akceptowalne! Nie wolno krytykować i osądzać.
Myślę,
że XXI wiek jest czasem bardzo trudnym dla Kościoła Jezusa Chrystusa. Powoli
jesteśmy świadkami kształtowania się Jednej Światowej Religii, która będzie
stanowić fałszywy kościół, fałszywą oblubienicę. To są bardzo groźne czasy
wymagające od wierzących prawdziwego zaangażowania oraz troski o sprawy Pana.
Dziś walka toczy się o prawdę. Wydawana literatura ma ogromny wpływ na życie
ludzi wierzących. I może to być bardzo dobry wpływ, który poprzez świadectwa
końca życia wielu ludzi, będzie dla nas ogromną zachętą do życia pełnego pasji
oraz poświęcenia dla Królestwa Bożego (poczytajcie chociażby biografie Hudsona
Taylora, Georga Mullera itp.). Z drugiej strony z ogromną łatwością książka z
pozoru chrześcijańska może doprowadzić do tragedii. Dlatego też Kościół musi
być miejscem schronienia dla człowieka. Miejscem gdzie ludzie niewierzący
odnajdą prawdę i zostaną uratowani przed zgubą, a wierzący będą umacniali swoją
wiarę. Tymczasem dziś w wielu kościołach ma miejsce handel
herezją.
Często
w zborach dochodzi do paradoksalnych sytuacji. Zza
kazalnicy ludzie mogą usłyszeć czyste Słowo Boże, które ma moc zmieniać ich
życie. A po nabożeństwie ci sami ludzie, mogą bez żadnych przeszkód, a nawet za
akceptacją i przychylnością pastora czy też liderów, zaopatrzyć się w książki,
których konsekwencje mogą być dramatyczne. Paradoks czy tez może rzeczywistość
w której przyszło nam żyć?
Wybaczcie
mi sentymentalizm, ale niegdyś w zborach ewangelicznych byli bracia, których
odpowiedzialnością było zapoznawanie się z wchodzącą do Kościoła literaturą. Taki
brat sam zapoznawał się z daną pozycją i rozsądzał czy powinna ona być polecana
wierzącym. Moim zdaniem taki model pokazuje jak wielka jest odpowiedzialność
starszych w Kościele. Jak bardzo rzeczywistość kościelna uległa transformacji w
ostatnich latach. Za wszelką cenę staramy się dostosować do panujących trendów
i tego rodzaju służba wydaje nam się abstrakcją. W sumie patrząc na rynek
wydawniczy jest to prawda. Dziś co drugą pozycję trzeba już po samej
okładce wyrzucić do kosza. Osobnym problemem jest to, że chrześcijanie chcą
czytać takie książki! Kto dziś chce słyszeć o uświęceniu i o krzyżu?
Dziś
pogaństwo i świat wchodzą do kościoła poprzez szeroko otwarte drzwi. Są
zapraszani do wspólnot chrześcijańskich. Nie
muszą wdzierać się siłą, ale za zgodą i przychylnością wierzących, dostają się
do środka i rozsiewają śmiertelną truciznę w sercach i umysłach chrześcijan.
Przyjrzyjmy się
dzisiejszej literaturze. Ile z dostępnych pozycji będzie nas zbliżało do
Chrystusa, powodowało wzrost w naszym chrześcijańskim życiu i prowadziło do
usilnego pragnienia świętości życia, aby zachować siebie samego nieskalanym
przez ten świat? Z drugiej strony ile z nich będzie odnosić się do pragnień
cielesnego człowieka: zdrowia, sukcesu, bogactwa. Ile z nich będzie sugerować
nam, że humanistyczno - korporacyjne podejście w budowaniu Kościoła, jest
lepsze i skuteczniejsze aniżeli poleganie na Bożym Duchu? Dziś chcemy być
zwycięzcami, chcemy panować, chcemy marzyć razem z Bogiem, chcemy uwalniać się
od najróżniejszych przekleństw, chcemy uzdrawiać, chcemy tak wielu rzeczy... a
nie chcemy samego Chrystusa. Często tylko wydaje nam się, że nasze pragnienia,
marzenia czy działalność jest czyniona w imię Chrystusa. Czy sam Chrystus
przestał nam wystarczać?
Istotą
chrześcijaństwa jest nieustanna koncentracja na krzyżu Chrystusa, a nie na nas
samych i naszych potrzebach. Podobnie jeśli chodzi o
literaturę, powinniśmy karmić się książkami, które będą nas budować. Będą dla
nas zachętą oraz motywacją, aby jeszcze głębiej poznawać Boże serce. Naturalną
konsekwencją będzie również wzmożone pragnienie zagłębiania się w Słowo
Boże.
Współczesna
"literatura chrześcijańska" zawiera wiele pozycji, które docelowo
mają doprowadzić nas do Kościoła Katolickiego. Nie
bójmy się prawdy, która pokazuje iż wielu ewangelicznych autorów poprzez swoje
książki propaguje i buduje w nas fałszywy obraz Kościoła Katolickiego jako
innej denominacji chrześcijańskiej. Miejmy
również na uwadze szerzący się mistycyzm, a także duchowość new age wprowadzaną
do kościołów ewangelicznych poprzez różnego rodzaju literaturę "chrześcijańską".
Oczywiście,
pastor czy bracia starsi nie mają prawa kontrolować życia swoich braci czy
sióstr. Wszelka forma kontroli jest duchowym
nadużyciem i nie może być tolerowana w Kościele Pana Jezusa Chrystusa. Jednakże
osoby stojące na czele danej społeczności, muszą wziąć za nią odpowiedzialność.
A ta wiąże się nie z kontrolą, ale z poczuciem troski o życie ludzie i
świadomością, że przyjdzie im kiedyś stanąć przed samym Chrystusem i zdać
sprawę ze swojego życia.
W
wielu zborach liderzy świadomie nie chcą brać odpowiedzialności za to jaka
literatura jest oficjalnie sprzedawana w kościele czy też propagowana wśród
wierzących. Mieszanina prawdy i kłamstwa ma się bardzo
dobrze. Podobnie jak pozorna bezkompromisowość zza kazalnicy i bierność w życiu
codziennym. Liderzy chcąc uniknąć odpowiedzialności oraz związanych z tym
konsekwencji, zasłaniają się wolnością ludzi lub brakiem poznania w danym
temacie. Inną cechą charakterystyczną jest zwykła obojętność czy też
ignorancja.
"Lud
mój ginie gdyż brak mu poznania..." (Oz 4,6). To jest
częsta rzeczywistość dzisiejszego Kościoła. Brak poznania w zasadniczych
tematach, będących integralną częścią życia chrześcijańskiego. Jednym z
obowiązków dobrego pasterza jest ochrona trzody przed zagrożeniem. Nie łudźmy
się, że wilk zapuka do drzwi naszych zborów oficjalnie. Diabeł jest mistrzem w
zwodzeniu ludzi. To właśnie nasz przeciwnik stara się wedrzeć i zniszczyć
trzodę od środka. W tym celu wykorzystuje najróżniejsze narzędzia, w tym
literaturę. Pewnie wielu z nas nawet nie jest
w stanie sobie wyobrazić jakie konsekwencje może mieć przeczytanie książki
zawierającej niebiblijną naukę.
Musimy
zrozumieć, że nie wystarczy dbanie o naukę, która jest głoszona w niedzielę czy
też na innych oficjalnych spotkaniach kościoła. Bardzo
ważną rzeczą jest dbanie o czystość nauki, którą ludzie karmią się w tygodniu.
Jeszcze raz powtórzę, tu nie chodzi o kontrolę, ale o sprawdzanie wszystkiego z
nieomylnym Słowem Bożym. Musimy wreszcie przebudzić się z naszego letargu i
wziąć odpowiedzialność za to co jest sprzedawane czy udostępniane w
bibliotekach zborowych. Podobnie musimy
wykazać inicjatywę i zainteresować się jaką nauką karmieni są wierzący, którzy
mają dostęp do internetu, a często są uczestnikami najróżniejszych konferencji.
Pamiętajmy,
że udostępniając daną pozycję książkową w zborze, bierzemy za nią bezpośrednią
odpowiedzialność. Tłumaczenie "nie wiem o czym ona
jest", "nie czytałem jej", "ludzie którzy czytają Biblię na
pewno nie uwierzą w żadne herezje które są tam napisane" - jest naiwne.
Obojętność wielu liderów jest zatrważająca. Wielokrotnie byłem świadkiem kiedy
ludzie zwracali liderom uwagę o swoich wątpliwościach związanych z danym
autorem czy też książką. Równie często widziałem sytuacje, w których ci sami
liderzy z ogromną obojętnością (a często totalną ignorancją) podchodzili do
tego typu ostrzeżeń i nie zrobili kompletnie nic, aby zapoznać się z danym
nauczaniem.
Największą
tragedią jest jednak sytuacja, w której ludzie świadomie dopuszczają do
dystrybucji danej pozycji, mając wiedzę, że zawiera ona niebiblijną naukę,
tylko ze względu na jej popularność wśród innych wierzących. Kiedy w Kościele
zaczynamy kombinować po swojemu i robić rachunek zysków i strat, to jesteśmy
jak faryzeusze a nie jak naśladowcy Chrystusa, dla których prawda jest
fundamentem wszystkiego.
Ostatnio
jeden z braci zwrócił mi uwagę na fragment z Księgi Abdiasza. W
rozdziale 1 wersecie 11 czytamy takie słowa: "Gdy wrogowie do niewoli jego
wojska brali, gdy zaczęli zajmować bramy do miast jego, o samą zaś Jerozolimę
rzucili losy – ty patrzyłeś na to obojętnie i byłeś jakby jednym spośród
nich" (BWP).
Obojętność
w Bożych oczach jest równoznaczna ze współwiną. W
artykułach Rogera Oaklanda tak często przejawia się wezwanie do pobudki. Już
najwyższy czas, aby przestać udawać, że wszystko jest w porządku. Musimy z
powrotem skierować nasz wzrok na bibliocentryczne chrześcijaństwo pełne
jednoznacznej i stanowczej walki o prawdę i czystość nauki.
Cotton
Mather powiedział, że: "Ignorancja jest matką nie pobożności, lecz
herezji". Liderzy, którzy świadomie ignorują kwestie
zwiedzenia są ludźmi, którzy swoim życiem nie pokazują, że prawda ma dla nich
najwyższe znaczenie, a tym samym zapierają się Pana.